Odłamki tupolewa ze strefy B przekazane Rosjanom
"Rzeczpospolita" dotarła do zdjęć, które na własny użytek zrobili członkowie ekipy archeologicznej, która jesienią 2010 r., kilka miesięcy po katastrofie rządowego Tu-154M w Smoleńsku. Jego celem nie było zebranie dowodów na potrzeby śledztwa. Ekipa archeologów miała uprzątnąć miejsce katastrofy.
Dokładność prac naukowców sprawiła, że znaleziono kawałki samolotu, których badanie mogłoby rozstrzygnąć część wątpliwości dotyczących przyczyn zniszczeń maszyny, a tym samym wyjaśnić przyczyny katastrofy. Materiał archeologów trafił jednak do Rosjan informuje dziennik.
Według Marka Poznańskiego, który brał udział w badaniach (dziś jest posłem Twojego Ruchu) wiele ze szczątków było "przetopionych". – Noszą charakterystyczne ślady rozerwania, wygięcia, niektóre były bardzo zdeformowane. Było widać, że działała na nie wysoka temperatura – opowiada.
– Komisja nie korzystała z materiału zgromadzonego przez archeologów – potwierdza "Rz" Maciej Lasek. Zebrane przez naukowców odłamki Rosjanie zgromadzili na smoleńskim lotnisku, podobnie jak inne elementy wraku, które leżą tam od dnia katastrofy. W 2012 r. mieli do nich dostęp polscy biegli, ale nie wiadomo, z ilu z nich podczas oględzin pobrano jakieś próbki. Prokuratura nie wyjaśnia też, jakim zostały poddane badaniom.