Świat"On kosztem państwa rozwiązuje swoje problemy"

"On kosztem państwa rozwiązuje swoje problemy"

Byli kandydaci opozycji na prezydenta Białorusi Uładzimir Niaklajeu i Wital Rymaszeuski ocenili, że odmowa władz białoruskich udziału w warszawskim szczycie Partnerstwa Wschodniego to błąd. - Odmowa udziału w szczycie jest osobistą decyzją człowieka, który kosztem państwa rozwiązuje swoje problemy - zaznaczył Niaklajeu.

"On kosztem państwa rozwiązuje swoje problemy"
Źródło zdjęć: © AFP

30.09.2011 | aktual.: 30.09.2011 14:11

- Jest to ewidentny błąd reżimu i krok oddalający Białoruś od Europy - powiedział Niaklajeu.

Także w opinii Rymaszeuskiego "to, że oficjalnie zaproszeni przedstawiciele władz Białorusi nie wzięli udziału w szczycie, to wielki błąd".

- Odmowa udziału w szczycie jest osobistą decyzją człowieka, który kosztem państwa rozwiązuje swoje problemy - Łukaszenki. Gdyby podejmował decyzje jako osoba odpowiedzialna za przyszłość państwa, to zrobiłby wszystko, żeby Białoruś była obecna na szczycie Partnerstwa Wschodniego. Po pierwsze po to, by uzyskać możliwość udziału w podobnym wydarzeniu, a po drugie - co dużo ważniejsze - uczynić krok w kierunku współpracy z Europą

Także przebywający w Mińsku białoruski polityk opozycyjny Wincuk Wiaczorka uznał, że decyzję o odmowie udziału w szczycie mógł podjąć tylko osobiście Łukaszenka.

- Dlaczego Łukaszenka o tym zadecydował? Chyba poszło nie tak, jak się spodziewano - nie udało się zneutralizować ostrej krytyki dotyczącej jaskrawego łamania praw człowieka w naszym kraju. Nie udało się zahamować włączenia odpowiednich akapitów do dokumentów końcowych - wskazał Wiaczorka, nawiązując do krytycznej wobec władz Białorusi deklaracji.

Wiaczorka uważa, że władze Białorusi zdecydowały się wycofać ze szczytu Partnerstwa, bo nie udało się na nim zneutralizować krytyki wobec Mińska za łamanie praw człowieka. Jego zdaniem, mimo "oczywistego pragnienia", by być obecnym przy stole, przy którym zapadają decyzje o wsparciu finansowym i perspektywach dołączenia do programów ogólnoeuropejskich, stronę białoruską "zawiodły nerwy i zapadła decyzja o wycofaniu się".

Niaklajeu i Rymaszeuski bardzo pozytywnie oceniają podejście władz Polski do Białorusi.

Rymaszeuski podkreślił, że "władze Polski i kierownictwo Unii Europejskiej zrobiły wszystko, co możliwe, żeby Białoruś miała dobre kontakty z UE". - To, że tak się nie stało, jest wyłącznie winą władz białoruskich - dodał.

- Wydaje mi się, że przesłanie UE do białoruskiego narodu jest bardzo jasne: jeśli represje ustaną, jeśli Białoruś wróci na drogę demokracji i przestrzegania prawa, to UE w dowolnym momencie od razu poprze te przemiany i finansowo, i politycznie - uważa Rymaszeuski.

Jak zaznaczył, na własne oczy przekonał się, że "nastawienie europejskich polityków do Białorusi jest bardzo przyjazne, otwarte i pokojowe".

Niaklajeu bardzo pozytywnie odniósł się do czwartkowej wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego, że "Łukaszenka ma ciekawy pomysł na utrzymanie się przy władzy - brać standardy demokratyczne ze Wschodu, a pieniądze - z Zachodu" i że jest to dla UE nie do zaakceptowania.

- Tak jasne postawienie sprawy sprawiło, że Łukaszenka znalazł się w trudnym położeniu - powiedział Niaklajeu.

Wiaczorka przypomniał, że PW u swego zarania było planowane jako zbliżenie sześciu krajów Europy Wschodniej i Kaukazu do Europy, nie tylko w sferze gospodarki, ale i wartości. - Od razu było jasne, że to będzie budziło niesmak ekipy rządzącej w Mińsku i dlatego udział Białorusi w Partnerstwie Wschodnim jest minimalny - wskazał.

- Teraz głównym argumentem w Mińsku, wewnątrz władzy, będzie: "A co oni bez nas poczną?". To prawda, że ze względów gospodarczych i geopolitycznych brak Białorusi w tej ambitnej inicjatywie świadczy jakby o jej osłabieniu - zauważył opozycjonista.

Jednak "właśnie dlatego nie inicjatorzy: Unia, Polska, Szwecja nie powinni się wycofywać. Wręcz przeciwnie - warto wzmacniać tę inicjatywę, wzmacniać w niej składnik wartości, demokracji - a nie ograniczać się wyłącznie do handlu" - uważa Wiaczorka.

Rymaszeuski uważa, że Białoruś była jednak w istocie reprezentowana na szczycie "dzięki między innymi polskim i europejskim politykom".

- Byli tutaj przedstawiciele demokratycznej opozycji, białoruskiego narodu, trzeciego sektora. Mieliśmy spotkania na najwyższym szczeblu, i z premierem Tuskiem, i z kanclerz Merkel, i z panem Rompuyem. To były rozmowy rzeczowe, a nie kurtuazyjne. Omawiano na nich przyszłą strategię UE wobec Białorusi - zaznaczył.

Rymaszeuski uważa, że nieobecność władz białoruskich w Warszawie nie wpłynie "w sensie strategicznym" na stosunki Białorusi z UE.

- Białoruś bez poparcia UE, bez kontaktów z krajami europejskimi po prostu nie może samodzielnie wybrnąć z obecnego kryzysu społecznego, gospodarczego i politycznego, w którym się znajduje. Władze białoruskie wiedzą, że bez kontaktów z UE Białoruś nie może normalnie funkcjonować, będą więc dążyć do tych kontaktów w przyszłości - ocenił.

Według niego w najbliższej perspektywie można oczekiwać nasilenia represji wobec przedstawicieli opozycji, którzy uczestniczyli w szczycie. - Ale jestem przekonany, że represje te nie będą mogły trwać długo, bo władze na mają środków na podtrzymywanie dyktatury - powiedział.

Ze strony białoruskiej na szczyt zaproszony został minister spraw zagranicznych Siarhiej Martynau, którego nazwisko nie widnieje na liście urzędników reżimu Aleksandra Łukaszenki objętych zakazem wjazdu na terytorium Unii. Białoruski polityk nie zdecydował się skorzystać z zaproszenia. W takiej sytuacji zaproszony został - ale tylko do udziału w piątkowych sesjach szczytu PW - ambasador Białorusi Wiktar Gajsionak.

W piątek rano strona białoruska poinformowała, że także Gajsionak nie weźmie udziału w szczycie. Według białoruskiej ambasady w Warszawie, powodem takiej decyzji są "bezprecedensowe dyskryminacyjne działania" organizatorów szczytu wobec delegacji Białorusi.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)