PolskaObraz polskiej energetyki atomowej

Obraz polskiej energetyki atomowej

Elektrownie jądrowe w Polsce były tylko ideą. Dziś idea się krystalizuje, więc jej przeciwnicy szykują się do starcia. Mówią, że siłownie atomowe powstaną. Ale
dopiero po ich trupie.

Obraz polskiej energetyki atomowej
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

To było coś więcej niż walka z zagrożeniem ekologicznym: walczono z komunistyczną dyktaturą. Potyczki z ZOMO, nielegalne plakaty i ulotki, wezwania na kolegia. W ten nastrój wpisywały się proste hasła, których po katastrofie w Czarnobylu nie trzeba było tłumaczyć: „Żarnowiec – stop”, „Żarnobyl – dupa”.

Bo w drugiej połowie lat 80. sprawa była prosta. Czarne było czarne, a białe – białe. Oto znienawidzona władza narzuca społeczeństwu elektrownię atomową. Taką jak ta, która w Czarnobylu wyleciała w powietrze, zatruwając pół Europy. Gdy więc dyktatura upadła, jej sztandarowa inwestycja, czyli budowa elektrowni jądrowej w Żarnowcu, też padła.

Zostały po niej betonowe ruiny, dziś miejsce zabaw miłośników paintballa. Oraz problem zaopatrzenia kraju w energię elektryczną. 20 lat po upadku komuny jesteśmy w punkcie wyjścia, bo specjaliści nie mają wątpliwości: za kilka lat w Polsce zabraknie prądu.

Rząd szuka i planuje

Po raz pierwszy do tematu budowy polskiej elektrowni atomowej wrócił jesienią 2005 roku premier Kazimierz Marcinkiewicz. – Wdrożymy program dla elektroenergetyki, który służyć ma zbudowaniu konkurencyjnego rynku energii – sugerował nieśmiało w exposé.

Jego następca Jarosław Kaczyński był odważniejszy: – Przyjdzie czas, w którym nasza energetyka oparta głównie na węglu brunatnym będzie bardzo trudna do przyjęcia w Unii Europejskiej ze względu na ochronę środowiska. Czy nie powinniśmy już dzisiaj myśleć o energetyce atomowej? – zapytał, obejmując urząd. I dalej nic się nie działo. Aż do dziś.

W ubiegłym tygodniu premier powołał rządowego pełnomocnika do sprawy budowy siłowni jądrowych. Została nim Hanna Trojanowska, była stypendystka Międzynarodowej Agencji Energetyki Jądrowej, która w latach 90. pracowała przy budowie jednej z brytyjskich elektrowni atomowych.

– Możliwe, że na koniec przyszłego roku będą gotowe akty prawne umożliwiające wybór lokalizacji elektrowni jądrowej – powiedziała, odbierając nominację. Nieoficjalnie mówi się o Wielkopolsce: Koninie lub Klempiczu (to wieś, w której już stoi konwencjonalna elektrownia), a także o Żarnowcu. Południe Polski nie jest brane pod uwagę, gdyż więcej prądu brakuje na północy.

Resort gospodarki już prowadzi rozmowy z zagranicznymi bankami (na przykład z francuskim Société Générale) o możliwości kredytowania inwestycji. Koszt budowy jednej siłowni to około 25 miliardów złotych – można za to zbudować ponad 450 kilometrów autostrad.

Trwają także przygotowania do ogłoszenia przetargu na projekt i budowę elektrowni. Wstępne zainteresowanie zgłosiły już firmy z Francji, USA, Japonii, Kanady oraz Czech. W Polsce na początek stanęłyby dwie siłownie jądrowe. Pierwsza – w roku 2020.

– Zrobimy wszystko, by tak się nie stało – zapewnia Agnieszka Grzybek, przewodnicząca partii Zieloni 2004.

Biomasa, nie rozszczepienie

Im bardziej rządowe plany wykorzystania energetyki jądrowej stają się realne, tym silniej aktywizują się jej przeciwnicy. Pod koniec ubiegłego roku zawiązała się organizacja o nazwie Inicjatywa Antynuklearna. Zrzesza kilkudziesięciu radykalnych przeciwników elektrowni atomowych. Akcje protestacyjne zapowiada też Greenpeace oraz kilkanaście innych organizacji ekologicznych.

Przeciwnicy energii z atomów mają dziś skuteczniejsze narzędzia niż 20 lat temu. Zamiast rozrzucać rozmazane ulotki z powielacza, używają Internetu, przez który mogą się organizować. Mają też prawo – inaczej niż za komuny – do gamy odwołań oraz zaskarżeń wszystkich możliwych decyzji urzędników. Budowę (nie tylko elektrowni) można tak przeciągać niemal w nieskończoność.

