Ofensywa Ukrainy na froncie? "Będzie chciała wykorzystać przerwę operacyjną"
Czy Ukraina faktycznie przygotowuje nową ofensywę i będzie potrzebowała wsparcia wywiadowczego? Według prezydenta USA Donalda Trumpa przy wsparciu Europy Kijów jest w stanie odzyskać swoje terytorium nawet w pierwotnej formie. Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, są jednak sceptyczni.
O ukraińskiej, możliwej ofensywie poinformował w środę amerykański "The Wall Street Journal". Jak przekazał dziennik, Donald Trump ostatnie dni spędził w otoczeniu przedstawicieli władz, którzy od dawna opowiadają się za silniejszym stanowiskiem dotyczącym Ukrainy, w tym specjalnego wysłannika ds. Ukrainy Keitha Kellogga i nowego ambasadora USA przy ONZ Mike'a Waltza. Mieli oni przekazać prezydentowi USA obecne realia na polu bitwy i zaznaczyli, że postępy rosyjskie są nieznaczne.
Z kolei we wtorek, po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, Trump wyraził przekonanie, że Kijów przy wsparciu ze strony UE jest w stanie odzyskać swoje terytorium w pierwotnej formie.
- W taką ofensywę, żeby odzyskali utracone terytoria, myślę, że nie wierzy nikt. Pytanie, co nazwiemy ofensywą? To nie będzie natarcie, które w ubiegłym roku próbowali przeprowadzić Ukraińcy. Jak historia pokazuje, było to zmarnowanie największej okazji, jaką mieli. Ale to już jest inna bajka - komentuje najnowsze doniesienia w rozmowie z Wirtualną Polską płk. rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie i uczestnik misji w Afganistanie i Iraku.
Trump o Rosji jako "papierowym tygrysie". Ekspert studzi nadzieje
Ukraina wykorzysta moment przerwy operacyjnej Rosji?
Jak przypomina były wojskowy, Ukraińcy obecnie częściowo odzyskali inicjatywę w obwodzie sumskim, toczą też walki manewrowe w rejonie Dobropole w obwodzie donieckim.
- Mówiąc o ofensywie, Ukraina będzie zapewne chciała wykorzystać moment, kiedy armia rosyjska wejdzie w fazę przerwy operacyjnej. Z reguły pojawia się ona, kiedy zmienia się pogoda, czyli kiedy będą przechodzili w fazę przygotowania armii do walk zimą. I być może będzie okazja dla Ukraińców do podjęcia jakichś działań zaczepnych, wykorzystujących konieczność tej przerwy w celu odtworzenia zdolności - ocenia były wojskowy.
W jego opinii, ofensywą jednak trudno byłoby to nazwać. - Takiej zdolności do ofensywy u Ukrainy, która zmieniłaby obraz strategicznej przewagi Rosjan, nie widzę. Przede wszystkim ze względu na zasoby ludzkie. Możemy zakładać, że najwartościowsze ukraińskie brygady, które non stop walczą, mają ok. 70 proc. stanów osobowych. Z kolei inne brygady są stale uzupełniane - komentuje płk. rez. Lewandowski.
O co walczy Ukraina?
W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Marszałkowski, zastępca redaktora naczelnego portalu Defence24.
- Trzeba najpierw rozdzielić, o co Ukraina walczy. Propagandowo o odzyskanie terytorium z granicy wytyczonej w 1991 r. Natomiast realnie o to, żeby utrzymać linię frontu na obecnym poziomie - mówi nam Marszałkowski.
Jego zdaniem zapowiedź Zełenskiego o ofensywie ma trafić głównie do odbiorcy na Zachodzie.
- Za czasów Joe Bidena Ukraina grała kartą ofiary, która traci terytorium i potrzebuje pomocy, żeby zachować suwerenność. Z Trumpem to się zmieniło. Dlatego że amerykański prezydent po prostu nie wspiera słabej strony. On podchodzi do tego biznesowo: kto wygra, z tym będzie rozmawiał. Ukraińcy więc przestali komunikować wszem i wobec, że tracą terytorium. Pokazują, że odzyskują teren. Mówią o ofensywie, nie obronie. I przekazują informacje, że gdzieś tam Rosjan wypychają, a nawet wzięli w kocioł jakąś część rosyjskich wojsk - tłumaczy ekspert.
Jak dodaje Marszałkowski, w założeniach Ukrainy ma to pomóc przekonać administrację Trumpa i społeczeństwo amerykańskie do pomocy. - Kijów chce, żeby Amerykanie wiedzieli, iż wspierając Ukrainę, jest szansa na odzyskanie terytorium albo choć ustabilizowanie linii frontu. I że Ukraina potrzebuje sprzętu i danych wywiadowczych, ale też zgody administracji amerykańskiej na wykorzystanie ich do rażenia celów w Rosji - ocenia ekspert.
- Kilka tygodni temu pojawiły się informacje, że Ukraińcy mają jeszcze jakaś nieokreśloną liczbę pocisków ATACMS, czyli balistycznych rakiet do HIMARS-ów i nie mogą ich użyć. A to dlatego, że Amerykanie zabronili im i nie autoryzują użycia tego systemu. Dlatego Ukraińcy chcą pokazać się jako strona, która nie tylko przegrywa, ale ma jeszcze inicjatywę - uważa zastępca redaktora naczelnego Defence24.
