Odmienne stany świadomości
W Sejmie brakowało odważnego, który by krzyknął, że wariactwo jest wariactwem, a nie ekstrawagancją. Posłowie tak się przyzwyczaili do Zbigniewa Nowaka i trzymanego przezeń plakatu z napisem "Raport Nowaka", że przestali go zauważać. Stojący przy mównicy parlamentarzysta postanowił więc, że znowu będzie widoczny - pisze Marcin Dzierżanowski w tygodniku "Wprost".
- Do protestu wprowadzę innowację: plansze będą dynamiczne - zapowiada. Od 17 maja będzie prezentował dwa rodzaje plansz: jedne mają wymiary 180 x 80 cm, drugie - 80 x 60 cm. Na każdej z nich umieści oddzielny postulat. - Wielu będzie zżerać ciekawość, bo to będzie dynamiczne i rozwojowe. Myślę, że trochę się posłom przejadło moje nieciekawe stanie z jednym transparentem - ocenia Nowak. Posłowie i dziennikarze od dawna wiedzą, że z opinii sądowo-psychiatrycznej wynika, iż cierpi on na paranoidalne zaburzenia psychiczne. Sam zainteresowany przekonuje oczywiście, że ekspertyza jest nierzetelna. Ale jego przypadek sprawił, że zaczęto u nas głośno mówić o niezrównoważonych psychicznie politykach.
Strzelanie głupimi pomysłami
Dotychczas koledzy parlamentarzyści zachowywali się wobec swoich niezrównoważonych kolegów jak bohaterowie bajki "Nowe szaty cesarza". Brakowało tam odważnego, który by krzyknął, że wariactwo jest wariactwem, a nie ekstrawagancją. - Ta polityczna poprawność to czysty absurd. Trudno sobie przecież wyobrazić, by na przykład choremu psychicznie człowiekowi pozwolić na służbę w wojsku. A przecież tak jak niezrównoważony żołnierz może wyjąć broń i strzelać do współtowarzyszy, tak chory psychicznie poseł może strzelać do wyborców głupimi pomysłami. Taki ktoś nie może decydować o życiu milionów ludzi - tłumaczy poseł Artur Zawisza (PiS).
Prawo i Sprawiedliwość rozważa wprowadzenie przepisów pozwalających na odebranie mandatu posłowi, u którego stwierdzono by poważne defekty psychiczne. Do tego musiałaby zaistnieć możliwość skierowania polityka na przymusowe badania. Rozważano nawet wprowadzenie obowiązkowych konsultacji psychiatrycznych dla kandydatów do parlamentu, ale od tego odstąpiono. Zdaniem Mirosławy Kątnej (SDPL), jedynego psychologa wśród posłów, różne formy zaburzeń psychicznych lub emocjonalnych u polityków to już zjawisko o znaczącej skali. - Z moich obserwacji wynika, że różnych form psychoterapii wymaga około 30% parlamentarzystów - ocenia posłanka Kątna.
Gabryś w podskokach
Kazus Nowaka otworzył politykom i dziennikarzom oczy na zjawisko, o którym było wiadomo od dawna. Wcześniej przez kilka lat mówiono o problemach psychicznych Gabriela Janowskiego, który dziwnie zachowywał się już na początku lat 90. Koledzy posła nie przejmowali się tym, bo był im potrzebny do partyjnych układanek. Rywale nawet się cieszyli, licząc na to, że Gabryś się wreszcie skompromituje i będzie o jednego konkurenta mniej.
Gdy Janowski był ministrem rolnictwa w rządzie Hanny Suchockiej, było tajemnicą poliszynela, że prawie nie bywa w ministerstwie. Problem pojawił się, gdy Hanna Suchocka chciała mu wręczyć dymisję - Janowskiego nie można było zlokalizować. Wreszcie ktoś ustalił, że Janowski, owszem, przyjeżdża czasem na krótko do ministerstwa, ale o świcie. Do wręczenia dymisji wybrano Roberta Karwowskiego, wiceministra z ówczesnego Urzędu Rady Ministrów, którego twarzy Janowski nie kojarzył. Karwowski, udając petenta, przez kilka dni polował na Janowskiego na ministerialnym korytarzu. Wreszcie o 7 rano złapał go i wręczył dymisję.
O dziwnych zachowaniach Janowskiego opinia publiczna dowiedziała się dopiero w styczniu 2000 r., kiedy polityk ten podskakiwał w Sejmie, krzycząc: "Raz, dwa, trzy!". Całował też po rękach mężczyzn, wołając: "Ja pana znam!". Po dwóch tygodniach zwołał konferencję prasową, na której o wyjaśnienie swych dolegliwości poprosił... Urząd Ochrony Państwa. - Moje zachowanie nie było spowodowane chorobą! - zapewniał. Winne miały być tajne służby, które podstępnie podały Janowskiemu narkotyk. Najwyraźniej wielu przekonał, bo w ostatnich wyborach uzyskał 21 tys. głosów i bez problemu wszedł do parlamentu. W 2001 r. kandydował nawet na wicemarszałka Sejmu i dostał więcej głosów niż Lech Kaczyński - pisze Marcin Dzierżanowski w tygodniku "Wprost".