Ofiary GPS
Koszmar wielu angielskich miasteczek – wąska uliczka przebiegająca przez centrum staje się nagle drogą tranzytową dla 40‑tonowych ciężarówek. Bo GPS jest świetny, dopóki nie zastępuje rozsądku.
14.01.2008 | aktual.: 14.01.2008 12:46
Na początku myśleliśmy, że w naszym mieście działa gang kolekcjonerów lusterek samochodowych. Dopiero potem zaczęliśmy kojarzyć fakty – opowiada nam Ann Simon ze sklepu obuwniczego w Wedmore. Okazało się, że liczba znikających lusterek jest związana ze wzrostem natężenia ruchu wielkich ciężarówek, które z trudnością mieszczą się w wąskich uliczkach 3,5‑tysięcznego miasteczka. Wedmore pod Bristolem było dotychczas mekką golfistów z całego hrabstwa Somerset. Dziś jest mekką kierowców zagranicznych TIR‑ów – to one urywają lusterka zaparkowanym autom. Jeszcze kilka lat temu największym pojazdem, jaki można było spotkać w Wedmore, była śmieciarka. Teraz główną ulicą miasta dziennie przejeżdża kilka tysięcy 40‑tonowych ciężarówek. Bynajmniej nie z ich własnej woli. Tym, którzy trafiają do Wedmore, brakuje dwóch rzeczy – znajomości języka angielskiego i papierowych map. Mają za to system nawigacji satelitarnej GPS.
Jednak za najazd ciężarówek na Wedmore nie odpowiada sam system, tylko sposób jego wykorzystania. GPS jest w stanie określić naszą pozycję na całym świecie, ale przydaje się on kierowcom tylko wtedy, gdy mają oni elektroniczną mapę. Dopiero po naniesieniu na nią naszej pozycji (podanej przez GPS) komputer instruuje kierowcę, którą drogę powinien wybrać, aby dotrzeć do wyznaczonego celu.
Z ciężarówką wśród domków
O tym, że ten system wciąż ma słabe strony, regularnie przekonuje się 79‑letnia mieszkanka Mereworth leżącego sto kilometrów na wschód od Londynu. TIR‑y już czterokrotnie zawadzały o jej dom, powodując nadwerężenie konstrukcji i zawalenie się części dachu. Ostatni wypadek, w lipcu 2007 roku, zakończył się brawurową ucieczką kierowcy – staruszka nie zdążyła zanotować numerów rejestracyjnych.
Kierowcy TIR‑ów wcale się nie zmówili, by atakować ten konkretny budynek. Samochodowe systemy nawigacji satelitarnej są przystosowane do obsługi pojazdów osobowych, a nie dwunastokołowców. Na ciekłokrystalicznej mapie nie ma więc informacji, że zakręt przy feralnym domu w Mereworth jest tak ciasny, że największe ciężarówki nie są w stanie się w nim zmieścić. Nie ma ostrzeżenia, że większość ulic w Wedmore jest tak wąska, że z trudem mijają się na nich samochody osobowe. Plan nie wspomina też o zbyt niskich jak na ciężarówki wiaduktach oraz o stromych i krótkich podjazdach, na których długie TIR‑y niemal łamią się wpół. Po prostu mapa to mapa, a nie przewodnik.
– Wiele razy jeździłem po Wielkiej Brytanii i zawsze system nawigacji satelitarnej był dla mnie tylko dodatkiem do papierowej mapy – wyjaśnia „Przekrojowi” Jerzy Skomro, kierowca ciężarówki. Według niego satelitarne wspomaganie przydaje się w wielkich miastach. Poza nimi kierowca TIR‑a musi bardzo uważać, bo nawigacja jest „skrojona” na kierowcę samochodu osobowego i nie uwzględnia wielu informacji kluczowych dla prowadzącego ciężarówkę.
Z tak niepełnych danych korzystają nie tylko sami kierowcy, ale również programy, które proponują im najkrótsze trasy przejazdu. – Przez nasze miasto łatwo dotrzeć na międzynarodowe lotnisko pod Bristolem. Oczywiście jeśli podróżujesz samochodem osobowym – mówi Tom O’Gready ze szkoły nauki jazdy Crossway w Wedmore. – Kierowcy zabłąkanych TIR‑ów tłumaczą się, że jechali zgodnie ze wskazaniami GPS. Tak twierdził też facet, który cofając z wąskiej uliczki, najechał na samochód z naszymi kursantami. Dziś już nie prowadzimy tu [w Wedmore – przyp. red.] szkolenia – denerwuje się O’Gready.