– To przedsięwzięcie niepotrzebne i nieopłacalne – twierdzi Agnieszka Grzybek. To kolejna różnica w porównaniu z czasami PRL. Wówczas ekolodzy przekonywali, że elektrowni atomowej nie należy budować, bo jest niebezpieczna. Dziś ryzyko promieniotwórczego skażenia zeszło na dalszy plan. W pierwszej kolejności padają argumenty ekonomiczno-społeczne.

Według szacunków Ministerstwa Gospodarki energii elektrycznej zacznie w Polsce brakować w 2013 roku. Przeciwnicy siłowni atomowych odpowiadają na to, że trzeba przede wszystkim zmniejszyć zużycie prądu. Przestarzałe linie przesyłowe oraz niewydolne instalacje sprawiają bowiem, że jesteśmy jednym z najbardziej energochłonnych krajów Unii Europejskiej.

– Koszty budowy elektrowni jądrowych są znacznie większe od tych oficjalnych. Żywotność reaktora atomowego to góra 40 lat. Potem trzeba go rozebrać i utylizować. Wydatki będą astronomiczne – argumentuje Agnieszka Grzybek. Atomowe miliardy lepiej więc zdaniem ekologów wydać na modernizacje. Dodatkową korzyścią będzie praca dla ludzi. A gdyby dodać do tego inwestycje w odnawialne źródła energii, jak na przykład elektrownie produkujące prąd z biomasy, mamy być spokojni przez kilka pokoleń.

Promieniotwórczy pasztet

Z szacunków pozarządowego, proatomowego Europejskiego Forum Jądrowego FORMATOM wynika, że gdyby nie elektrownie jądrowe, to każdego roku z terenu naszego kontynentu leciałoby do atmosfery o 700 milionów ton dwutlenku węgla więcej niż obecne dwa miliardy ton (z tego Polska wypuszcza rocznie 200 mi-lionów ton).

Argumentów za rozwijaniem energetyki jądrowej jest więcej. Na przykład: przy obecnym zużyciu zasoby uranu wystarczą na 700 lat, podczas gdy paliwa kopalne mogą się skończyć za lat kilkadziesiąt. Poza tym prąd z siłowni jądrowych jest tańszy niż z konwencjonalnych elektrowni.

– Stara śpiewka powtarzana wciąż przez tych samych ekspertów – zżyma się Jarema Dubiel, jeden z liderów Inicjatywy Antynuklearnej.

To weteran walki z energetyką jądrową. W PRL działał w ruchu Wolność i Pokój, był też jednym z najaktywniejszych przeciwników inwestycji w Żarnowcu. – Dzięki Bogu udało się ją przerwać. Dziś mielibyśmy niezły pasztet – mówi z satysfakcją. Twierdzi, że na budowie w Żarnowcu pracował działacz WiP, który dostał wyrok za odmowę służby wojskowej i karnie trafił do pracy przy elektrowni. – To, co opowiadał, jeżyło włos na głowie. Pijaństwo. Fuszerki. Kradzieże materiałów budowlanych. Metalowe instalacje, które już w chwili montażu były fatalnie pospawane. A panowie eksperci w garniturach zapewniali, że wszystko jest bezpieczne. I zapewniają do dziś – mówi Dubiel.

Zdradza, że Inicjatywa Antynuklearna już ma kontakt z prawnikami, którzy za darmo gotowi są pomóc ekologom w zaskarżaniu decyzji urzędników. – Ale naszym największym sojusznikiem będą mieszkańcy okolic potencjalnej budowy – mówi Dubiel. – Tak było w Żarnowcu. Gdy mieszkańcy zablokowali drogi, inwestycja zaczęła się chylić ku upadkowi. Wystarczyło, że uświadomiliśmy ludziom, ile stracą na spadku wartości do-mów, mieszkań i pól.

Czy ponownie zjednają sobie sąsiadów przyszłej elektrowni? Nie będzie łatwo, bo poziom akceptacji dla energetyki jądrowej jeszcze nigdy nie był w naszym kraju tak wysoki.

Amunicji nie zabraknie

Z badań prowadzonych przez CBOS wynika, że w 2006 roku przeciwników budowy siłowni atomowej w Polsce było dwa razy więcej niż zwolenników. Ale według najnowszego sondażu odsetek osób akceptują-cych takie rozwiązanie wzrósł o 13 punktów (z 25 do 38 procent) i o tyle samo zmalała liczba jego przeciwników (z 58 do 45 procent). Dla porównania – w sondażu przeprowadzonym w listopadzie 1989 roku za elektrownią atomową opowiedziało się jedynie 20 procent Polaków.

Ale gdy pada pytanie o reakcję, w sytuacji gdyby elektrownia miała powstać obok miejsca zamieszkania, liczba przeciwników rośnie do 63 procent, a obóz zwolenników kurczy się do jednej czwartej.

– Te badania są mało wiarygodne – uważa Wojciech Kłosowski, jeden ze współpracowników Inicjatywy Antynuklearnej. Kłosowski też walczył z Żarnowcem. W 1987 roku zakładał Federację Zielonych, w czasie obrad Okrągłego Stołu zasiadał w podzespole do spraw ekologii, potem był doradcą kilku ministrów środowiska. – Są mało wiarygodne, bo w Polsce nie toczy się debata na temat energetyki jądrowej. Głos ma tylko jedna strona, którą można nazwać lobby energetycznym. Ma ono interes w tym, by Polska produkowała i konsumowała jak najwięcej energii. Przeciwnicy są sekowani – uważa Kłosowski.

Gdy kilka miesięcy temu „Gazeta Wyborcza” prowadziła akcję „Atom dla Polski”, Kłosowski napisał krytyczny artykuł. Tekst, jak twierdzi, był naszpikowany danymi wraz z ich źródłami, mimo to redakcja nie zdecydowała się na publikację. – Jeśli wypowiada się tylko jedna strona, to co to za debata? – pyta. – Jestem zwolennikiem referendum w tej sprawie. I jestem spokojny o jego wynik. Tylko niech ludzie wcześniej usłyszą głosy za, ale i przeciw.

Sporny artykuł pojawił się w końcu w lewicowej „Krytyce Politycznej”. Tekst uświadamia, jak wiele można zaoszczędzić, inwestując w remonty i modernizacje. „Obecnie nasz system energetyczny przypomina dziurawą beczkę, z której woda wycieka stu otworami, a za chwilę wypadną z niej całe klepki. Dokupowanie nowej konewki, aby szybciej dolewać wodę do tej rozpadającej się beczki, nie wydaje się rozsądne, nawet jeśli będzie to konewka atomowa. Zamiast tego warto postarać się o systemowy remont beczki: pozatykanie dziur i wymianę zmurszałych klepek na nowe” – konkludował Kłosowski.

Amunicji działaczom antynuklearnym nie brakuje. W czasie transportu paliwa do reaktora lub podczas wywożenia odpadów może dojść do wycieku promieniotwórczych substancji. Nie ma obecnie stuprocentowo skutecznej metody utylizacji atomowych odpadów. Wreszcie – elektrownia atomowa to wymarzony cel dla terrorystów.

Obejście bez energii

Z drugiej strony elektrownie jądrowe nie produkują dwutlenku węgla. Polska energetyka w 92 procentach opar-ta jest na spalaniu węgla, co daje nam niechlubne drugie miejsce w Unii Europejskiej (po Estonii). Elektrownie są przestarzałe, więc wyprodukowanie jednej megawatogodziny prądu wiąże się z wypuszczeniem do atmosfery jednej tony CO2 (średnia europejska – 400 kilogramów).

Tymczasem w grudniu ubiegłego roku UE przyjęła pakiet klimatyczny. Zakłada on, że do roku 2020 kraje członkowskie zmniejszą emisję CO2 o 20 procent. Od roku 2013 elektrownie węglowe będą też musiały kupować na międzynarodowych aukcjach uprawnienia do emisji szkodliwego gazu. Każdego roku polskie firmy energetyczne będą musiały w związku z tym wydawać około 4,5 miliarda euro. To z kolei wiąże się z drastycznymi podwyżkami cen prądu. Mniej zostanie w kieszeniach obywateli, Polska zaś będzie mniej atrakcyjnym miejscem dla biznesu.

Czy w tej sytuacji Polska będzie mogła się obejść bez energii atomowej? Rząd twierdzi, że to wykluczone. Ekolodzy przekonują, że to możliwe, trzeba tylko dobrych chęci. W ubiegłym tygodniu Zgromadzenie Ogólne Polskiej Akademii Nauk podjęło uchwałę wzywającą do wprowadzenia energetyki jądrowej w Polsce. Zdaniem profesury to jedyna realna szansa na rozwiązanie problemów energetycznych naszego kraju.

Są nawet organizacje ekologiczne, jak Stowarzyszenie Ekologów na rzecz Energii Nuklearnej, które opowiadają się za budową elektrowni atomowej.Porozumienie obu stron jest mało prawdopodobne – w tym sporze rozwiązanie pośrednie nie istnieje. Wojna o atom będzie wyczerpująca.

Igor Ryciak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)