Oficerowie BOR nagrodzeni - ugasili płonącego człowieka
Prokuratura, która wyjaśnia okoliczności samopodpalenia, do którego doszło w piątek przed kancelarią premiera. Stan desperata nadal nie pozwala na jego przesłuchanie. Tymczasem funkcjonariusze BOR, którzy brali udział w akcji gaszenia niedoszłego samobójcy, zostali nagrodzeni.
26.09.2011 | aktual.: 26.09.2011 16:58
W piątek przed południem naprzeciwko kancelarii premiera podpalił się 49-letni Andrzej Ż. Mężczyzna prawdopodobnie najpierw oblał się rozpuszczalnikiem; ogień ugasili kocami funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Udzielili także mężczyźnie pierwszej pomocy i powiadomili pogotowie oraz policję. Desperat na ławce zostawił przyklejony list do szefa rządu.
Tego samego dnia śledztwo w sprawie tragicznego zdarzenia wszczęła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście. Podstawą był artykuł 151 kodeksu karnego, zgodnie z którym osobie, która "namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie", grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
- Przesłuchani zostali już funkcjonariusze BOR, którzy byli na miejscu i pomagali mężczyźnie oraz policjanci. Zabezpieczone zostały znalezione na miejscu przedmioty i nagranie z monitoringu - powiedziała rzeczniczka warszawskiej prokuratury okręgowej Monika Lewandowska. Jak dodała, ze względu na stan zdrowia nie udało się dotąd przesłuchać mężczyzny, który targnął się na swoje życie.
Tymczasem w poniedziałek w siedzibie BOR nagrodzonych zostało sześciu funkcjonariuszy tej formacji, którzy brali udział w piątkowej akcji. Szef Biura gen. Marian Janicki dziękując im, podkreślał, że "swoim profesjonalnym działaniem" uratowali mężczyźnie życie. - Dziękuję za to, co zrobiliście. Jestem dumny, że mogę kierować formacją, która ma w swoich szeregach takich funkcjonariuszy jak wy - dodał.
Sami BOR-owcy mówili, że ich działanie było efektem "ludzkiego odruchu". - Wiedzieliśmy, że ten człowiek cierpi. Staraliśmy się pomóc mu jak najszybciej - mówił ppłk Leszek Czubała. Z kolei st. chorąży Wojciech Strużyński, który przeszedł przeszkolenie z zakresu ratownictwa medycznego, zaznaczał, że mężczyźnie pomogli w pierwszej kolejności dwaj funkcjonariusze, którzy pełnili służbę na zewnątrz. - Kiedy dobiegłem na miejsce, starałem się utrzymywać kontakt z rannym mężczyzną, tak by nie stracił przytomności. Reagował, ale nie mógł mówić - zaznaczył.
Stan desperata - jak informował rzecznik Wojskowego Instytutu Medycznego płk Piotr Dąbrowiecki - jest ciężki, ale stabilny. Mężczyzna nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii, leży pod respiratorem. - Ma poparzone 15% powierzchni ciała. 10% to poparzenia drugiego stopnia, a 5% - trzeciego. Czekają go zabiegi chirurgiczne - powiedział Dąbrowiecki.
Z listu, który Andrzej Ż. przykleił do jednej z ławek w parku, a także innych, które wcześniej przesłał drogą mailową do kilku redakcji i polityków, wynika, że motywem jego działania były poważne problemy finansowe. Opisuje w nich także domniemaną korupcję w jednym z urzędów skarbowych w Warszawie i korupcję w Polsce.
Ż. był ostatnio ochroniarzem w jednym z hipermarketów, wcześniej pracował w urzędzie skarbowym, a w 2006 r. został zwolniony z policji; służył m.in. w Centralnym Biurze Śledczym.