PolskaOjciec w mrokach średniowiecza

Ojciec w mrokach średniowiecza

Nasze prawo rodzinne zakłada, że mimo rozpadu związku, nawet mimo rozwodu, byłej żonie tylko z byłym mężem wypada pójść do łóżka. W ciążę też można zajść wyłącznie z byłym...

Ojciec w mrokach średniowiecza
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

15.09.2008 | aktual.: 15.09.2008 16:05

Po ponad dwóch latach sądowej walki Kariny K. o prawdę jej synek Simon David J. stał się właśnie Simonem Davidem G. Innymi słowy, przestał nosić nazwisko jej byłego małżonka, a sąd uznał, że dziecko może wreszcie przyjąć nazwisko prawdziwego ojca. Zanim jednak to się stało, Karina musiała podać do sądu swojego byłego męża oraz... swoje dziecko. Bo takie mamy przepisy. Musiała też odnaleźć świadków, którzy potwierdzą to, co od dawna dla wszystkich, także dla sądu, było oczywiste. Musiała wreszcie wydać na proces sporo pieniędzy. Dopiero w połowie sierpnia odetchnęła z ulgą. Wpłaciła do sądu ostatnią ratę za kosztowne i długie postępowanie.

Piotrowi Bojańczykowi, dziennikarzowi z Warszawy, udowodnienie, że jego córka Nadia to krew z jego krwi, zajęło nieco mniej, bo zaledwie rok.
– Przy rejestracji dziecka w urzędzie stanu cywilnego zgodnie zeznawaliśmy szczerą prawdę, że Nadia jest nasza – opowiada Bojańczyk. – Okazało się jednak, że prawda dla urzędników nie ma znaczenia. Uznali, że dziecko należy do byłego męża mojej narzeczonej. I już. Na pytanie, czy mamy zeznać nieprawdę do dokumentu, co jest w Polsce przestępstwem, kierowniczka USC potwierdziła, bo... „tak nakazuje prawo”.

Kłopoty dziennikarza, jak też Kariny K. z Olesna na Opolszczyźnie są dziś w Polsce typowe i coraz częstsze. Rozwodów bowiem z roku na rok przybywa. Dzieci, które się po nich urodziły, też.

Rozwodnik, czyli ojciec

Karina K. rozwiodła się z mężem Krzysztofem J. w maju 2005 roku. To była formalność, bo nie byli już ze sobą od dawna. Jednak sprawy rozwodowe potrafią ciągnąć się latami, często obydwoje małżonkowie mają już poukładane życie w nowych związkach. Karina miała pecha. Dziecko swojego nowego partnera Christiana urodziła w 247. dniu po formalnym ustaniu małżeństwa. Chwilę później zjawiła się w miejscowym USC i zgodnie ze stanem faktycznym podała dane ojca dziecka. Urzędnik uśmiechnął się znacząco, po czym oświadczył, że Christian ojcem Simona Davida nie będzie. Wyjął z szuflady polski kodeks rodzinny sprzed 44 lat i zatrzymał wzrok na artykule 62: „Jeżeli dziecko urodziło się (...) przed upływem trzystu dni od ustania lub unieważnienia małżeństwa, domniemywa się, że pochodzi od męża matki” – wyrecytował. Karinie zrobiło się słabo. Nie mogła zrozumieć, skąd urzędnik może wiedzieć lepiej od kobiety, z kim zaszła w ciążę. I dlaczego właściwie ingeruje w tak intymną sferę życia wolnej obywatelki?
Wkrótce potem w urzędzie pojawił się Krzysztof, były mąż Kariny, by oświadczyć, że nie ma najmniejszej ochoty przyznawać się do dziecka, które nie jest jego. Pojawił się również Christian, zaskoczony całym zamieszaniem, bo w Niemczech, skąd pochodzi, jak też w większości krajów europejskich, to matka w porozumieniu z ojcem dziecka oświadcza, czyim jest ono potomkiem. I to wystarczy. – Europa Zachodnia odcięła się już od mroków średniowiecza – wyjaśnia doktor Anna Giza-Poleszczuk, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Bo to właśnie w średniowieczu małżonek był jedynym uznawanym przez społeczeństwo prawowitym ojcem dziecka. W tamtym systemie nie wola ojca czy rodziców decydowała o ojcostwie, ale bycie mężem.

Tymczasem polskie prawo poszło jeszcze dalej, bo rozszerzyło system na byłych mężów. Choć Christian zapewniał urzędników, że w przeciwieństwie do Krzysztofa ma wielką ochotę przyznać się do swojego dziecka, tatusiem Simona Davida został zgodnie z literą prawa całkowicie obcy chłopcu człowiek. * Po wsze czasy*

– Państwo polskie rękami swoich urzędników zmusiło nas do zwyczajnego kłamstwa, łamiąc przy okazji prawa moje, mojego partnera i mojego dziecka – zżyma się matka. Bo nazwisko fikcyjnego ojca Simona widnieć będzie w księgach wieczystych po wsze czasy. – O tym, że ja jestem ojcem, a nie jakiś pan, w pełnym akcie urodzenia mówi jedynie wzmianka – wyjaśnia dziennikarz z Warszawy. – Oznacza to, że tak zwany zupełny akt urodzenia już zawsze będzie sankcjonował nieprawdę! Musieliśmy go wyrobić, by sąd w ogóle chciał rozpoznać naszą sprawę.

Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że w przypadku adopcji po sądowym uznaniu przybranych rodziców dziecka za jego własnych poprzedni zupełny akt urodzenia małoletniego ląduje w koszu. Widać w przypadku adopcji państwo uważa, że dane dziecka należy utajnić, bo mogą mu zaszkodzić lub przynajmniej sprawić przykrość. Dlaczego tej zasady nie stosuje wobec innych dzieci?

