Obrońcy ws. pacyfikacji kopalni "Wujek" domagają się uniewinnienia lub nowego procesu
Uniewinnienia oskarżonych lub przeprowadzenia kolejnego, czwartego już procesu domagają się przed katowickim sądem apelacyjnym obrońcy 17 b. milicjantów, oskarżonych o strzelanie do górników w pacyfikowanych w grudniu 1981 r. kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy".
20.06.2008 | aktual.: 10.07.2008 21:51
Już drugi dzień toczy się rozprawa odwoławcza w sprawie największej tragedii stanu wojennego. Po czwartkowych wystąpieniach oskarżycieli, teraz przed sądem przemawiają obrońcy.
Podczas odblokowywania śląskich kopalń zginęło 9 górników z "Wujka", a kilkudziesięciu robotników z obu zakładów zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego.
Ponad rok temu Sąd Okręgowy w Katowicach wydał już trzeci wyrok, po raz pierwszy dopatrując się winy oskarżonych. Wszyscy zomowcy, pacyfikujący kopalnię "Wujek" zostali wtedy skazani. 11 lat więzienia dostał b. dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald C.; jego 14 podwładnych - od 2 i pół roku do trzech lat. W dwóch wcześniejszych procesach b. milicjanci byli w I instancji uniewinniani lub postępowanie wobec nich było umarzane. Oba orzeczenia sąd odwoławczy uchylał.
W ostatnim wyroku sąd I instancji skazał 15 z 17 oskarżonych. Romualda C. skazano za sprawstwo kierownicze zabójstwa górników - to on miał dać sygnał do otwarcia do nich ognia. Po wyroku trafił do aresztu, przebywa w nim do dziś. Resztę zomowców skazano za "udział w bójce z użyciem broni palnej i ze skutkiem śmiertelnym". Kary trzech lat więzienia wymierzono dwóm; 12 innych skazano na kary dwóch i pół roku więzienia - złagodzone o połowę na mocy amnestii z 1989 r. Sąd uznał, że wszyscy są winni zbrodni komunistycznej. Uniewinniono byłego wiceszefa KW MO Mariana O., a sprawę jednego z zomowców z "Manifestu Lipcowego" umorzono.
Obrońcy domagają się uniewinnienia klientów, lub - w przypadku stwierdzenia poważnych uchybień procesowych - ponownego procesu. Zdaniem adwokatów, sąd okręgowy skazał oskarżonych mimo braku przekonujących dowodów i nierozstrzygniętych wątpliwości. Podnosili m.in. że w czasie odblokowywania kopalń nie tylko pluton specjalny ZOMO miał broń, ale też np. wojsko.
Rozumiem rozgoryczenie, ból i sytuację, w jakiej znalazły się ofiary tamtej zbrodni, ale emocje nie mogą przesłaniać stosowania prawa - powiedział mec. Leon Krasoń.
Obrońcy kwestionowali zeznania taterników, którzy obciążyli oskarżonych. Krytykowali też kwalifikację czynów zarzucanych b. zomowcom, czyli pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia w postaci broni palnej. Skoro tak, podobny zarzut powinni usłyszeć wszyscy zomowcy biorący udział w akcjach pacyfikacyjnych - dowodził Krasoń.
Adwokaci podkreślali, że oskarżeni nie mieli świadomości, czy stan wojenny był legalny, czy też nie; nie wiedzieli, czy wejście do kopalni było bezprawne, czy nie. W świetle ówczesnego porządku prawnego to zomowcy działali legalnie, a górnicy nie - mówił jeden z obrońców.
Obrona nie była zgodna, czy oskarżeni działali na rozkaz, którego niewykonanie wiązałoby się z poważnymi konsekwencjami karnymi, czy też nie.
Apelacje od ostatniego wyroku złożyły wszystkie strony procesu. Prokuratura zakwestionowała m.in. uniewinnienie Mariana O., zarzucając sądowi błąd w ustaleniach faktycznych. W przypadku 16 oskarżonych oceniła, że wysokość ich kar jest "rażąco" niewspółmierna do stopnia szkodliwości ich czynów. Prokuratura uważa też, że wobec oskarżonych powinien być orzeczony zakaz zajmowania stanowisk związanych z ochroną bezpieczeństwa i porządku publicznego.
Obie śląskie kopalnie zastrajkowały po wprowadzeniu stanu wojennego, zawieszeniu działalności "Solidarności" i internowaniu tysięcy osób. W czasie odblokowywania tych zakładów przez siły milicji od kul zginęło dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu robotników z obu kopalń zostało rannych.