Odnaleziono martwego snowboardzistę
Ratownicy GOPR z Jeleniej Góry odnaleźli 27-letniego snowboardzistę, którego porwała lawina w Białym Jarze k. Karpacza (woj. dolnośląskie). Mężczyzna nie żył - był przysypany 2-metrową warstwą śniegu.
Od soboty snowboardzisty z Jeleniej Góry szukało ponad 100 osób: GOPR-owcy polscy i czescy oraz strażacy. W rejonie lawiniska ustawiono ogrzewane namioty, wystawiono specjalne oświetlenie, aby móc prowadzić poszukiwania po zmroku.
Mężczyzna zaginął w sobotę k. 16.00. Ostatecznie w sobotę wieczorem przerwano poszukiwania z powodu bardzo złych warunków atmosferycznych i groźby zejścia lawiny wtórnej. Poszukiwania wznowiono w niedzielę rano. Snowboardzistę udało się wydobyć przed 15.00.
Jak powiedział ratownik z Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Jeleniej Górze nie należało się spodziewać, że uda się odnaleźć mężczyznę żywego. To byłby cud, gdyby zdołał przeżyć dobę pod zwałami śniegu - mówił ratownik.
Dodał, że 27-latek z Jeleniej Góry został odnaleziony w czole lawiny, czyli na samym początku lawiniska pod 2-metrową warstwą śniegu. Sekcja zwłok wykaże, czy mężczyzna żył jeszcze pod zwałami śniegu, czy zginął od razu - mówił GOPR-owiec.
Przypomniał też, że mężczyzna przebywał w Biały Jarze nielegalnie, bowiem rejon ten jest zamykany na zimę z powodu częstych lawin. Szczególnie niebezpiecznie jest tam wczesną wiosną, gdy topi się śnieg i lawiny schodzą jeszcze częściej.
Młodzi ludzie wiedzą, że ten rejon jest zamknięty, ale przyjeżdżają tu, ignorują zakazy dla adrenaliny i jakiś mocnych wrażeń, które chcą to przeżyć. Jednym się udaje, innym nie -mówił ratownik.
Dodał, że lawina, która zaszła w sobotę była średniej długości - w tym miejscu zdarzają się o wiele dłuższe i większe lawiny. Miała ok. 200 metrów długości, a rejon ten zna lawiny o ponad 1000- metrowej długości.
PAP udało się porozmawiać z ratownikiem, który brał udział nie tylko w poszukiwaniu snowboardzisty, ale i - przed laty - w 1968 r. w akcji poszukiwania w Białym Jarze porwanych tam przez lawinę uczestników radzieckiej wycieczki.
GOPR-owiec opowiadał, że 40 lat temu - 20 marca 1968 r. właśnie w Białym Jarze lawina porwała 24 turystów, głównie nauczycieli z ZSRR.
Pięciu turystów z 24 lawina sama wypluła. Nie uratowali ich GOPR- owcy - jak to się dzisiaj mówi. Lawina sama ich uwolniła - opowiadał ratownik.
Dodał, że wtedy była to największa tragedia jaka przydarzyła się w górach całej Europy.
Według GOPR-owca gdy lawina porwie człowieka, ratownik ma niewiele do powiedzenia. Najbardziej mogą pomóc świadkowie, którzy byli na miejscu, widzieli zdarzenie i od razu mogą przystąpić do wydobywania porwanej osoby.
Staramy się pomóc, odszukać porwaną osobę, ale najczęściej mamy dwie godziny na poszukiwania żywego człowieka - opowiadał GOPR- owiec. Dodał, że raz udało się uwolnić człowieka, który przeżył pod lawiną 9 godzin.
Biały Jar, to niewielka nisza poniżej Równi pod Śnieżką, gdzie długo utrzymuje się pokrywa śnieżna. Jak podaje jedna ze stron internetowych poświęcona Karkonoszom, to właśnie w Białym Jarze, a nie w Tatrach przydarzyła się największa tragedia górska.