"Odpowiedzialność Kościoła rozbija się o status władzy biskupów". Polemika do wywiadu o.Tomasza Grabowskiego
Piszę tych parę słów gwoli przezorności, ponieważ en général nie sądzę, aby momenty historii, gdy dysputy teologiczne wstrząsają cesarstwami, obalają królów, wpływają na losy społeczeństw lub rozgrzewają opinię publiczną do czerwoności, minęły bezpowrotnie. A konkretnie rzecz ujmując, moja zapobiegliwość wzmogła się w ostatnich dniach po przeczytaniu wywiadu z o. Tomaszem Grabowskim OP, który opublikowała Wirtualna Polska, w rubryce "Tylko u nas".
10.07.2021 20:57
Z jego lektury dowiedziałem się, że w myśleniu Kościoła każdy biskup jest niezależny, podlega wyłącznie papieżowi, ma pełnię władzy w diecezji i zawsze występuje we własnym imieniu. I dla tych właśnie powodów myślenie o konferencji episkopatu w kategoriach gremium podejmującego ważkie dla losów Kościoła decyzje lub w optyce partii politycznej ma prowadzić donikąd.
Nie tylko przywołane tu poszczególne stwierdzenia autora, lecz także logika całej jego wypowiedzi układa się w spójny przekaz. Otóż, w nauczaniu Kościoła, o strukturze i sposobie sprawowania władzy przez biskupów, bez wątpienia akcent przypada na ich autonomię. Jest tak silny, że wedle objaśnień o. Grabowskiego ten system ma tylko jeden wyjątek. Biskupi są monadami, ale z pojedynczym papieskim oknem.
Prawdopodobnie wielu czytelników zapyta w tym miejscu: - A kogo to jeszcze dzisiaj obchodzi, poza garstką wymierających katolickich epigonów? Niemniej poruszane tu sprawy mają poważne społeczne konsekwencje, niezależnie od tego, jak silnie mniemamy, że nic z tego już nas nie dotyczy.
Przecież wyrażane na forum publicznym oczekiwania, aby Kościół Rzymskokatolicki jako instytucja został pociągnięty do odpowiedzialności za przestępstwa popełniane przez jego duchownych, rozbijają się o pozornie niejasny statusu władzy biskupów. Nadto, równie dużo wspólnego z naturą ich władzy ma niepochamowana ekspansja polityczna Kościoła w Polsce, która ostatnio, za sprawą emerytowanego arcybiskupa/sołtysa, osiągnęła wulgarną i karykaturalną postać.
Kościół Katolicki weźmie odpowiedzialność za przestępstwa duchownych? Chodzi o "pozornie niejasny status władzy biskupów"
Aby nie zamęczyć czytelników zawiłościami rzymskokatolickiej teologii urzędu biskupiego, wystarczy przypomnieć, że jej rzeczywisty tenor pełnym głosem mówił u swoich początków i znowu przypomina dzisiaj o prymacie kolegialnej natury władzy biskupów. Stąd owa władza nie posiada swej mocy i źródła w przyznanej biskupom przez Boga autonomii, lecz w tym, że są spadkobiercami ustanowionego przez Boga Kolegium Apostołów, na czele którego On sam postawił Piotra.
Wydobycie z mroków historii wczesnego chrześcijaństwa na światło dzienne takiego właśnie uzasadnienia władzy biskupów w Kościele zawdzięczamy II Soborowi Watykańskiemu. Pozostaje to bezspornie jednym z najdonioślejszych jego osiągnięć. Było ono inspirowane w dużym stopniu przez chęć przeciwdziałania narastającej od dawna tendencji do atomizacji zarówno rządów poszczególnych biskupów, jak i życia powierzonych ich opiece wspólnot ludzi wierzących. Nietrudno się domyśleć, że jawnie sprzeciwiało się to katolickości, czyli powszechności Kościoła.
Jeżeli zatem np. w sprawie pana Janusza Szymika, czego jesteśmy naocznymi świadkami, słyszymy od kard. Dziwisza, że nie poczuwa się tu do współodpowiedzialności, bo to nie jego diecezja była, to cóż powinniśmy sądzić o kolegialnej naturze władzy biskupów w praktyce? Po co, sobór uroczyście podaje nam do wierzenia, iż biskupi cieszą się szczególnym przywilejem władzy w Kościele na mocy przynależności do kolegium biskupów?
Dlatego w konfrontacji ze złymi praktykami sprawowania władzy przez biskupów oraz sugestią zawartą w wywiadzie o. Tomasza Grabowskiego, oceny działania konferencji episkopatów mają swoje bardzo mocne uzasadnienie faktyczne, teologiczne i socjologiczne. Bodaj najbardziej dobitnym tego przykładem w ostatnim czasie była dymisja całego Episkopatu w Chile.
"Bierność Konferencji Episkopatu Polski". Wariant chilijski najlepszy?
Podobnie sprawy mają się w odniesieniu do aktywności lub bierności Konferencji Episkopatu Polski w wielu istotnych sytuacjach. Nie dla krotochwili lub chęci stania się języczkiem uwagi wspominałem już parokrotnie w różnych mediach o tym, że wariant chilijski byłby dla naszego rodzimego episkopatu korzystny. Mógłby zadziałać jak niezbędny reset systemu i zarazem swoisty hołd złożony św. Janowi Pawłowi II. Jak na ironię losu, to on rozwijał w swoich dokumentach nauczanie soboru, wyjaśniając naturę teologiczną i prawną konferencji Episkopatów. Podkreślał, że pomiędzy biskupami istnieje szczególna więź (communio episcoporum) i „poczucie kolegialności”, które znajduje swój szczególny wyraz w określonych przez prawo formach działania kolegialnego.
Dlaczego więc w sprawie przestępstw popełnionych przez śp. ks. Dymera, jedni bracia biskupi ograli abp Wojciecha Polaka, podczas gdy drudzy zostawili go na lodzie? Dlaczego Konferencja Episkopatu Polski jest bezradna wobec szyderstwa, jakie funduje nam emerytowany arcybiskup/sołtys, mówiąc: „Sołtys na zagrodzie równy wojewodzie”?
Moją odpowiedzią na te pytania i wiele podobnych, jakie można postawić w kwestii braku poczucia kolegialności wśród biskupów, jest parafraza fragmentu słynnego wiersza Zbigniewa Herberta:
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nie mieliśmy odrobiny niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa kolegium
Tak kolegium
które każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
W oryginale:
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa
o. Paweł Gużyński OP