Ojciec zabrał dzieci na Bliski Wschód, by zobaczyły wojnę
Szwedzki ojciec znalazł się w ogniu krytyki po tym, jak zabrał swoich synów do okupowanej Syrii i na Zachodni Brzeg Jordanu, by zobaczyli, co to znaczy prawdziwa wojna - czytamy na stronie thelocal.se.
På plats på #svt 08:15 är vi med i #godmorgonSverige pic.twitter.com/x7U6MTyz99
— Carl-M Helgegren (@cmhelg) sierpień 6, 2014
Carl-Magnus Helgegren - dziennikarz, nauczyciel akademicki i ojciec zabrał dwóch synów 10-letniego Franka i 11-letniego Leo do prawdziwych stref wojennych, by zobaczyli, jak w rzeczywistości wygląda wojna.
Pomysł przyszedł mu do głowy, gdy synowie zaczęli opowiadać mu o najnowszej części gry wojennej "Call of Duty". Mężczyzna uważał, że to nieodpowiednie gry. Jednak nie zabronił synom w nie grać. Zaproponował im jednak, że jeśli najpierw pojadą z nim zobaczyć, jak naprawdę wygląda wojna i poczują jej atmosferę, pozwoli im grać w takie gry, jakie tylko zapragną.
Helgegren wcześniej pracował jako niezależny dziennikarz na Bliskim Wschodzie. Miał wówczas 29 lat. Jego zdaniem, dosyć późno zrozumiał, co to znaczy wojna. Opowiadał dzieciom o jej realiach, ale uznał, że nie jest w stanie im tego wytłumaczyć tak, by naprawdę zrozumieli.
Chłopcy nie początkowo uwierzyli ojcu, że wyjadą na taką wyprawę. Ale plan doszedł do skutku. Zarezerwowali bilety do Izraela i polecieli. Drugiego dnia pobytu jeden z synów spytał: tato, jesteśmy tu naprawdę z powodu gry? Ojciec odpowiedział wówczas, że tak, bo muszą to zobaczyć.
Podczas wyjazdu rodzina korzystała zarówno z atrakcji turystycznych Jerozolimy, jak też odwiedzała miejsca takie jak obóz dla uchodźców Shufat, gdzie "ludzie palą śmieci na ulicach, a koło szkoły bez problemów można kupić narkotyki". Nie chronił ich też przed takimi miejscami jak szpital dziecięcy, gdzie każdego dnia trafiały postrzelone w wyniku konfliktu dzieci.
Po powrocie do Szwecji, chłopcy zdecydowali, że nie będą grać w brutalne wojenne gry. Zamiast tego chcieli wrócić na jeden dzień na Bliski Wschód. Ojciec swoje doświadczenie opisał na blogu. Na tym się jednak nie skończyło, bo spadła na niego fala krytyki. W komentarzach ludzie pisali, że jest najgorszym ojcem na świecie i naraził swoje dzieci na traumę do końca życia.
W rozmowie z lokalnymi mediami Helgegren tłumaczył, że nie spodziewał się takiej reakcji. Jak jednak przypuszcza, wiele krytykujących go osób mogło nie zapoznać się dokładnie z opisem ich podróży.
- Mieszkając w Europie, jesteśmy uprzywilejowani: mamy dostęp do wszystkich dóbr i praw społecznych. Właśnie dlatego naszym obowiązkiem jest kształcić się, a nie tylko stawać się zombie, grając w gry wideo i jedząc hamburgery - tłumaczył. Stwierdził też, że nasze pojęcie wojny jest zbyt naiwne i nie rozumie rodziców, którzy tak bardzo starają się chronić swoje dzieci przed obrazami wojny, a jednocześnie pozwalają im grać w brutalne gry.