Odwet za zabicie 64 pasażerów
W odwecie za
zamach, w którym w północnej części Sri Lanki zginęły - według
najnowszych danych - 64 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych,
lankijska armia zbombardowała terytoria tamilskich
separatystów.
15.06.2006 | aktual.: 15.06.2006 14:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wcześniej władze Sri Lanki przypisały rebeliantom - Tygrysom Wyzwolenia Tamilskiego Ilamu (LTTE) - wybuch miny, który rozerwał pełen pasażerów autobus. Rebelianci zaprzeczyli jednak uczestnictwu w ataku.
Według rzecznika lankijskiej armii generała Prasada Samarasinghego, eksplozja miny była "potężna". Rzecznik podkreślił, że był to najkrwawszy akt przemocy od czasu podpisania w 2002 roku przez rząd w Kolombo i tamilskich rebeliantów zawieszenia broni. Generał wyraził obawę, że może dojść do ponownego wybuchu wojny.
Tymczasem Tamilskie Tygrysy zaprzeczyły, jakoby były odpowiedzialne za atak. Jeden z wyższych funkcjonariuszy w ich szeregach zasugerował, że eksplozja "mogła być dziełem sił dążących do wywołania napięć etnicznych między zamieszkującą Sri Lankę ludnością syngaleską a tamilską".
Jak podały źródła wojskowe, w kilka godzin po zamachu lankijska artyleria ostrzelała pozycje rebelianckie w okolicach Trikunamalaji, na północnym wschodzie kraju. W akcji odwetowej uczestniczyło także lotnictwo. Nie wiadomo, czy są ofiary.
Partyzanci tamilscy rozpoczęli walkę o utworzenie niezależnego państwa na Sri Lance w 1983 roku, twierdząc że syngaleska większość pozbawia ich wielu należnych im praw. W trwającym wiele lat zbrojnym konflikcie zginęło około 65 tysięcy osób. Dopiero w 2002 roku udało się przerwać rozlew krwi, dzięki porozumieniu pokojowemu, wynegocjowanemu przy mediacji dyplomatów norweskich.