Optymizm mimo zagrożeń
Tak dobrego okresu jak pierwsze cztery
miesiące roku w gospodarce nie było od dawna: przemysł z miesiąca
na miesiąc produkuje więcej, budownictwo wychodzi z dołka, rośnie
sprzedaż w krajowych sklepach i na eksport. W dodatku
przedsiębiorstwa mają pieniądze i zaczynają inwestować, a na rynku
pracy widać - wprawdzie jeszcze słabe - oznaki poprawy. Wszystko
to świadczy, że gospodarka naprawdę ruszyła i że prawdopodobnie
cały ten rok będzie dla niej udany - pisze na łamach
"Rzeczpospolitej" Halina Bińczak.
22.05.2004 | aktual.: 22.05.2004 10:11
I choć w jakimś stopniu przyczyniły się do tego obawy przed wzrostem cen po wejściu do Unii, to liczą się efekty - 6,5% wzrostu w pierwszym kwartale i może ponad 5% w roku. To dobry początek. Tak bardzo jednak przyzwyczailiśmy się narzekać na sytuację ekonomiczną, że nawet oczywiste jej polepszenie skłania nas raczej do prognozowania niekorzystnego obrotu wydarzeń niż do zastanowienia się nad tym, jak tę poprawę udało nam się osiągnąć - i jak ją utrzymać - podkreśla publicystka dziennika.
Ożywieniu nie przeszkodziła bowiem - choć pewnie opóźniła jego nadejście - fatalna sytuacja finansów publicznych ani ciągłe zawirowania polityczne i rezygnacja rządu Leszka Millera. Oznacza to, że nasza gospodarka jest już w pewnym stopniu niewrażliwa na politykę, choć z pewnością nie jest jeszcze na nią tak odporna jak w krajach, gdzie państwo mniej angażuje się w procesy ekonomiczne - zauważa komentatorka gazety.
Dlatego, choć nie ma co ukrywać satysfakcji z dotychczasowych osiągnięć, nie można pozwolić, żeby nas one uśpiły. Już raz poczuliśmy się przecież "tygrysem Europy" - i wiadomo, jak to się skończyło. Warto o tym pamiętać - zwłaszcza gdy teraz czeka nas reforma finansów państwa i gdy wisi nad nami niebezpieczeństwo zwiększenia długu publicznego. Nie powinniśmy jednak popadać w czarnowidztwo: gospodarce ono dobrze nie służy. Podobnie zresztą jak przesadny optymizm - konkluduje Bińczak w "Rzeczpospolitej". (PAP)