Opozycja się nie spieszy ws. wyborów. Pomysł Tuska podważany w PO

Liderzy partii opozycyjnych najwcześniej na początku przyszłego roku mają zdecydować, w jakiej formule wystartują w wyborach parlamentarnych – dowiaduje się nieoficjalnie Wirtualna Polska. Według naszych ustaleń wśród partii opozycyjnych obowiązuje nieformalny "pakt o nieagresji", choć wspólne spotkania wciąż nie przybliżają ani do wspólnego programu, ani decyzji o kształcie list. Proponowana przez Szymona Hołownię debata liderów opozycji nie doszła do skutku, mimo pierwotnej zgody wszystkich stron.

Liderzy partii opozycyjnych nie podjęli jeszcze decyzji w sprawie formuły startu w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych (Photo by Mateusz Wlodarczyk/NurPhoto via Getty Images)
Liderzy partii opozycyjnych nie podjęli jeszcze decyzji w sprawie formuły startu w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych (Photo by Mateusz Wlodarczyk/NurPhoto via Getty Images)
Źródło zdjęć: © GETTY | NurPhoto
Patryk Michalski

Liderzy największych partii opozycyjnych od wielu tygodni są pytani o to, w jakiej formule zamierzają pójść w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Każdy z nich w rozmowie przekonuje do własnej koncepcji, choć w kuluarach trwają negocjacje w sprawach wspólnego stanowiska. W Wirtualnej Polsce sprawdzamy, czy opozycja robi jakiekolwiek postępy w tej sprawie, jakie opcje leżą obecnie na stole, i która z nich jest najbardziej prawdopodobna.

Donald Tusk przekonuje opozycję do szerokiej koalicji wszystkich partii, bo uważa, że "jedna lista opozycji daje gwarancję zwycięstwa w wyborach". – Pójście osobno: w dwóch, trzech, czterech blokach, nie pozbawia nas szansy na zwycięstwo, ale ją osłabia – twierdzi lider PO. Na razie jednak jego pomysł nie budzi powszechnego entuzjazmu w opozycji. Według naszych informacji nie podoba się też grupie posłów Platformy Obywatelskiej.

Największym przeciwnikiem wspólnego startu wszystkich ugrupowań jest PSL, które chciałoby dwóch list. Polska 2050 jest gotowa do ewentualnej koalicji zarówno z ludowcami, jak i Platformą, choć ze względu na brak konkretnych ruchów, na razie przygotowuje się do samodzielnego startu. Nowa Lewica nie wyklucza żadnej opcji, jej liderzy zapowiadają, że postawią na rozwiązanie, które będzie dawało największe szanse na zwycięstwo.

Różnica zdań w PO

Do pomysłu startu wszystkich partii opozycyjnych z jednej listy nie jest w pełni przekonany Grzegorz Schetyna. Były szef PO w programie "Tłit" Wirtualnej Polski przyznał, że bliżej mu do koncepcji dwóch list. – Pamiętam naszą jedną listę w wyborach europejskich, ale ona jeszcze bardziej zmobilizowała wyborców drugiej strony. Wiele wskazuje na to, że wariant dwóch list – bez przesądzania, jak one będą zbudowane – mógłby być skuteczniejszy, jeżeli chodzi o wynik wyborczy opozycji – mówił Schetyna.

Były szef PO pytany o różnicę zdań z obecnym liderem partii stwierdził, że "to oczywiste, że szef największej partii opozycyjnej będzie chciał budować jedną listę, która wygrywa wszystko i bierze wszystko". – Kto jest otwarty i chce naprawdę wygrać, nie może niczego wykluczyć. Zaufajmy tym, którzy odpowiedzą na badania ankieterów i pozwolą wyciągnąć najlepsze wnioski. Schetyna dodał, że "Tusk ma najlepsze doświadczenia zwycięstw z PiS". Zastrzegł jednak, że obecnie "sytuacja jest inna, więc trzeba mieć doświadczenia wygrywania", ale również czerpać z przegranych dla opozycji kampanii.

– Nie można powiedzieć "robimy tak i koniec", bo może się to skończyć tym, że opozycja pójdzie do wyborów na kilku listach, trzech czy czterech, co jest oczywistym kluczem do wyborczej porażki – stwierdził. Były lider PO podkreślał, że ważne jest wzajemne zaufanie i dobre relacje na opozycji. Według naszych informacji liderzy największych partii opozycyjnych zawiązali nieformalny "pakt o nieagresji". Polega on na tym, by w związku z przyszłorocznymi wyborami nie szukać różnic i nie atakować się wzajemnie, by nie zamykać sobie drogi do porozumienia i ewentualnego wyborczego sojuszu.

