Obrończyni więźniów z Guantanamo: jestem prawnikiem terrorystów i jestem z tego dumna
Mohamedou Slahi miał być groźnym terrorystą uwikłanym w spisek milenijny i zamachy z 11 września. Miał, ponieważ wszystko wskazuje na to, że Stany Zjednoczone uwięziły nieodpowiedniego człowieka. O jego niewinności mówią kolejne sądy, rządy państw trzecich, a nawet były szef prokuratorów w Guantanamo. Jednak Mauretańczyk wciąż pozostaje w więzieniu. Nancy Hollander, która broni Slahiego, opowiedziała Wirtualnej Polsce o prawnej batalii o wolność, torturach w Guantanamo oraz o napisanym w więzieniu dzienniku, który stał się światowym bestsellerem, a w przyszłym tygodniu ukaże się na polskim rynku.
01.10.2015 | aktual.: 01.10.2015 14:41
WP: Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska: "Jestem prawnikiem terrorystów i jestem z tego dumna" - tak prowokacyjnie zatytułowała pani swój komentarz z 2010 roku na łamach "The New York Times". Podtrzymuje pani te słowa?
Nancy Hollander: Chciałam by zabrzmiało to prowokacyjnie, niektórzy zarzucali mi nawet, że to nie ja wymyśliłam ten tytuł. Napisałam tak, bo byłam wściekła, że część administracji Busha twierdziła, że ci ludzie nie powinni mieć prawników, że to niegodne, by reprezentować przed sądem osoby oskarżone o terroryzm. Zarzucali nam, prawnikom, że ułatwiamy zadanie terrorystom. Przez 20 lat pracy jako obrońca w sprawach karnych zetknęłam się z potwornymi zbrodniarzami, z gwałcicielami małych dzieci czy mordercami staruszek, ale nikomu nie przyszło do głowy oskarżanie mnie, że jestem podobna do moich klientów. Dopiero przy terrorystach zaczęto zrównywać prawników z klientami. Warto przy tym pamiętać, że jedną z najznakomitszych tradycji amerykańskiego sądownictwa jest prawo do obrony, które przysługuje nawet najbardziej znienawidzonym jednostkom. Ta tradycja sięga czasów drugiego prezydenta USA, Johna Adamsa. Obrony nie odmawiano również japońskim zbrodniarzom wojennym. Dlatego broniąc osób oskarżonych o
terroryzm nie staję się terrorystką. Z dumą służę sprawiedliwości i ideom z amerykańskiej konstytucji.
WP: Ilu klientów ma pani obecnie w Guantanamo?
Dwóch. Są to Abd Al-Rahim Al-Nashiri, o którym nie mogę mówić oraz Mohamedou Ould Slahi.
WP: W takim razie kim jest Mohamedou Slahi i jak trafił do Gauntanamo?
Pochodzi z Mauretanii i został pojmany w swojej ojczyźnie. Stany Zjednoczone początkowo oskarżyły go o udział w tzw. spisku milenijnym (próba zamachu bombowego na lotnisko w Los Angeles na przełomie 1999/2000 - przyp.). W tej sprawie zatrzymano Algierczyka Ahmeda Ressama, który żył w Montrealu, gdzie przez jakiś czas mieszkał także Mohamedou. Gdy na początku 2000 roku Mohamedou wracał do domu z Kanady, wylądował w Senegalu, skąd mieli go odebrać znajomi i rodzina. Został jednak aresztowany przez Amerykanów, którzy przesłuchali go w sprawie spisku milienijnego, po czym wypuścili do domu. Po atakach z 11 września znów wzywano go na przesłuchania. Pewnego dnia stawił się na wezwanie policji w Mauretanii, myśląc, że jeszcze tego samego dnia wróci do domu, ale nie ma go już 13 lat.
WP: Od razu trafił na Kubę?
Najpierw Amerykanie zaaranżowali transfer z Mauretanii do Jordanii, gdzie był przesłuchiwany przez siedem i pół miesiąca. Spodziewał się, że zostanie wypuszczony do domu, bo śledczy wiedzieli, że nic na niego nie mają. Jednak w tym czasie istnienie amerykańskiego więzienia w Jordanii było utrzymywane w tajemnicy i gdyby Mohamedou wrócił do domu, świat dowiedziałby się o tym sekrecie. Myślę, że to właśnie dlatego trafił do Guantanamo. Przez cały pobyt w Jordanii jego rodzina sądziła, że on wciąż jest w Mauretanii i przynosiła paczki do tamtejszego więzienia. Po drodze do Guantanamo Mohamedou był jeszcze przetrzymywany w więzieniu w Bagram w Afganistanie. Wówczas mówiono, że trafiali tam tylko pojmani z pola bitwy, co było oczywiście kłamstwem.
