"One się nawzajem ratowały". Rodzina dzieci, które utonęły w Darłówku, ma pretensje do ratowników
Gdy wjeżdża się do Sulmierzyc, tuż za znakiem z nazwą miejscowości po prawej jest cmentarz, a kawałek dalej po lewej dom rodziny K. – Całe lato na podwórku było słychać śmiechy dzieciaków. Teraz jest straszna cisza – mówi sąsiadka. Znała Zuzannę, Kamila i Kacpra od urodzenia. Dzieci utonęły w Darłówku w czasie wakacji z rodzicami.
Miasteczko wita przyjezdnych biało-czerwonymi flagami. Wiszą na większości domów. Dopiero z bliska widać, że każda przewieszona jest kirem. Mimo że burmistrz w miniony piątek ogłosił jednodniową żałobę, Sulmierzyce płaczą już drugi tydzień. I czekają na to, by móc pożegnać się z rodzeństwem K.
- Byłam z nimi nad morzem w te wakacje. To były takie miejskie kolonie. Mało się kapały, bo ciężko upilnować tak dużą grupę dzieci i nie pozwalaliśmy im za często wchodzić do morza. A kilka dni później pojechali z rodzicami i dzisiaj czekamy na ich ciała – mówi Wirtualnej Polsce Danuta Woźniak, dyrektorka miejskiego ośrodka pomocy społecznej w Sulmierzycach.
Troje rodzeństwa – 11-letnia Zuzia, 13-letni Kamil i 14-letni Kacper utonęły w ubiegłym tygodniu w nadbałtyckim Darłówku. Dziewczynka trenowała zapasy. - Zuzka była bardzo wysportowana. Jak zaczęła robić gwiazdy, to przez cała plażę. Aż się ludzie oglądali. Musiały być straszne fale, albo uderzyła o te betonowe elementy, skoro nie dała rady wypłynąć – mówi Danuta Woźniak.
Dyrektorka MOPS-u Danuta Woźniak była z rodzeństwem nad morzem:
Cieszył się, że zobaczy Bałtyk
Jeden z braci był przyjacielem wnuka dyrektorki ośrodka. – Był u nas na urodzinach dzień przed wyjazdem nad morze. Cieszył się, że znów zobaczy Bałtyk – mówi kobieta łamiącym się głosem. Łzy zaczynają płynąć, gdy wyjmuje leżącą obok płytę cd. Ma tam nagrane zdjęcia z kolonii, na których jest tragicznie zmarłe rodzeństwo. Nie zdążyła ich przekazać rodzicom dzieci.
Na wszystkich domach przy ulicy, gdzie mieszkali Zuzia, Kacper i Kamil, powiewają flagi z czarnymi wstążkami. – Całe lato słyszałam śmiechy tych dzieciaków. Teraz jest straszna cisza. Tylko ten dwulatek, ich braciszek, czasem zakwili na balkonie. Musi tęsknić za rodzeństwem. To były naprawdę dobre dzieci. Nie raz piłka wpadła im do mojego ogródka. Zawsze przepraszali. Ta rodzina chyba się nie otrząśnie – mówi sąsiadka, która mieszka obok rodziny K.
Tu mieszka rodzina K.:
Dopiero ganiali z piłką
Pan Jan mieszka kilka domów dalej. – Ja taki stary, a ciężko mi na sercu. Łzy lecą jak się o nich myśli. Dopiero co tu ganiali za piłką. Jeszcze słyszę jak się przekomarzają – wspomina. – Teraz wszyscy rzucili się na matkę, że ich nie dopilnowała. A Ania bardzo dbała o dzieci. Wychowane, grzeczne. Ludzie jej teraz taką krzywdę robią. Przecież ona i tak nigdy sobie tego nie daruje - dodaje.
Mieszkańcy odrzucają zarzuty, że Anna K. nie przypilnowała dzieci. Murem stoi za nią rodzina. – Ania odeszła na kilka minut z najmłodszym synkiem. Gdy wróciła i zobaczyła, że nie ma dzieci, pobiegła od razu do ratownika. One zawsze się słuchały i same by nie odeszły – mówi ciocia Zuzi, Kacpra i Kamila.
– Podbiegła do ratownika i powiedziała, że nie ma dzieci. A on odpowiedział, żeby poszła ich poszukać na kwaterę, bo pewnie wróciły do domu. Ania zaczynała już panikować, przekonywała go, że dzieci same by nigdzie nie poszły. Dopiero wtedy zaczął chodzić po plaży i rozglądać się za nimi. Ale na wodę nawet nie spojrzał – podkreśla ciocia.
Dlatego rodzina zdecydowała się złożyć do prokuratury zawiadomienie o możliwości niedopełnienia obowiązków przez ratowników. – Jak można tak zlekceważyć matkę. Zaczęli szukać w wodzie dopiero, gdy ktoś zauważył ciałko Kacperka, ale wtedy było już za późno. A może gdyby wcześniej zaczęli, to teraz nie czekalibyśmy na ich ciała. Oni byli bardzo za sobą. Jedno wpadło do wody i pewnie nawzajem się ratowali – mówi zdruzgotana krewna.
Trzy trumienki
Rodzice rodzeństwa Anna i Damian są pod stałą opieką psychologa. – Byłam u nich. Jeszcze do nich nie dociera, co tak naprawdę się stało. Że dzieci już nie wrócą. Pewnie pogrzeb i widok trzech trumienek pozwoli tak naprawdę zrozumieć, że dzieci już nie ma. Także nam – mówi dyrektorka MOPS-u.
Gdy mijamy kwiaciarnię w pobliżu domu rodziny K. trwa dostawa. Pracownicy wnoszą naręcza białych kwiatów. Najwcześniej w piątek ma się odbyć pogrzeb rodzeństwa. Dzieci chce pożegnać całe miasto. Prawie trzy tysiące mieszkańców. Profile na Facebooku Kacpra i Kamila mają już status "in memoriam". Dziesiątki osób wpisują tam kondolencje. Ośrodek pomocy społecznej wesprze rodzinę finansowo w pokryciu kosztów pochówku.
Obok domu rodziny K. przechodzi kobieta. – Byłam u nich wczoraj, ale przecież w takiej sytuacji nic nie pomoże. Tylko modlitwa. Oni są religijni. Dzieci też były. Chodziły ze mną na różaniec i msze. To bardzo kochająca się rodzina. Dlaczego ich to spotkało?