"Wywrócony stolik"

Okazją do rozmów o wspólnym starcie i programach wyborczych miała być sobotnia debata liderów opozycji, którą na początku roku zaproponował Szymon Hołownia. Według działaczy tej partii, choć termin był ustalony i zaakceptowany przez wszystkich szefów największych ugrupowań, to kilka dni przed wydarzeniem przedstawiciele PO, PSL i Nowej Lewicy przekazali, że data jednak im nie odpowiada. Hołownia przekazał, że "pojawiły się wątpliwości, czy to nie za wcześnie, czy może powinno się takie wydarzenia organizować bliżej wyborów". Nieoficjalnie jego współpracownicy mówią, że Polska 2050 nie będzie proponowała nowego terminu, jeśli szefowie innych ugrupowań nie są zainteresowani rozmową.

Zdaniem polityków PO Hołownia swoim wydarzeniem próbuje się budować i tylko po to potrzebna była mu taka debata. Przedstawiciele PSL twierdzą, że za wcześnie na taką rozmowę, a posłowie Nowej Lewicy przekazali, że decyzja o zmianie terminu została uzgodniona i zaakceptowana przez wszystkich. Przedstawione wersje wzajemnie się wykluczają, choć pochodzą od osób, które bezpośrednio brały udział w negocjacjach. To wskazuje na wewnętrzne tarcia.

Po "wywróceniu stolika", bo tak rezygnację z debaty określają przedstawiciele Polski 2050, partia Hołowni przyznaje, że na razie przygotowuje się do samodzielnego startu, choć wierzy w to, że w końcu opozycji uda się dojść do porozumienia w sprawie kształtu list. Posłowie tej formacji obawiają się jednak, że perspektywa porozumienia w przyszłym roku jest zbyt odległa i kiedy PiS będzie składał obietnice wyborcze, opozycja dopiero będzie dyskutowała na temat możliwych koalicji, programu i ułożenia list.

Z tego powodu Nowa Lewica chce, by jeszcze przed wyborami wszystkie partie opozycyjne podpisały porozumienie o współpracy po wyborach, utworzeniu rządu w przypadku wygranej i postulatach, które wszyscy mogliby zrealizować. Na razie i w tej kwestii nie ma jednak szczegółowych ustaleń.

W nieoficjalnych rozmowach politycy opozycji podkreślają jednak, że mimo braku konkretów "klimat rozmów jest całkiem dobry", najważniejsze jest utworzenie wspólnych kanałów komunikacji i rezygnacja ze wzajemnych ataków. To na razie jedyny postulat, co do którego wszyscy są zgodni, choć każda ze stron w nieoficjalnych rozmowach ma długą listę wzajemnych zastrzeżeń.

PiS może zaskoczyć opozycję

Przedstawiciele PO, PSL i Nowej Lewicy twierdzą też, że podjęcie decyzji o formule startu w tej chwili byłoby nieodpowiednie ze względu na możliwe ruchy Prawa i Sprawiedliwości, które mogą ich zaskoczyć. Chodzi przede wszystkim o zapowiadaną m.in. przez Ryszarda Terleckiego ustawę, która miałaby przesunąć termin wyborów samorządowych z jesieni przyszłego roku na wiosnę 2024 roku. Opozycja boi się, że przy tej okazji partia rządząca będzie próbowała zmienić ordynację wyborczą, mimo że oficjalnie nie ma takich planów.

Pałac Prezydencki jeszcze przed ujawnieniem projektu wysyła sygnał, że Andrzej Duda nie jest chętny takim zmianom. - Znam podejście prezydenta do kwestii wyborów. Uważa on, że powinny odbywać się w terminach konstytucyjnych, chyba że wystąpią jakieś szczególne okoliczności. Nie wydaje się, żeby nakładanie się wyborów było taką okolicznością – stwierdził minister Andrzej Dera w TVP. Według naszych źródeł podobne słowa mieli usłyszeć też bezpośrednio ważni politycy PiS.

Ton wypowiedzi głowy państwa jest jednak mniej jednoznaczny. – Po pierwsze, nikt jeszcze z taką inicjatywą do mnie nie wystąpił, od tego zacznijmy, nikt nie odbywał ze mną żadnych w tej sprawie poważnych konsultacji, więc temat jest dla mnie tematem wyłącznie medialnym. Natomiast fakt, że te wybory się zbiegają i że jest to sytuacja taka, która w moim przekonaniu jest sytuacją dosyć trudną – powiedział we wtorek Andrzej Duda na konferencji prasowej.

Przeciwnikiem zmiany terminu wyborów samorządowych są liderzy partii opozycyjnych. - Nie widzę żadnego obiektywnego powodu, takiego jak np. dobro samorządów, ład konstytucyjny, porządek prawny – mówił Donald Tusk. W podobnym tonie wypowiadali się Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty. Jarosław Kaczyński - mimo wcześniejszych zapowiedzi ustawy o przesunięciu terminu wyborów, stwierdził we wtorek, że "w tej chwili nie ma żadnej ostatecznej decyzji jak rozwiązać problem związany z terminem wyborów parlamentarnych i samorządowych w podobnym czasie". Opozycja jednak nie czuje się uspokojona, bo ma przeświadczenie, że partia rządząca będzie forsowała pomysł zmiany terminu wyborów samorządowych.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
opozycjawybory parlamentarne 2023donald tusk
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (141)