To tutaj może się zacząć wygrana Ukrainy. Bitwa trwa
Ukraińska ofensywa rozkręca się z dnia na dzień. Wraz z nią trwają dyskusje, czy jest to już właściwe natarcie czy też może nadal przygotowania do kluczowego uderzenia. Według ekspertów, "najlepsze" dla Ukraińców ma zacząć się niebawem. - To jest jak śnieżna kula. Za jakiś czas powinna zrobić się tak duża, że będzie spektakularna - mówią.
- Nasze wojska walczą z rosyjskimi okupantami na pięciu-sześciu odcinkach frontu jednocześnie, ale to dopiero początek kontrofensywy. Później wybrane zostaną dwa-trzy najbardziej perspektywiczne kierunki, na które Kijów skieruje siły - zapewnił w poniedziałek pułkownik Roman Switan, ukraiński ekspert ds. wojskowości.
Ukraińcy wysyłają jasny sygnał: mają wciąż siły, by ich ofensywa trwała przez długie tygodnie.
W tej chwili kontratak prowadzony jest na wschód od Dniepru. Działania wojsk obejmują rejon Orichowa w obwodzie zaporoskim oraz rejon pod Wełyką Nowosyłką, gdzie wyzwolonych miało zostać kilka miejscowości: Makariwka, Neskuczne, Błahodatne, Storożewe i Nowodariwka. Ukriańcy informują również o zintensyfikowaniu działań w rejonie Bachmutu czy Awdiijwki.
Kluczowe kierunki natarcia obejmują tereny obwodu zaporoskiego i na południu obwodu donieckiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W przeciwieństwie do ubiegłorocznych ofensyw (chersońskiej i charkowskiej) ukraiński kontratak posuwa się bardzo powoli. Nie jest też spektakularny. We wtorek strona ukraińska powiadomiła o postępach rzędu 500-1000 metrów i odzyskaniu 3 km kwadratowych terenu. Według ekspertów wojskowych, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, czas na spektakularność i większą siłę rażenia jeszcze przyjdzie.
- Do tej pory Ukraina przeprowadziła dwie synchroniczne ofensywy z poziomu strategicznego. Są one nastawione na cząstkowe efekty. Budują lepszą pozycję, ale nie zmieniają ogólnego obrazu wojny. Jeśli jednak spojrzymy na całość prowadzonych działań, to będzie można dostrzec ich główny cel - mówi Wirtualnej Polsce płk rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie i wykładowca w Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej.
"Ofensywa trwa już miesiąc"
I jak przypomina, że działania ofensywne ukraińskiej armii rozpoczęły się miesiąc temu.
- Najpierw polegały na działaniach męczących Rosjan. Były to ataki dronów, działania dywersantów na rosyjskich przygranicznych terenach, rakietowe uderzenia na tyły przeciwnika i działania partyzanckie. Do tego dochodziła ukraińska narracja o zbliżającej się ofensywie, która miała wprowadzić w błąd Rosjan. W ten sposób Ukraina świadomie budowała pierwszy etap - tzw. shaping operation, czyli kształtowania pola walki – mówi ekspert.
W jego ocenie, obecnie zaczęła się druga faza ofensywy, prowadzona głównie poprzez nowe działania na polu walki.
- Składa się ona z kilku etapów. Ten który obecnie widzimy, to próby przełamania przez Ukrainę rosyjskiej obrony na kilku kierunkach. Ich celem jest bowiem zniszczenie rosyjskich wojsk i całkowite rozbicie. Powiedzmy, że Ukraińcy wybiją korytarz w liniach obrony, a Rosjanie się wycofają i niestety, ale za trzy miesiące wrócą. Chodzi o to, żeby na tyle rozbić rosyjskie jednostki, by one w tym roku w ogóle nie powróciły z ofensywnymi działaniami. Żeby zniszczyć Rosjan, to tych przełamań w linach obrony musi być kilka - ocenia płk rez. Piotr Lewandowski.
"Ukraina wprowadzi odwody"
W podobnym tonie wypowiada się Sławek Zagórski, ekspert ds. wojskowości, historyk i publicysta.
- Ukraińcy stosują taktykę znaną już wcześniej. I szukają szansy tam, gdzie uzyskają największe postępy. W miejscu przełamania linii obrony wprowadzą odwody, które już czekają w bezpiecznej odległości od frontu. W tej chwili największe sukcesy odnoszą właśnie w tym rejonie, gdzie rosyjskie umocnienia są znacznie słabsze niż np. na kierunku tokmackim. Sukces w tym rejonie będzie oznaczał, że Ukraińcy będą mogli obejść rosyjskie pozycje pod Tokmakiem od wschodu i bezpośrednio zagrozić Melitopolowi, odcinając tym samym Krym od połączenia lądowego z Federacją - mówi WP Sławek Zagórski.
I jak podkreśla, na pewno jeszcze nie ruszyła całość ukraińskich sił.
- Było to widoczne podczas rosyjskiego kontruderzenia pod Wełyką Nowosiłką, z którym poradziły sobie oddziały aktualnie walczące na froncie, bez potrzeby ściągania posiłków - dodaje ekspert.
To, że udaje się Ukrainie "wybijać korytarze" na niektórych kierunkach frontu, świadczy m.in. tzw. bitwa o linię Kuzmenki.
Jak wyjaśniał w mediach społecznościowych ppłk rez. Maciej Korowaj, analityk taktyki rosyjskiej armii, na odcinku zaporosko-azowskim Rosjanie przygotowali wyjątkową obronę. Składała się na nią najlepsza armia lądowa w kraju, około 80 tys. żołnierzy, na czele z 53-letnim generałem, Andrejem Kuzmenką. Jego głównym zadaniem było utrzymanie linii przebiegającej wydłuż drogi kolejowej, dzielącej tamten obszar na dwie części. W bitwie, która rozpoczęła się 8 czerwca, ukraińska armia zdobyła miejscowość Nowodonetske. Rosjanie część pozycji utrzymali, ale krwawe walki okupili prawdopodobną stratą ich dowódcy.
Zdaniem amerykańskiego analityka wojskowego Roba Lee, w tym rejonie główna rosyjska linia obrony znajduje się znacznie dalej na południe i Ukraińcy jeszcze do niej nie dotarli.
- Odcinka zaporoskiego broni rosyjska 58 armia, która do tej pory najmniej ucierpiała i jest dobrze wyposażona. Mają tam m.in. do dyspozycji brygadę śmigłowców szturmowych. To rejon, w którym jest duże nasycenie rosyjskich żołnierzy. Nie wiadomo czym skończą się tam ukraińskie działania. Być może na "wybiciu" jedynie korytarza, czas pokaże - mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski.
I jak prognozuje, finalnie w ofensywie strategicznej powinno wziąć udział ok. 200 tysięcy ukraińskich żołnierzy.
- Mamy obecnie na froncie trzy elementy: ukraińskie uderzenia przełamujące na głównych kierunkach, uderzenia wspierające, czyli wiążące rosyjskie siły oraz uderzenia pozorowane, czyli angażujące odwody. We wtorek pojawiły się na froncie pierwsze elementy ukraińskiej 4. brygady pancernej. Jak zobaczymy dopiero 3 pełne brygady pancerne, to wówczas kula śnieżna ofensywy nabierze rozpędu - ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
Jego zdaniem na froncie Ukraińcy zmienili taktykę. - Przeszli z działań grup zmechanizowano-pancernych na uderzenia piechoty szturmowej, które torują drogę czołgom i transporterom. To taktyka wymuszona przez Rosjan przez zaangażowanie do walki śmigłowców szturmowych i lotnictwa - komentuje płk rez. Piotr Lewandowski.
"To jest jak śnieżna kula"
W jego ocenie to, że teraz prowadzone są mniejsze operacje ofensywne, nie znaczy, że moment na rozpoczęcie dużego, właściwego natarcia nie przyjdzie. - Przyjdzie. To jest jak śnieżna kula. Za jakiś czas powinna zrobić się tak duża, że będzie spektakularna - podkreśla pułkownik w rozmowie z Wirtualną Polską.
Z kolei Sławek Zagórski zauważa, że wojska ukraińskie są obecnie w znacznie lepszej pozycji.
- Nie muszą przerzucać oddziałów na duże odległości oraz posiadają znacznie lepszą sieć dróg, a tym samym mogą w ciągu kilku godzin wesprzeć oddziały walczące na dowolnym kierunku. Tego komfortu nie mają Rosjanie. Jeśli osłabią front pod Donieckiem, na przykład kosztem ratowania kierunku bilmackiego, to przez dłuższą chwilę na obu odcinkach będą osłabieni. Na to właśnie czekają Ukraińcy. Dlatego najbliższe dwie-trzy doby mogą być kluczowe. Wszystko zależy od tego, na jaki wariant zdecydują się Rosjanie. A mają ograniczone możliwości, ponieważ zostali rozrzuceni po całej szachownicy - podsumowuje ekspert ds. wojskowości.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski