Oni mogą zagrozić Platformie?
Ruch Palikota i SLD mają pole do stworzenia alternatywy rządzenia Polską. I do walki z PO dającej szansę wygranej, a przynajmniej współrządzenia, jak równi z równymi - pisze Waldemar Kuczyński w najnowszym felietonie dla Wirtualnej Polski. Na razie jednak pole wygląda jak ugór - zauważa publicysta.
Patrzę na popularność partii w sondażu OBOP dla "Gazety Wyborczej" z 1-4 marca br. I co widzę? Widzę być może zatrzymanie spadku popularności Platformy Obywatelskiej, ale to nie jest pewne, bo wzrost notowań o punkt to tyle co nic. W ostatnich pięciu miesiącach PO już rosła w sondażach, a i tak od października 2011 spadek notowań jest widowiskowy, z 42 % do 29 %. Być może Premier medialną ofensywą, jednak nazbyt widocznie piarowską, zatrzymał zjazd sondażowy partii, ale to nie jest pewne. Platforma trwa nadal w pozycji chwiejnej.
A co z pozostałymi partiami przekraczającymi próg 5%? O żadnej nie można powiedzieć, że poparcie dla niej rośnie lub spada. Wykresy popularności skaczą w wąskich pasmach przypominając lekko drgające poziome linie proste. Jedynym więc ewidentnym zjawiskiem w ostatnich miesiącach, gdy chodzi o nastawienie wyborców, jest rozczarowanie części z nich Platformą Obywatelską. O powodach tego zawodu pisano wiele, więc nie będą się powtarzał. Część wyborców zawiodła się na rządzie, ale to nie dało niczego liczącego się pozostałym partiom. Palikot w październiku 2011 miał 11% poparcia, w marcu tego roku 12%. PSL odpowiednio 6 i 5, a SLD 8 i 9 %. Mamy więc efekt negatywny, odpływ elektoratu, i nie mamy pozytywnego, napływu elektoratu. Wkurzony na PO wyborca trwa z sympatią "przy medalach", być może w nadziei, że się Platforma poprawi albo, że przedstawi ktoś ofertę wartą ujawnienia sympatii. Na razie jej nie widzi.
Kto ma szansę? Oczywiście PO. Z różnych względów porzucić tę partię na trwałe nie będzie łatwo, bo dla Polski trzeźwo myślącej i ceniącej umiar, to partia nadal najlepsza. PSL szansy nie ma. To mniejszy partner w koalicji, więc jak już sympatyzować to z większym, a ponadto partia zabetonowana w tradycyjnym elektoracie. Z zupełnie innego powodu nie ma szansy przejąć wyborców Platformy Prawo i Sprawiedliwość. Działa bowiem nadal, bardzo skutecznie, pamięć o rządach PiS odświeżana co jakiś czas występem prezesa Kaczyńskiego. Ostatnio o rychłym zniknięciu Polski wskutek rządów Tuska. Ta pamięć to antypisowska szczepionka zaaplikowana Polakom przez samą tę partię. Dzięki niej otoczona jest ona kordonem obywatelskiej nieufności i lęku. Zjawisko zdrowe i trwałe.
Szansę ma lewica - Palikot i SLD. Żadna z tych partii nie wywołuje emocji i lęków podobnych do tych, które budzi PiS. Obie lubią Unię Europejską i chcą by Polska była w nią wtopiona, jako Polska rzecz jasna, czyli lubią to, co ogromna większość z nas. Są też życzliwe wolnościowym prądom w sferze obyczajów idących z Zachodu, które podobnie, jak zmniejszenie presji Kościoła na życie publiczne, podobają się wielu Polakom, szczególnie młodym.
Mają więc obie partie lewicowe pole do stworzenia alternatywy rządzenia Polską. I do walki z PO dającej szansę wygranej, a przynajmniej współrządzenia, jak równi z równymi. Na razie jednak pole wygląda jak ugór. Leszek Miller po objęciu funkcji szefa partii stracił oryginalność słowa i wszedł w partyjną sztampę, a SLD przypomina stary garnitur pachnący naftaliną. Ruch Palikota ma zaletę nowości. Takie zbiorowisko nie do końca rozpoznanych postaci, czasem ciekawych. Pośród nich najlepiej widać lidera. Zachowuje się najczęściej, jak podstarzały młodzik z irokezem na głowie i kółkiem w nosie. Publiczne palenie marihuany, zdejmowanie krzyży i rozdawanie kobietom prezerwatyw na 8 marca. To nawet fajne, ale ani naftalina w krawacie, ani irokez z prezerwatywą nie mają szans by przekonać wyborców do dania im w rękę sterów Rzeczpospolitej.
Tytuł i lead pochodzą od redakcji