Człowiek bezgranicznie ufający nawigacji satelitarnej może stanowić zagrożenie nie tylko dla otoczenia, ale także dla samego siebie. W listopadzie słowacki kierowca ciężarówki przewożący 22 tony papieru posłuchał wskazówek nawigacji satelitarnej i zjechał z autostrady kilkaset kilometrów od celu podróży. Komputer kierował go w coraz węższe uliczki, aż w końcu ciężarówka dosłownie zaklinowała się między budynkami. Według obserwatorów zdarzenia mężczyzna wyskoczył z pojazdu i zaczął płakać. I tak miał sporo szczęścia, bo w kilku podobnych incydentach w 2007 roku firmy spedycyjne, w obawie o bezpieczeństwo przewożonych towarów, zabroniły swoim kierowcom wysiadać z samochodów, dopóki ich pojazdy nie zostaną odholowane. Za każdym razem jednak znaleźli się litościwi tubylcy, którzy donosili uwięzionym kierowcom kanapki i gorącą herbatę.
Nawigacja zamiast mózgu
Miejscowi mają powoli dość takich niespodzianek. Aż 82 procent mieszkańców hrabstwa Somerset, w którym znajduje się Wedmore, twierdzi, że przeszkadza im nadmierny ruch ciężarówek na wiejskich drogach. Zdarzeniem, które ostatecznie sprowokowało lokalne społeczności do działania, był swoisty kulig na początku 2007 roku. Historia zaczęła się typowo dla Wedmore. Ciągnik siodłowy z ogromną naczepą zjechał z autostrady i zaczął kluczyć między zabudowaniami miasteczka. Zawadzał o znaki drogowe, reklamy sklepów i przewody elektryczne, a na głównej ulicy, gdzie parkowały samochody, zaczął porywać boczne lusterka aut. Kiedy już wyjechał z miasta, okazało się, że porwał coś jeszcze. Ciężarówka na odcinku kilkuset metrów ciągnęła niewielki samochód z przerażonym kierowcą w środku.
Po tym zdarzeniu w paru miasteczkach jednocześnie powstały komitety domagające się wymazania ich miejscowości z elektronicznych map systemu nawigacji satelitarnej. Okazało się jednak, że wydawców map nie można do tego zmusić.
– Nie ma takiego przepisu, który obligowałby nas do wymazania z elektronicznych map miejscowości, które nie chcą się na nich znaleźć. W dodatku byłby to samobójczy gol dla tych społeczności, bo część z nich żyje z turystyki. Jeśli wymażemy miasteczko z mapy, to nie trafią tam nie tylko ciężarówki, ale także wypełnione turystami samochody osobowe – przekonuje nas Sue Mather, rzeczniczka Navteq, jednego z dwóch największych producentów map elektronicznych. Część komitetów zrezygnowała już z walki o zmiany w mapach elektronicznych i rozpoczęła kampanie stawiania znaków drogowych, które mają wskazywać kierowcom ciężarówek alternatywne trasy. Na razie jednak kampania jest nieskuteczna, a w dodatku niezgodna z prawem. Nieskuteczna, bo większość zagubionych kierowców to obcokrajowcy, którzy nie znają angielskiego. Niezgodna z prawem, bo każdy nowy znak musi być zatwierdzony przez władze komunikacyjne, o co komitety nie zadbały.
Według Sue Mather członkowie komitetów powinni jak najszybciej zakupić kilka najpopularniejszych map elektronicznych i sprawdzić, jeżdżąc po okolicy, w którym miejscu program popełnia błąd, a potem zgłosić to producentowi. Problem w tym, że zmiany w mapach elektronicznych mogą zostać naniesione dopiero po roku, bo z taką częstotliwością wydawane są uaktualnienia planów. – Na razie mieszkańcy Wedmore nie mają innego wyjścia, jak tylko zdać się na zdrowy rozsądek kierowców, którym nawigacja satelitarna nie powinna zastępować mózgu – podsumowuje Mather.
Łukasz Wójcik
Źródła kłopotów z mapami GPS
Mapy elektroniczne powstają najczęściej na podstawie zdjęć satelitarnych i w wersji pierwotnej pokazują tylko sieć dróg. Z taką mapą ekipa specjalistów przemierza samochodem wybrany obszar, ulica po ulicy, ze średnią prędkością 30 kilometrów na godzinę. Tak są rejestrowane dodatkowe informacje – stacje benzynowe, ograniczenia prędkości oraz niebezpieczne miejsca. Sporządzony w ten sposób raport trafia do informatyków, którzy nanoszą dane na ostateczną wersję mapy elektronicznej.
Problemy z nawigacją satelitarną w Wielkiej Brytanii polegają na tym, że ekipy, które nanosiły dodatkowe dane, nie zwracały uwagi na rzeczy istotne dla kierowców ciężarówek – szerokość drogi, zakręty czy nachylenia podjazdów.
W Polsce błędy w nawigacji satelitarnej mają dwie przyczyny. Po pierwsze, tylko niewielki procent polskich dróg został przebadany przez ekipy rejestrujące, dlatego elektroniczny obraz terenów – poza wielkimi miastami – jest wciąż tylko prostym przekładem z map papierowych. Po drugie, nawet mapy elektroniczne wielkich miast są uaktualniane tylko raz na kilka lat. Z tego powodu drogi, które w rzeczywistości już powstały, wciąż nie istnieją dla nawigacji satelitarnej.
LUC