Karina przez dwa lata walczyła przed sądem. Ten przesłuchał wielu świadków, w tym jej byłego męża, który po raz kolejny musiał publicznie zrzec się ojcostwa. A gdyby się nie zrzekł? Bo byłby na przykład złośliwy? Wtedy rodzice Simona Davida musieliby zmusić do działania prokuratora. Tylko na jego wniosek sąd mógłby nakazać byłemu mężowi badania DNA, by wykluczyć jego ojcostwo. Prokuratorzy rzadko podejmują się takich spraw. A jeśli już, to kosztowne procesy trwają latami.

Opiekun państwo

Krzysztof na szczęście złośliwy nie był. Co więcej, wspólnie z byłą żoną pozwał miejscowych urzędników stanu cywilnego. Sąd, powołując się oczywiście na artykuł 62 kodeksu rodzinnego, skargę oddalił. Choć polska konstytucja wyraźnie mówi o tym, że „każdy ma prawo do żądania sprostowania oraz usunięcia informacji nieprawdziwych i niepełnych”.

Profesor Andrzej Mączyński z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert prawa rodzinnego, uważa, że wiele zapisów w kodeksie rodzinnym z 1964 roku wynika z przestarzałej, nadopiekuńczej koncepcji państwa, które nawet za cenę prawdy chciało, by jego obywatele mieli, choćby na papierze, oboje rodziców.
Zdaniem prawnika nic nie stoi dziś na przeszkodzie, by usunąć magiczne „trzysta dni po” i zastąpić je oświadczeniem biologicznego ojca, że przyznaje się do potomka. Tym bardziej że w innych przypadkach oświadczenia ojców uznaje się za wiążące. Na przykład wtedy, gdy dziecko urodzi się w małżeństwie przed upływem stu dni od jego zawarcia. Wtedy (sic!) ojciec może oświadczyć, że to nie jego potomek. To wystarczy, by się zrzec dziecka.

Niedawno pojawiła się okazja, by absurdalne przepisy zmienić. W Ministerstwie Sprawiedliwości zakończyły się właśnie prace nad nowelizacją kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Okazuje się jednak, że komisja kodyfikacyjna prawa cywilnego, która wprowadzała zmiany w prawie rodzinnym, nie pochyliła się nad absurdalnym artykułem 62. – Chyba nam to umknęło, może rzeczywiście warto byłoby się zastanowić nad zmianami? – przyznaje sędzia Robert Zegadło, sekretarz komisji. Dodając, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona, bo poprawki do projektu nowelizacji, który trafił już do rządu, mogą jeszcze wnieść posłowie. Tymczasem samo Ministerstwo Sprawiedliwości w ogóle nie widzi problemu. Joanna Dębek z biura prasowego ministerstwa odpisała nam, że sensowność dalszego istnienia artykułu 62 opiera się na założeniu, iż „małżonkowie w czasie trwania małżeństwa, choćby w »ostatniej jego dobie«, obcowali ze sobą cieleśnie. Z kolei podstawą takiego założenia jest wypływający z małżeństwa obowiązek wspólnego pożycia także w sferze
fizycznej”.

Barbara Adynowska, znana warszawska adwokatka specjalizująca się w sprawach rodzinnych, zauważa jednak, że podstawą otrzymania rozwodu w Polsce jest udowodnienie przez małżonków, że nastąpił trwały i zupełny rozkład ich pożycia. – Logiczną konsekwencją stwierdzenia przez sąd takiego rozkładu powinno być uznanie, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo pożycia między rozwodnikami – wyjaśnia mecenas Adynowska. I dodaje, że to kolejny przykład na to, że nieżyciowe polskie prawo rodzinne, zamiast pomagać rodzinie, zwyczajnie jej szkodzi.

Medycyna lepsza odprawa

Ministerstwo Sprawiedliwości jest przekonane, że artykuł 62 podyktowało życie. Tak jak życie podyktowało cezurę czasu, do którego były mąż uważany jest za obecnego ojca. To znaczy 300 dni po ustaniu małżeństwa, choć przecież ciąża trwa dni 280. Przekonuje nas o tym w długim, medycznym wywodzie.
„Należy pamiętać, że chwilą urodzenia się dziecka nie jest moment rozpoczęcia porodu, albowiem poród może trwać nawet kilka dni, lecz chwila urodzenia – wyjaśnia Joanna Dębek. – Urodzenie następuje na skutek naturalnego lub sztucznego odłączenia dziecka od ciała matki. Zdarzają się też, choć obecnie rzadko, porody opóźnione, które kończą ciążę tak zwaną przenoszoną”.
– W dzisiejszych czasach doprawdy nietrudno ustalić, kiedy rozpoczęła się ciąża. Wystarczy jedno badanie ultrasonograficzne i z dokładnością kilku dni znamy moment poczęcia dziecka – zauważa Andrzej Wincewicz, ginekolog położnik z Warszawy. Co więcej, wystarczy pobranie płynu owodniowego, by z pełną dokładnością w bardzo krótkim czasie jeszcze w trakcie ciąży dowiedzieć się, kim jest ojciec maleństwa.

Technika sprzyja więc ojcom, tym prawdziwym i tym tylko na papierze. Medycyna też. – Podobnie jak zmiany obyczajowe, dzięki którym rola ojca w rodzinie także w Polsce staje się coraz istotniejsza – zapewnia doktor Giza-Poleszczuk. – Dlatego nie dziwię się, że ojcowie coraz częściej i coraz głośniej walczą o swoje prawa. Problem w tym, że prawa, które ojcom w Polsce przyznano, nadal mają korzenie w średniowieczu. Wszystko na to wskazuje, że długo jeszcze mieć będą.

Anna Szulc

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)