Obrońcy praw człowieka alarmują: geje i transseksualiści ofiarami poniżających badań. "To jak tortura, gwałt"
• Homoseksualni mężczyźni i transpłciowe kobiety są siłą poddawani upokarzającym badaniom analnym
• Human Rights Watch wskazuje, że do takich praktyk dochodzi w ośmiu krajach
• To nic innego jak tortura - uważają obrońcy praw człowieka
• Badanie i jego skutki porównują do konsekwencji zgwałcenia
• Do prześladowań dochodzi zarówno w krajach muzułmańskich, jak i chrześcijańskich
Kiedy kilka lat temu przez Bliski Wschód przetoczyła się Arabska Wiosna, donośnym echem odbiły się upokarzające badania "czystości", którym poddawane były demonstrantki aresztowane w czasie rewolucji w 2011 roku w Egipcie (a także, na mniejszą skalę, pokojowych protestów w Libanie). Pod koniec 2014 roku zaś organizacja Human Rights Watch ujawniła, że jednym z kluczowych sprawdzianów dla kandydatek do służby w indonezyjskim wojsku i policji jest właśnie test dziewictwa.
Okazuje się jednak, że upokarzająca praktyka, którą Amnesty International nazywa "niczym innym jak torturą", nie dotyczy wyłącznie "słabej płci". Jak wynika z najnowszego raportu HRW, w ośmiu spośród prawie 80 krajów, gdzie homoseksualizm jest karalny, podejrzewani o sodomię mężczyźni i transpłciowe kobiety są siłą zmuszani do poddania się badaniu per rectum.
Można odmówić - w teorii
Choć nie od dziś (i nie od wczoraj) wiadomo, że odmienna orientacja seksualna jest "czynnikiem podwyższonego ryzyka" w kwestii dyskryminacji i prześladowań w różnych zakątkach świata, nawet taki gigant walki o prawa człowieka jak ONZ dopiero pod koniec 2011 roku po raz pierwszy na szeroką skalę wziął pod lupę los globalnej społeczności LGBT. Efekty tych oględzin zostały opublikowane w raporcie, pod którym podpisało się 12 agend organizacji, i można je sprowadzić do konkluzji, że "w porównaniu do innych zbrodni nienawiści, przemoc wobec osób LGBT cechuje szczególna bezwzględność" oraz "wysoki stopień okrucieństwa i brutalności". Wśród całej litanii aktów przemocy wobec mniejszości seksualnych ONZ wymienia zarówno te lżejszego kalibru - dyskryminacja w dostępie do edukacji, zatrudnienia, opieki zdrowia - jak i zbrodnie w pełnym znaczeniu tego słowa: morderstwa, gwałty i tortury.
Do tych ostatnich z kolei liczne organizacje stojące na straży praw człowieka zaliczają przymusowe badania analne. Poddawani są im podejrzewani o homoseksualne inklinacje mężczyźni i kobiety, które urodziły się w męskim ciele, a sama procedura niejednokrotnie przeprowadzana jest w obecności osób trzecich, głównie funkcjonariuszy policji, i pod przymusem. Można się na badanie nie zgodzić, i owszem. To tak w teorii - i w deklaracjach przedstawicieli wszelakiej maści organów zamieszanych bądź to w jego przeprowadzanie (biegli medycyny sądowej, personel medyczny w szpitalach i aresztach, funkcjonariusze policji i straży więziennej), bądź tylko analizę wyników (prokuratorzy, sędziowie, a nawet obrońcy oskarżonych - o czym za chwilę).
O tym, jak wygląda to w praktyce, może opowiedzieć natomiast 22-letni Tunezyjczyk, aresztowany we wrześniu zeszłego roku w związku z morderstwem, do którego doszło tydzień wcześniej. Policja dotarła do niego po jego numerze w telefonie ofiary i, jak opowiadał HRW, zagroziła oskarżeniem o zabójstwo, jeśli nie podda się badaniu per rectum i nie przyzna do homoseksualizmu.
Może to też potwierdzić sześciu tunezyjskich studentów, aresztowanych w grudniu 2015 roku z paragrafu homoseksualnego po doniesieniu sąsiadów. Według Amnesty International wszyscy zostali najpierw pobici w komisariacie policji, a następnie zabrani do szpitala. Gdy ustnie i pisemnie odmówili poddania się badaniu, w innym szpitalnym pokoju zostali "przekonani" siłą argumentów (to znaczy: pięści) do zmiany zdania. Na podstawie przeprowadzonych rozmów z 32 innymi ofiarami HRW ocenia, że w przypadku zdecydowanej większości za zgodą na badanie stał strach (przed biciem i innymi torturami) albo niewiedza (o prawie do odmowy).
Badanie jak gwałt
Praktyki tego typu są pogwałceniem całego szeregu międzynarodowych aktów, w tym Konwencji przeciwko Torturom, Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, Afrykańskiej Karty Praw Człowieka i Ludów, a także zasad etycznych Światowego Towarzystwa Medycznego. Human Rights Watch zdecydowanie podkreśla: badanie analne podejrzewanych o homoseksualizm jest "formą okrutnego, upokarzającego i nieludzkiego traktowania, która może urastać do rangi tortur". Co prawda badanie per rectum jest zalecane i przeprowadzane także w diagnozowaniu licznych schorzeń, porównanie go więc do tortury na pierwszy rzut oka może wydawać się przesadne, ale nie tylko o bolesność (a na pewno nieprzyjemność) tej procedury chodzi.
Sęk w tym, że między pacjentem, który dobrowolnie się na nie decyduje, a zmuszoną siłą lub groźbą ofiarą różnica jest olbrzymia. Poczucie wstydu i winy, wstręt do samego siebie, stygmatyzacja i ostracyzm społeczny, depresja, zespół lęku uogólnionego i stresu pourazowego, uzależnienia, myśli, a nawet próby samobójcze - to tylko niektóre z długofalowych skutków poniżającego badania. Eksperci zarówno samo "badanie", jak i jego skutki bez mrugnięcia okiem zestawiają więc z "klasycznym" gwałtem. - To rodzaj takiej samej traumy, jakiej się doznaje w wyniku gwałtu. Zmuszanie kogoś do badania analnego ma takie same skutki, jak gwałcenie ludzi - uważa Genwa Samhat, dyrektorka reprezentującej osoby LGBT libańskiej organizacji Helem. I dodaje, że większość ofiar nawet kilka lat po badaniu wciąż nie jest w stanie o tym mówić.
Dość przytoczyć relacje dwóch z nich:
"Czułem się jak zwierzę. Jakbym nie był człowiekiem. Kiedy się ubrałem, zakuli mi ręce w kajdanki, wyszedłem (z sali) w kompletnym szoku. Nie docierało do mnie, co się ze mną dzieje" (Mehdi, Tunezyjczyk).
"Wciąż mam koszmary ze wspomnieniem tego badania. Czasem nie mogę spać w nocy, gdy o tym myślę. Nigdy nie sądziłem, że lekarz mógłby mi zrobić coś takiego" (Louis, Kameruńczyk, badany w 2007 roku).
Głos w sprawie zabrali również eksperci IFEG (Niezależnej Grupy Ekspertów Medycyny Sądowej). Choć w rozmowie z BuzzFeed News dr Maged Louis, dyrektor wydziału medycyny sądowej przy egipskim ministerstwie sprawiedliwości, twierdzi zdecydowanie, że w przypadku stosunków homoseksualnych "kształt otworu się zmienia; odbyt nie wygląda już normalnie, a zaczyna przypominać kobiecą waginę", co ma być uzasadnieniem dla praktyki badań per rectum, IFEG nie ma cienia wątpliwości: to mit oparty na XIX-wiecznych, zakwestionowanych już wówczas, wywodach Auguste’a Tardieu, a samo badanie "nie ma żadnego medycznego ani naukowego uzasadnienia".
Religia prawie bez znaczenia
Warto zauważyć, że na liście krajów, gdzie homoseksualizm jest uznawany za przestępstwo, gros stanowią te, w których dominują muzułmanie. W islamie bowiem liwat (stosunki seksualne między mężczyznami) i sihak (między kobietami) są potępione, choć sam Koran temat homoseksualizmu porusza raptem dwa razy, w surach "Wzniesione krawędzie" i "Poeci". W obu mężczyzn obcujących z mężczyznami nazywając "ludem występnym".
Święta księga nie daje jednak żadnej odpowiedzi na to, co począć z owym "ludem występnym". Co innego hadisy, czyli nauki proroka. Te wyraźnie wskazują: "zabij tego, który to czyni, a także tego, któremu to czynią". Stąd spektrum sankcji za homoseksualne praktyki w państwach muzułmańskich rozciąga się od grzywny i roku więzienia (jak w Tunezji), poprzez wybatożenie (w Iranie i Arabii Saudyjskiej jako pierwsze i drugie ostrzeżenie), po karę śmierci (w Jemenie - dla zamężnych/żonatych, w Iranie i Arabii Saudyjskiej - dla recydywistów, czyli przyłapanych na sodomii za trzecim razem).
Co ciekawe, badania per rectum są na szeroką skalę praktykowane w krajach uznawanych od lat za najbardziej liberalne i demokratyczne w świecie muzułmańskim - Tunezji i Libanie. I to pomimo tego, że w obu państwach organizacje lekarskie i medyczne zdecydowanie je potępiły. Mało tego: na liście krajów, gdzie upokarzające praktyki są wciąż popularne, wysoko plasują się także w większości chrześcijańskie Kamerun (70 proc. populacji to chrześcijanie) i Kenia (85 proc.). W tym drugim przypadku sąd w Mombasie dopiero co wydał werdykt w sprawie skargi złożonej przez dwóch mężczyzn, oskarżonych w 2015 roku o homoseksualizm i poddanych obowiązkowemu badaniu. Sędzia Mathew Emukule ogłaszając wyrok stwierdził: - Nie znajduję żadnego dowodu na pogwałcenie godności ludzkiej, prawa do prywatności czy prawa do wolności wnioskodawców.
Szkopuł, jak się więc wydaje, tkwi nie tyle w religii, co podejściu państwa do obywateli. Przy okazji wspomnianego już pierwszego w historii badania ONZ sytuacji osób LGBT na świecie, Charles Radcliffe z Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka zauważył bowiem: "Odkryliśmy, że prawo odzwierciedla homofobiczne sentymenty i legitymizuje homofobię na szeroką skalę. Jeśli państwo traktuje ludzi jako obywateli drugiej kategorii albo, co gorsza, jako przestępców, zaprasza tym samym ludzi, by robili to samo".