"Obsesje PiS w podstawie programowej", czyli czego Czarnek chce uczyć w szkołach
"Kontrowersje ideologiczne na forum unijnych instytucji", "ekspansja ideologii politycznej poprawności" oraz powinność postrzegania katastrofy smoleńskiej jako "największej tragedii w powojennej historii Polski" – m.in. takie zagadnienia będą musieli przyswoić uczniowie szkół ponadpodstawowych w ramach nowego przedmiotu historia i teraźniejszość. Szef ZNP Sławomir Broniarz podkreśla, że przypomina mu to stalinowski "Krótki kurs historii". "To dalsze ideologizowanie szkoły" – dodają nauczyciele.
Ministerstwo edukacji i nauki rozpoczęło konsultacje podstawy programowej historii i teraźniejszości – przedmiotu, który jest oczkiem w głowie Przemysława Czarnka. Według planów resortu pojawi się on w planach lekcji uczniów szkół ponadpodstawowych już od przyszłego roku szkolnego. Stopniowo – na poziomie podstawowym - ma zastępować wiedzę o społeczeństwie. "Jesteśmy gotowi, by odzyskiwać pokolenia nieświadomych młodych Polaków" – tak o przedmiocie w rozmowie z tygodnikiem "Sieci" mówił w październiku minister Czarnek.
Zapowiedzi zamieniają się w czyny. Choć resort do 17 stycznia będzie czekał na uwagi do proponowanej podstawy programowej, już teraz projekt budzi w środowisku nauczycielskim potężne emocje. Branżowy tygodnik "Głos nauczycielski" propozycje nazywa "zbiorem obsesji partii Przemysława Czarnka". Najwięcej kontrowersji wywołują zagadnienia związane z ostatnim dwudziestoleciem naszej historii. Proponowaną podstawę programową w rozmowie z Wirtualną Polską bardzo surowo ocenia Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
- Mamy do czynienia z publicystyką, a nie historią. Świeżość niektórych faktów, brak sprawdzonych źródeł i rzetelnej kwerendy nie pozwala tych zapisów traktować jako czegoś, co ma choć posmak naukowego materiału. To jest jednostronna publicystyka prezentująca jedyny słuszny punkt widzenia – mówi.
Broniarz: Podstawa przypomina stalinowski kurs
Prezes ZNP idzie krok dalej i twierdzi, że nowy przedmiot nie będzie miał wiele wspólnego z rzetelnym nauczaniem historii. - W 1938 r. Stalin opublikował wszechzwiązkowy "Krótki kurs historii" WKP(b) [Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) – red.]. To jako żywo przypomina mi ten materiał, a jestem historykiem. Na tym dokumencie opierała się cała praca ideowo-wychowawcza czasów stalinowskich. Muszę powiedzieć, że mamy mistrza odtwarzania tego rodzaju tendencji, bo to jest jeden kurs precyzyjnie określający cele. Chodzi o to, by wychować nowego obywatela. Pod tym kątem nakreślona została podstawa programowa – komentuje w rozmowie z WP prezes ZNP.
- Celem niektórych punktów jest zohydzenie Unii Europejskiej uczniom i nauczycielom. Zakładam, że nauczyciele po prostu będą myśleli, bo to, co się dzieje w klasie, jest efektem ich pracy, rzetelności i odpowiedzialności za wiedzę, którą przekazują. Chodzi o to, żeby za kilka lat uczniowie nie wskazywali na ulicy takiego nauczyciela palcem jako osoby, która przekazywała im głupoty - dodaje.
Prezes ZNP uważa też, że nowa podstawa to wyraz bezsilności władz wobec często krytycznego podejścia młodzieży do zachodzących zmian. Broniarz zwraca również uwagę, że temat Kościoła ma być przedstawiany wyłącznie jednostronnie: – Mówienie o Kościele wyłącznie w kontekście świetlanych zdarzeń będzie nieprawdziwe. Takie jawne indoktrynacyjne działanie zawsze spotyka się z oporem, a uczniowie są przekorni. Wydaje się, że każdy kij ma dwa końce i ci, którzy są autorami tej podstawy programowej, powinni mieć na uwadze stare przysłowie "Kto mieczem wojuje, od miecza ginie".
Staroń: "Kolejny etap odciskania piętna"
Również nauczyciele, z którymi rozmawiamy, uważają, że podstawa programowa jest zgodna z postrzeganiem świata, które bliskie jest politykom PiS. Chodzi o relacje między państwem a Kościołem, stosunki z Unią Europejską czy katastrofę smoleńską. Z proponowanej podstawy wynika m.in., że postkomunizm w Polsce skończył się wraz z pierwszymi rządami PiS i wygraną Lecha Kaczyńskiego.
O swoich obawach mówi nam Przemysław Staroń, nauczyciel, psycholog i kulturoznawca, laureat nagrody Nauczyciel Roku 2018. - Konsultowana podstawa programowa to konsekwentnie realizowana ideologizacja polskiej szkoły. To będzie hit jedynie z nazwy, bo nie sądzę, że nowy przedmiot będzie fascynował uczniów i uczennice. Różne elementy podstawy programowej budzą w środowisku coś pomiędzy oburzeniem a pustym śmiechem. Natomiast nie dziwi mnie to w ogóle, patrząc na całokształt działań ministra Czarnka - mówi.
Staroń podkreśla, że ostatecznie to nauczyciele zdecydują, co i w jakiej formie przekazać uczniom. - W ramach swojej autonomii nauczyciele, którzy mają chęci, wyobraźnię i są kreatywni, będą mogli te zagadnienia przedstawiać tak, by dzieciaki zrozumiały, że to po prostu bełkot. Obawiam się, że niektórzy mogą jednak po prostu realizować podstawę dla świętego spokoju, z powodu lęku i w realiach poczucia bezradności. Efekt może być jednak zupełnie odwrotny. Uważam, że cięciwa działań PiS-u jest tak bardzo naprężona na prawo, że strzała poleci w lewą stronę z hukiem. Zresztą już to się dzieje – tłumaczy Przemysław Staroń.
Czego dowiedzą się uczniowie?
Według resortu Przemysława Czarnka nauka historii i teraźniejszości ma umożliwić uczniom "rzetelnej wiedzy o najważniejszych przemianach kulturowych, politycznych, społecznych i gospodarczych w Polsce i na świecie po 1945 roku aż do czasów współczesnych". W projekcie czytamy również o "przygotowaniu ucznia do samodzielnej i sprawiedliwej oceny wspomnianych przemian zachodzących w Polsce i na świecie", a także "norm kultury oraz wizji człowieka, rodziny i społeczeństwa sięgających swoimi korzeniami klasycznej cywilizacji grecko-rzymskiej i chrześcijaństwa".
Eksperci Przemysława Czarnka proponują m.in., by młodzież uczyła się, że rozdział Kościoła od państwa to przejaw "komunistycznej polityki", a intelektualną inspiracją "rewolucji seksualnej" w latach 60. był "neomarksizm". Uczniowie mają również poszerzyć wiedzę o "prześladowaniach religijnych" na świecie na przykładzie chrześcijan. Młodzież dowie się również o "kontrowersjach ideologicznych na forum instytucji unijnych" oraz "politycznym znaczeniu roku 2005 w Polsce", kiedy to PiS pierwszy raz objęło władzę.
W proponowanych wytycznych zwrócono również uwagę na to, co nauczyciele powinni przekazywać podopiecznym nt. katastrofy smoleńskiej. Powinni wyjaśniać, dlaczego "katastrofę z dnia 10 kwietnia 2010 roku należy traktować jako największą tragedię w powojennej historii Polski". To określenie, które pojawiło się w oświadczeniu polskich parlamentarzystów przyjęte podczas Zgromadzenia Posłów i Senatorów 13 kwietnia 2010 roku. Jego celem było uczczenie pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej.
Nauczyciele zwracają też uwagę, że uczeń powinien umieć "scharakteryzować zmiany polityczne i gospodarcze w Polsce w latach 2010–2015", czyli za rządów PO-PSL. A także na omówienie zagadnień związanych z konstytucją. Tu wskazano nie tylko na relacje pomiędzy poszczególnymi organami władzy czy niezależność sądownictwa, ale również na to jak definiowane są pojęcia małżeństwa i rodziny.