"Ukraińcom, bardziej niż sprzętu, brakuje ludzi"
Przypomnijmy, że w kontekście wojny w Ukrainie w mediach społecznościowych pojawił się wpis Trumpa, krytykujący Rosję i zachęcający ukraińską armię do dalszych walk.
Kiedy mieszkańcy Moskwy i wszystkich wielkich miast, miasteczek i dzielnic w całej Rosji dowiedzą się, co naprawdę dzieje się w tej wojnie, że prawie niemożliwe jest dla nich zdobycie benzyny w długich kolejkach, (...) gdzie większość pieniędzy wydaje się na walkę z Ukrainą, która ma wielkiego ducha i staje się coraz lepsza, Ukraina będzie w stanie odzyskać swój kraj w pierwotnej formie. A kto wie, może nawet pójść dalej. Putin i Rosja mają ogromne kłopoty gospodarcze i nadszedł czas, aby Ukraina podjęła działania
Nieoficjalnie mówi się, że USA - poprzez zakupy broni przez NATO - mają teraz mocniej wesprzeć Kijów.
- Zastanówmy się, jaka broń w relatywnie krótkim czasie, czyli w ciągu kilku miesięcy, mogłaby zmieniać obraz wojny. Tylko strategiczna, czyli broń dalekiego zasięgu. Ukraina mogłaby wtedy razić głębiej Rosję. Tylko że nie widzę szans na to, żeby Kijów dostał zaawansowane systemy dalekiego zasięgu. I mało prawdopodobne, żeby Stany Zjednoczone podjęły decyzję o przekazywaniu Ukrainie dużej liczby czołgów i transporterów pancernych - uważa płk. rez. Lewandowski.
I jak dodaje, mają one swoją skuteczność, ale tylko, jeśli są wpięte w cały system. - A Ukraina nie stworzyła systemu, w którym broń pancerna i zmechanizowana jest istotnym czynnikiem. Podobnie jak Rosja. Obecnie walka opiera się na dronach i artylerii. Pojawienie się na przykład czołgów niewpiętych w system, bez zapewnienia im właściwych warunków walki, nie będzie "game changerem" - uważa były wojskowy.
Z kolei Marszałkowski przypomina, że "realnie rzecz ujmując, obecna sytuacja ukraińskich wojsk nie jest kolorowa".
- Ukraińcom, nawet bardziej niż sprzętu, dzisiaj brakuje ludzi. Mają problem z uzupełnieniem strat. Rosjanie zmienili w kontekście stosowania różnych systemów uzbrojenia taktykę walki. To już nie są duże ataki zmechanizowane, tylko punktowe, małymi grupami piechoty, które przenikają przez ukraińskie linie. Ukraińcy mają problem z utrzymaniem obecnej linii frontu przy zmniejszających się zasobach osobowych - mówi Marszałkowski.
I jak dodaje, Rosjanie stosują "przemielenie zasobów osobowych", których mają znacznie więcej niż Ukraińcy.
- Między innymi dlatego Kijów bardziej stara się uderzać w zasoby rosyjskie, np. rafinerie, żeby osłabić gospodarczo Rosję. W założeniu ma to "zmiękczyć" Rosjan. I sprawić, że nawet jeśli odnoszą sukcesy na froncie, to z perspektywy gospodarczej nie będą w stanie dłużej prowadzić tej wojny - ocenia ekspert.
"Niech Amerykanie nie blokują"
Zdaniem płk. rez. Lewandowskiego zapowiedź ofensywy można odbierać bardziej jako element nacisku na Putina.
- Odzyskanie Krymu czy okupowanych terenów Donbasu? Rosja raczej ogłosi powszechną mobilizację, niż się na to zgodzi. Kreml nie może sobie pozwolić na przegranie tej wojny. Rosja nie zagrała jeszcze wszystkich kart. Więc mówimy w tym przypadku raczej o ofensywie na poziomie dyplomatycznym, być może gospodarczym - uważa były wojskowy.
Jednocześnie obaj nasi rozmówcy podkreślają, jak ważne są dane wywiadowcze, o których wspominał Zełenski.
- Żeby te działania zaczepne, ofensywne Ukrainy miały swoją skuteczność, niezbędne są precyzyjne, dobowo aktualizowane dane wywiadowcze. W zasadzie rozpoznawcze. Wywiad to jedno, a rozpoznanie to coś innego. Te pierwsze to tajne dane trzymane przy rosyjskiej generalicji. A dane rozpoznawcze, rozpoznania obrazowego i radioelektronicznego, Amerykanie dostarczali i dostarczają - komentuje płk. rez. Lewandowski.
Z kolei Marszałkowski przypomina, że część danych wywiadowczych Ukraińcy są w stanie zdobywać na poziomie taktycznym przy użyciu bezzałogowców, źródeł komercyjnych i zdjęć satelitarnych.
- Dzięki temu na linii frontu mogą wykryć koncentrację wojsk rosyjskich. Natomiast to, czego mogą potrzebować od Amerykanów, to dane o charakterze strategicznym, czyli np. zdjęcia satelitarne rafinerii, obiektów przemysłu sprzętowego, dane dotyczące stacjonowania Floty Czarnomorskiej w Noworosyjsku. Zełenski chce, żeby Amerykanie, jeżeli nawet nie dostarczą formalnie tych danych, bo nie chcą rozdrażniać Putina, nie blokowali dostępu do nich - mówi Marszałkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski