Ochotnik zdradził kwaterę Rosjan? Pokazali jasne dowody
Pod gruzami kwatery w Makiejewce miało zginąć około 400 rosyjskich żołnierzy. Jedna z hipotez mówi, że ujawnili oni Ukraińcom swoją pozycję, nieostrożnie korzystając z telefonów komórkowych. Amerykański analityk militarny Rob Lee wskazał na Twitterze, że z pewnością niefrasobliwość pewnego rosyjskiego ochotnika w tej materii sprawiła, że zniszczona została inna baza armii Putina w okupowanej Ukrainie.
Sahy to nie wielka miejscowość w lewobrzeżnej, wciąż okupowanej przez Rosjan, części obwodu chersońskiego na południu Ukrainy. W poniedziałek w sieci pojawiło się nagranie, pokazujące miejscowy hotel ze stadniną, o nazwie "Grand Prix", po ukraińskim ataku artyleryjskim. Budynki były zrujnowane.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jak się okazało, w miejscu tym stacjonowały rosyjskie wojska. Skala rosyjskich strat wskutek ataku jest nieznana. Znany jest jednak - jak wskazuje Rob Lee, powołując się na dane rosyjskich blogerów militarnych - człowiek, który mógł przyczynić się do namierzenia kwatery przez wywiadowców Kijowa.
Niefrasobliwy ochotnik
W połowie grudnia Piotr Łożkow - rosyjski ochotnik, prywatnie prawnik rozmiłowany w fotografii - odwiedził Sahy. Wykonał serię zdjęć z mieszkańcami kompleksu "Grand Prix", które następnie umieścił w serwisie społecznościowym VKontakte. Znajdowali się wśród nich m. in. żołnierze z 10. Brygady Specnazu GRU.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na screenach z jego profilu przy owych zdjęciach wyraźnie widać dane geolokalizacyjne. Mógł to być więc rzeczywiście ważny trop dla ukraińskich wywiadowców.
Makiejewce także zawiniły telefony?
W niedzielę wieczorem Centrum Komunikacji Strategicznej ukraińskiej armii poinformowało, że w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia dokonano ataku na koszary wroga w Makiejewce w Donbasie. W wyniku uderzenia w miejsce dużej koncentracji rosyjskich sił zginęło około 400 wojskowych, a około 300 zostało rannych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uderzyli po północy. Deszcz rakiet z HIMARS-ów spadł na Rosjan
Po tym zdarzeniu rosyjski resort obrony próbuje zrzucić odpowiedzialność na dowództwo samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i żołnierzy z mobilizacji. Z kolei funkcjonariusze organów ścigania DRL oznajmili w rozmowie z rosyjską państwową telewizją, że do uderzenia na Makiejewkę doszło dlatego, że rezerwiści naruszyli zasady bezpieczeństwa, nieostrożnie korzystając z prywatnych telefonów komórkowych. Pozwoliło to ukraińskim siłom zlokalizować pozycje wroga i przeprowadzić precyzyjne uderzenie na bazę w budynku szkoły.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Amerykański think tank Instytut Badań nad Wojną (ISW) zauważył we wtorek, że propagandowe media i wspierający rosyjskie władze blogerzy szybko podjęli ten wątek i zaczęli wzywać Kreml do wprowadzenia bardziej rygorystycznych wytycznych dotyczących używania telefonów komórkowych na froncie. "Jednocześnie resort obrony dba o to, by w sprawie ataku na Makiejewkę wypowiadali się przedstawiciele DRL, a nie urzędnicy i wojskowi w Moskwie. Celem jest ugruntowanie przekonania, że do ataku doszło w Donbasie, a zatem wina leży po stronie DRL" - czytamy w analizie ISW.
Źródło: Rob Lee/PAP/ISW/vk.com/milinfolive
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski