Ojciec Rydzyk komentuje skazanie dyrektor Fundacji Lux Veritatis. "To sprawa polityczna"
- To sprawa polityczna - tak ojciec Tadeusz Rydzyk komentuje wyrok skazujący Lidię Kochanowicz-Mańk za nieudostępnienie informacji publicznej. Redemptorysta podkreślił jednocześnie "wysokie kompetencje" Kochanowicz-Mańk i jej "oddanie spełnianej posłudze".
Ojciec Tadeusz Rydzyk zwrócił się do samej Kochanowicz-Mańk na antenie Radia Maryja. - Chciałem powiedzieć, że jesteśmy bardzo wdzięczni pani dyrektor wszyscy, nie tylko my w radiu, ale i wielu ludzi w Polsce, za to, co pani robi bardzo kompetentnie z niesamowitym oddaniem. To jest służba w ewangelizacji Polski i świata. (...) Mamy ogromne zaufanie do pani. Za pani posługę wszyscy dziękujemy - mówił Rydzyk.
Rydzyk o Kochanowicz-Mańk: to jest sprawa polityczna
Redemptorysta podkreślił, że nie trzeba się załamywać, a robić swoje. To, co się teraz dzieje - mówił dalej - to kontynuacja działań, które "towarzyszą od początku istnienia Radiu Maryja i Telewizji Trwam".
- To jest sprawa polityczna. Widzimy, ile jest do zrobienia w Polsce - w kształtowaniu również sumień, żeby katolik był katolikiem, żeby Polak był Polakiem. Jest bardzo dużo do zrobienia i nasza posługa temu służy - kształtowaniu, formowaniu ludzi. (..) Widzimy, ile potrzeba reform, jak trzeba zreformować wiele spraw. I również wymiar sprawiedliwości pozostawia wiele do życzenia - dodał redemptorysta.
Sprawa rozpatrywana przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli dotyczyła wniosku, który do fundacji Lux Veritatis złożyła Sieć Obywatelska Watchdog. Stowarzyszenie pytało o przedsięwzięcia finansowane ze środków publicznych - chodziło o dotacje i poczynione z nich wydatki.
Rydzyk uniewinniony. Lidia Kochanowicz-Mańk ma zapłacić grzywnę
W czwartek sąd zdecydował o uniewinnieniu prezesa fundacji o. Tadeusza Rydzyka i członka zarządu o. Jana Króla. Za winną uznał jedynie członkinię zarządu Lidię Kochanowicz-Mańk, skazując ją na trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok oraz 3 tys. zł grzywny.
Sąd zobowiązał ją także do udostępnienia informacji publicznej, o którą wnioskował Watchdog. Nie uznał przy tym za zasadne orzeczenie zakazu zajmowania stanowisk w podmiotach korzystających ze środków publicznych.
Sąd podkreślił, że Kochanowicz-Mańk udzieliła Watchdogowi jedynie częściowej odpowiedzi na wniosek i to z opóźnieniem. - Oskarżona działała umyślnie, z zamiarem ewentualnym - podkreślił sąd. Sędzia Katarzyna Bień zdecydowała się jednak na inny opis i kwalifikację czynu niż ta zawarta w akcie oskarżenia, uznając m.in., że oskarżonych nie można uznać za funkcjonariuszy publicznych.
Kochanowicz-Mańk: mam czyste sumienie
Sędzia oceniła, że wymierzona kara ma mieć funkcję prewencyjną. Wzięto pod uwagę długi okres trwania czynu – czyli to, że do tej pory nie udzielono pełnej odpowiedzi na wniosek o informację publiczną.
Kochanowicz-Mańk powiedziała, że sumienie ma czyste, a przewód sądowy trwający rok, nie potwierdził jej zdaniem żadnego z zarzutów.
- Sąd skazał mnie za to, że pismem z dnia 3 listopada 2016 r. Watchdog poprosił informację publiczną. Wniosek miał dwa punkty. Na pierwszy punkt informacja została udzielona, a na drugi punkt wniosku wydaliśmy decyzję odmowną. Ta decyzja administracyjna był procedowana w sądach administracyjnych, w pierwszej i drugiej instancji. Ta decyzja administracyjna została uznana przez sąd za wydaną prawidłowo, ona jest ostateczna, niewzruszalna. (...) Sąd dziś zobowiązał mnie do udostępnienia tej informacji, a ja nie mogę jej udostępnić, ponieważ złamię prawo administracyjne - mówiła członki zarządu Lux Veritatis.
Będzie apelacja?
Obrońca Kochanowicz-Mańk adw. Paweł Panek zaznaczył, że "sprawa jest w toku i prawdopodobnie wszystko będzie robione w tym kierunku, że zostanie wniesiona apelacja".
Adwokat ocenił, że z ustnego uzasadnienia wyroku wynika, że Kochanowicz-Mańk została o co innego oskarżona, a inny czy został jej przypisany. - Mogę z całą mocą powiedzieć, że zarzut, który został sformułowany w akcie oskarżenia, nie był nie tylko zrozumiały na gruncie języka polskiego, ale dla mnie jako adwokata nie był zrozumiały. Jak zatem w praworządnym państwie bronić kogoś, (jeśli) czegoś adwokat nie rozumie i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć - argumentował mecenas.