Opozycja rozczarowana odrzuceniem wniosków o samorozwiązanie Sejmu
Posłowie opozycji nie kryli rozczarowania po
odrzuceniu przez Sejm wniosków o jego samorozwiązanie. Ich
zdaniem, to zwycięstwo tych posłów, dla których liczą się tylko
apanaże i pozostawanie jak najdłużej w budynku Izby.
Przedstawiciele koalicji podkreślali, że słowa krytyki pod adresem Sejmu są uzasadnione, ale dążenie do skrócenia kadencji jest zbyt daleko idące.
Sejm odrzucił w piątek wszystkie projekty uchwał o samorozwiązaniu Izby, głosami klubów SLD, FKP, UP i połowy posłów niezrzeszonych. Projekty zgłosiły kluby: PiS, PO, LPR i Samoobrony.
Wiceprzewodnicząca PO Zyta Gilowska powiedziała dziennikarzom, że jest rozczarowana stanowiskiem posłów, którzy nie zagłosowali za skróceniem kadencji. "Ten Sejm i tak nie wytrzyma do końca kadencji. To jest tylko przedłużanie agonii i denerwowanie obywateli" - oceniła.
Gilowska, oceniając wyniki głosowań, uznała, że "posłowie wykonują zbyt wiele ruchów samozachowawczych. "To jest najprostsza z możliwych koalicji - zostać w tym budynku. A, moim zdaniem, jest bardzo ładna pogoda i należałoby ten budynek opuścić chociaż na kilka tygodni, żeby się przewietrzył" - zaznaczyła.
Lider Samoobrony Andrzej Lepper powiedział, że głosowania pokazały, że i>"część posłów trzyma się kurczowo ław poselskich, licząc na apanaże jeszcze przez najbliższy rok, a może i półtora". "Ten Sejm, w tym kształcie, nie ma już moralnego prawa do funkcjonowania. Dlatego chciałem, żeby były nowe wybory i społeczeństwo obdarzyło zaufaniem inny układ" - zaznaczył.
Z kolei marszałek Sejmu Józef Oleksy (SLD) choć przyznał, że "część argumentów pokazujących słabości Sejmu jest zasadna", to nie krył radości, że wnioski o samorozwiązanie Izby nie zyskały jednak wystarczającego poparcia. "Dobrze, że wniosek nie przeszedł, dlatego że rozwiązanie parlamentu w każdym państwie jest objawem nadzwyczajnej sytuacji. Nie przez przypadek konstytucja mówi, kiedy może następować rozwiązanie Sejmu - to jest nieprzyjęcie budżetu i niemoc w powołaniu rządu" - przypomniał.
Jego zdaniem, "w innych sytuacjach wola samorozwiązania na ogół wynika z kalkulacji politycznych". "Ci, którzy mają dobre wyniki w sondażach, chcą szybciej je udokumentować, a inni się przed tym bronią" - ocenił.
Przewodniczący klubu PiS Ludwik Dorn powiedział, że dzięki głosowaniu w sprawie samorozwiązania Sejmu wyklarowała się bardzo istotna linia podziału w Sejmie. "Wyborcy są o tym poinformowani. To głosowanie jest istotną informacją dla decyzji wyborczych obywateli" - zaznaczył.
W głosowaniach nad projektami uchwał o samorozwiązaniu Sejmu nie głosowało od 7 do 9 posłów Socjaldemokracji Polskiej, m.in. Barbara Ciruk, Arkadiusz Kasznia, Sylwia Pusz i Joanna Sosnowska. Izabella Sierakowska (SdPl) ich nieobecność tłumaczyła tym, że część z nich rejestrowała w tym czasie listy kandydatów do PE w swoich okręgach. "Jesteśmy nową partią, która z marszu, bez członków i pieniędzy, przystąpiła do wyborów do PE, które są dla nas być albo nie być" - wyjaśniła.
"Wynik głosowania był dosyć przewidywalny" - powiedział Eugeniusz Kłopotek z PSL. Jak ocenił, podczas głosowania zwyciężyły zarówno instynkt samozachowawczy formacji SLD i UP oraz pojedynczych posłów. Zaznaczył, że "niewytłumaczalne" jest niegłosowanie za samorozwiazaniem Sejmu kilkunastu posłów Stronnictwa. W zależności od projektu, za skróceniem kadencji nie głosowało od 12 do 13 ludowców, m.in. Jan Bury, Jarosław Kalinowski, Józef Zych i Stanisław Żelichowski.
Kłopotek powiedział, że tylko nieobecność trzech z nich jest usprawiedliwiona z ważnych przyczyn osobistych. Reszta będzie się musiała ze swojego zachowania wytłumaczyć przed rzecznikiem dyscypliny.
"Ostatecznym testem dla wiarygodności tych kolegów i wyrazistości, jednoznaczności klubu, będzie głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Marka Belki" - oświadczył Kłopotek. Ostrzegł, że jeśli któryś z posłów zamierza głosować za udzieleniem wotum zaufania nowemu rządowi - niech lepiej wcześniej wystąpi z klubu.