WP: Jak USA powiązały Mohamadou z terrorystami?
Gdy w ręce Amerykanów wpadł Ramzi bin Al-Shibh, oskarżony o planowanie zamachów z 11 września, śledczy wpadli na pomysł, że skoro w 1999 roku Mohamedou spędził jeden wieczór w towarzystwie tego mężczyzny, oznacza to, że musi być zamieszany w sprawę. Jednak w 2009 roku sędzia orzekł, że Mohamedou nie miał nic wspólnego ze spiskiem milenijnym, orzekł także, że nie miał pojęcia o planach zamachów w 2001 roku. Potwierdził jedynie, że Mohamedou i Ramzi bin Al-Shibh widzieli się jednego wieczora i nakazał wypuszczenie go na wolność. Administracja Baracka Obamy wniosła apelację w jego sprawie, wyższa instancja odesłała ją do ponownego rozpatrzenia, ale do tej pory nie doczekaliśmy się posiedzenia. Mohamedou nadal siedzi więzieniu.
WP: Czy były jakiekolwiek zeznania innych osób, które łączyłyby go z 11 września?
Nie ma zupełnie nic. Władze twierdzą, że Mohamedou składał przysięgę na wierność Al-Kaidzie, ale to były lata 90.
WP: Chodzi o jego przeszłość w Afganistanie?
Tak, Mohamedou wyjechał walczyć do Afganistanu, ale wówczas Stany Zjednoczone wspierały mudżahedinów przeciwko komunistom. Na rozprawie mówiłam nawet sędziemu: "Jeśli ten człowiek wstąpił do Al-Kaidy, to my też to zrobiliśmy. My zapewniliśmy im broń i finansowanie". Sędzia przychylił się do tej opinii. Oprócz tej historii z lat 90., władze nie mają nic, co mogłoby świadczyć przeciwko Mohamedou i nigdy nie miały, bo to naprawdę niewinny człowiek.
WP: I zdaje się to mówić coraz więcej osób, również w USA.* *WP: Czy w czasie odsiadki w Gauntanamo Mohamedou składał jakieś obciążające zeznania?
Tak, ale tylko w czasie tortur. Nie mówił zresztą nic, czego nie wiedzieliby śledczy. Wymyślał również historie, z czego zresztą przesłuchujący zdawali sobie doskonale sprawę. Jest w książce taki fragment, w którym śledczy mówią: "Wiemy, że chciałeś wysadzić w powietrze CN Tower w Toronto". Mohamedou nie wiedział nawet, że taka wieża istnieje, ale potwierdził ich słowa i wymienił ludzi, z którymi rzekomo spiskował. Pod wpływem tortur obciążył zeznaniami jedną z osób i czuł się z tym wyjątkowo źle. Gdy dowiedział się o uwolnieniu tego człowieka, poczuł ulgę.
WP: Jakiego rodzaju tortury poddawano Mohamedou?
Zabierali go na łódź, wiązali oczy i bili znienacka, kładli na niego lód i rozbijali na jego ciele, inscenizowali rozmowy, z których wynikało, że wywiozą go do innego kraju. Mieli też coś, co nazywali frequent flyer program (program lojalnościowy w liniach lotniczych - przyp.). Budzili więźniów co dwie godziny i kazali im chodzić. Człowiek nie wysypia się w ten sposób, traci poczucie czasu i przestrzeni, zdarzają się halucynacje wzrokowe i dźwiękowe. W więzieniu wiedzieli też, że Mohamedou ma problemy z kręgosłupem, więc kazali mu stać i siadać w pozycjach, które były dla niego dokuczliwe. Dostał również list, w którym prezydent Mauretanii pisał, że jego matka trafiła do więzienia, była to oczywiście fałszywka. Stosowano przeciwko niemu wiele gróźb, śledczy wygrażali się, że jeśli nie będzie odpowiadał na pytania, wyrzucą go do oceanu i nikt nie znajdzie jego ciała.
WP: I to wszystko było zatwierdzone przez władze?
Przez sekretarza obrony, Donald Rumsfelda.
WP: Czy ktokolwiek po stronie polityków lub przesłuchujących za to odpowiedział?
Nie, choć to jawne pogwałcenie praw amerykańskich i międzynarodowych. Już sam brak wniesienia sprawy do sądu jest łamaniem Konwencji w sprawie zakazywania tortur, która nakazuje ściganie i śledztwo ws. osób podejrzanych o stosowanie tortur.
WP: Czy jest jakakolwiek szansa na osądzenie?* *WP: W początkowym okresie władze uznawały go za "numer 1 na liście najważniejszych więźniów". Jak to możliwe?
W jego sprawie prokuratorem był płk Stuart Couch, którego przyjaciel był pilotem jednego z samolotów porwanych 11 września. Pułkownik chciał kary śmierci dla Mohamedou, ale szybko zorientował się, że jego zeznania uzyskano pod wpływem tortur i tak naprawdę nic się za nimi nie kryje. Poszedł wówczas do swojego przełożonego i oznajmił, że nie zamierza oskarżać Slahiego.
WP: Jest jeszcze Abu Hafsa, szwagier Mahomedou, który swego czasu był blisko związany z Al-Kaidą. Znajomość z nim mogła zaszkodzić Mohamedou?
On jest dziś wolnym człowiekiem. Żyje w Mauretanii, a od organizacji bin Ladena odłączył się po zamachach z 11 września. Według amerykańskiego raportu na temat zamachów, był on przeciwny całej akcji. Sam zresztą mówił o tym w jednym z wywiadów, gdzie tłumaczył, że ataki z 11 września kłócą się z koranicznymi naukami. Przez długi czas siedział w więzieniu w Iranie, później w Mauretanii, a teraz jest wolny. I to tylko dlatego, że pozwolili na to Amerykanie, po przesłuchaniach FBI.
WP: Widuje go pani regularnie?
Odwiedzam go 2-4 razy w roku, ostatnio w kwietniu. Współpracuję w trzyosobowym zespole, reszta prawników także się z nim widuje. Wizyty są mniej więcej co dwa miesiące. Prawnicy są jedynymi osobami z zewnątrz, których widują więźniowie. Chyba, że policzymy jeszcze śledczych, ale Mohamedou nie może już być przesłuchiwany, tak postanowił sąd, więc śledczy już do niego nie przyjeżdżają.
WP: A jak wygląda kontakt z rodziną?
Można pisać listy. Międzynarodowy Czerwony Krzyż organizuje też rozmowy za pomocą Skype’a kilka razy w roku, więc więźniowie mają szansę porozmawiać ze swoimi bliskimi.
WP: Chociaż w swoim dzienniku Mohamedou pisze o okrutnych rzeczach, zachowuje przy tym pogodę ducha. Jest także bardzo ironiczny w swoich obserwacjach. Taki sam jest w rzeczywistości?* *WP: To wykształcony człowiek. Jak spędza czas w takim miejscu?
Obecnie uczy się hiszpańskiego i tureckiego. Angielski, w którym napisał dziennik, był już jego czwartym językiem. Zaczął też rysować. Wcześniej dużo grał w szachy, ale z tego co wiem, władze więzienia nakazały konfiskatę planszy.
WP: Mimo tego Mohamedou nadal jest w Guantanamo. Dlaczego?
Płk Morris Davis powiedział kiedyś, że najszybszy sposób na wydostanie się z Guantanamo, to zostać skazanym. Jednak Mohamedou nie ma za co skazać i w tej chwili można go stamtąd wydostać tylko na dwa sposoby. Pierwszym jest procedura habeas corpus...
WP: ...Czyli?
Do sądu federalnego składamy wniosek, w którym usiłujemy dowieść, że jest on przetrzymywany nielegalnie. To właśnie na podstawie habeas corpus sędzia orzekł w 2009 roku na korzyść Mohamedou, ale apelacja rządu zablokowała sprawę aż do dziś. Gdyby władze nie wnosiły apelacji, Mohamedou byłby już w domu. W podobnej patowej sytuacji są też inni osadzeni.
WP: A drugi sposób na wyjście na wolność?
W 2011 roku administracja Baracka Obamy wprowadziła procedurę Periodic Review Board. Prezydent nakazał, by w ciągu roku każdy więzień z Guantanamo został przesłuchany w ramach tego mechanizmu. Jednak pierwsze przesłuchanie miało miejsce dopiero w 2013 roku. Wielu więźniów wciąż czeka na swoją kolej. Celem tych przesłuchań jest sprawdzenie, czy osadzony może obecnie zagrozić USA (bez względu na jego przeszłość). Od 2013 roku było dopiero około 15 takich spraw, ale władze cały czas utrzymują, że każdy dostanie swoją szansę.
WP: Ilu więźniów jest w tej chwili w Guantanamo?
Z tego co wiem, 113. Wszyscy czekają w kolejce do PRB, ale nikt nie zna terminu przesłuchania. Jednak nawet jeśli dany osadzony pomyślnie przejdzie procedurę, w ciągu 30 dni decyzję musi ją jeszcze potwierdzić Kongres. Mamy już kilka przypadków osób, które uzyskały "zielone światło", ale ich sprawa nawet nie trafiła przed Kongres. Wszystko leży tak naprawdę w rękach wojska. Gdy zwróciliśmy się do sądu federalnego, by przyspieszył przesłuchanie Mohamedou, sąd stwierdził, że nie ma jurysdykcji nad Guantanamo.
WP: Czy w takim przypadku pozostaje coś oprócz czekania?
Presja. Książka, obecność w mediach, petycje i ciągłe nagłaśnianie sprawy.
WP: George Bush przeniósł lub uwolnił około 500 więźniów z Guantanamo. Czy wie pani, jak wygląda to w przypadku Obamy?
Obama wypuścił około 70 osób.
WP: Ale to właśnie on obiecywał zamknięcie więzienia.* *WP: Czy pani zdaniem Obama zamknie Guantanamo raz na zawsze?
Mam taką nadzieję. Wystarczyłoby, gdyby przyspieszył przesłuchania w ramach Periodic Review Board, uwolniłby wtedy wiele osób.
WP: Dlaczego tego nie robi?
Nie ma takiej politycznej woli. Obama obwinia Kongres, ale to nie jest z jego strony uczciwe. To jego departament obrony mógłby ze wszystkim skończyć, wycofując apelacje w sprawach habeas corpus lub przyspieszając przesłuchania przed PRB. Nie wiem, co ich przed tym powstrzymuje.
WP: Opuszczenie Guantanamo czasami kończy się transferem do innego więzienia. Czy trafienie do placówki, które nie jest na celowniku mediów, nie jest w istocie gorsze?
Trzeba zaznaczyć, że większość jednak odzyskuje wolność. Transfery się oczywiście zdarzają. Sama odwiedzałam w Arabii Saudyjskiej zakład karny dla więźniów z Guantanamo, ale nie ma w nim takiego rygoru. Cele są schludne, a więźniowie widują się z rodzinami. Często wytransferowani z Guantanamo trafią do więzień, ale po krótkim czasie wychodzą na wolność. Zdarzają się też przypadki krótkotrwałych aresztów domowych.
WP: Publikacja dziennika wiązała się z długą walką o pozwolenie. Ile to trwało?
Sześć lat.
WP: Dlaczego tak długo?
Założenie jest takie, że wszystko, co więzień powie w Guantanamo jest tajne. Książka trafiła do mnie w częściach jako list. Listy były objęte tajemnicą adwokacką, ale władze i tak musiały je sprawdzić pod kątem faktycznie tajnych informacji. Początkowo nikt nie chciał czytać rękopisów ze względu na długość. W końcu Mohamedou zgodził się, by rząd zobaczył cały rękopis, wysłał go do władz, a te przepuściły go przez filtry swoich "trzyliterowych" agencji. Ocenzurowanie trwało dwa lata. Władze na pewno nie spodziewały się, że 466 stron zapisanych ręcznie wkrótce stanie się światowym bestsellerem.
WP: Mohamedou od początku pisał z intencją opublikowania?
Tak, chciał, by świat wiedział, co tam się dzieje.
WP: Nie naraził się w ten sposób na zemstę ze strony władz więzienia czy strażników?* *Czy ludzie, który przez ponad 10 lat są przetrzymywani bezprawnie, mogli pod wpływem więzienia ulec radykalizacji, nawet jeśli wcześniej nie żywili szczególnej niechęci do USA?
To jest możliwe. Ale nie w przypadku Mohamedou. Na końcu swojego dziennika pisał, że po wszystkim chciałby usiąść z ludźmi z więzienia i napić się herbaty. On po prostu taki jest. Rozumie, że czasami nawet dobrzy ludzie robią złe rzeczy.
_"Dziennik z Guantanamo""Dziennik z Guantanamo" jest zredagowaną wersją 466-stronicowego manuskryptu, który Mohamedou Ould Slahi - od 2001 roku przetrzymywany w kilku krajach bez postawienia zarzutów - napisał w swojej celi więziennej w Guantanamo. Władze Stanów Zjednoczonych wprowadziły w tekście ponad 2500 zaciemnień w postaci czarnych pasków, cenzurując w ten sposób rękopis. Slahi nadal przebywa w Guantanamo, mimo że został oczyszczony z podejrzeń przez liczne sądy i rządy krajów trzecich. Nigdy nie oskarżono go o jakiekolwiek przestępstwo._