HistoriaObozy koncentracyjne - wynalazek Brytyjczyków

Obozy koncentracyjne - wynalazek Brytyjczyków

• Brytyjczycy zamknęli w obozach koncentracyjnych 117 tys. Burów
• 28 tys. więźniów zginęło, 22 tys. z nich były dziećmi
• Brytyjskie obozy miały złamać opór burskich partyzantów

Obozy koncentracyjne - wynalazek Brytyjczyków
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Burskie kobiety i dzieci w brytyjskim obozie koncentracyjnym, rok 1901

21.01.2016 15:28

Lizzie van Zyl miała 7 lat i urodziła się w 1894 r. w burskim Wolnym Państwie Orania w Afryce Południowej. Jej ojciec walczył przeciwko brytyjskiej agresji i dołączył do jednego z licznych oddziałów partyzanckich. Anglicy zastosowali zwyczajową procedurę - aresztowali jego rodzinę i umieścili ją w obozach koncentracyjnych.

Mała Lizzie została oddzielona od mamy i wpakowana do jednego z najstraszniejszych ośrodków - owianego ponurą sławą ludobójczego obozu Bloemfontein. Tam, jako córce "burskiego buntownika", przyznano jej najgorszą, głodową rację żywnościową. Zdezorientowana, przerażona Lizzie zaczęła niknąć w oczach, wkrótce upodobniła się do żywego szkieletu. Zachorowała na dur brzuszny.

"Widziałam ją, jak leżała na małym materacu w nagrzanym słońcem namiocie. Muchy krążyły wokół jej głowy. Była delikatnym, słabym dzieckiem, które wymagało dobrej opieki - pisała Emily Hobhouse, brytyjska aktywistka walcząca o prawa Burów. - Trafiła jednak do obozowego szpitala, gdzie traktowano ją ostro. Brytyjski lekarz i pielęgniarki nie rozumieli jej języka, a ona nie mówiła po angielsku. Uznano ją więc za 'idiotkę', mimo że była całkowicie normalna.

Pewnego dnia zaczęła w przejmujący sposób krzyczeć: 'Mamo! Mamo! Chcę do mamy!'. Pewna kobieta chciała ją przytulić, ale jedna z pielęgniarek jej to brutalnie uniemożliwiła. Powiedziała, że to dziecko jest po prostu nieznośne".

Lizzie van Zyl w obozie koncentracyjnym Bloemfontein fot. Wikimedia Commons

Lizzie zmarła z wycieńczenia 9 maja 1901 r. Przerażające zdjęcie dziewczynki konającej w obozowym szpitalu obiegło cały świat i stało się symbolem brytyjskiego okrucieństwa wobec burskich kobiet i dzieci. Co ciekawe, to brytyjska propaganda jako pierwsza puściła fotografię w obieg. Dostarczył ją pracujący w Afryce jako lekarz Arthur Conan Doyle, słynny pisarz, twórca postaci Sherlocka Holmesa.

Zdjęcie miało być dowodem na to, jak burscy rodzice... zaniedbują swoje dzieci. Brytyjczycy twierdzili, że Lizzie w takim stanie trafiła do Bloemfontein. Że została zagłodzona przez swoją nieodpowiedzialną matkę. Szybko jednak wyszło na jaw, że fotografię zrobiono po kilku miesiącach pobytu w obozie. I to Anglicy doprowadzili ją do takiego stanu.

Spalona ziemia

Kim byli Burowie? Potomkami holenderskich osadników, którzy przybyli do Afryki Południowej w XVII i XVIII w. Na ich terytorium od początku ochotę mieli Brytyjczycy. Pierwszy najazd na państwa burskie Transwal i Oranię (1880-1881) zakończył się jednak klęską napastników. Wydawało się, że Burowie obronili swoją niepodległość. Na terenie obu krajów wkrótce odkryte zostały jednak olbrzymie złoża diamentów i złota.

Okazało się to przekleństwem. Brytyjczycy postanowili bowiem zawładnąć cennymi surowcami i w 1899 r. dokonali zmasowanej inwazji na Transwal i Oranię. Doszło do drugiej wojny burskiej. Dzięki miażdżącej przewadze liczebnej napastnicy szybko zyskali przewagę i podbili państwa Burów. Ci nie złożyli jednak broni i - zaopatrywani w broń przez Niemców - podjęli niezwykle skuteczną wojnę partyzancką.

"Bur - to brzmi sympatycznie - pisał Stanisław Cat-Mackiewicz. - Wtedy cały świat kochał tych Burów walczących z najsilniejszym wówczas państwem świata, liczącym czterysta milionów ludności, podczas kiedy Burów było tylko trzysta tysięcy. Kochano Burów i podziwiano ich nierówną i wspaniałą walkę w obronie niepodległości. W tym ogólnym uniesieniu było coś z tych sympatii, które otaczały sprawę polską podczas naszych powstań w 1830 i 1863 roku. Występowano w obronie narodu słabszego, broniącego swych praw do życia. Te sympatie zarówno do Polski, jak i do Burów pomogły zarówno nam, jak i im dokładnie tyle, ile umarłemu pomaga kadzidło".

Na panujące na świecie nastroje solidarności z Burami i niechęci do Brytyjczyków bez wątpienia olbrzymi wpływ miały nieludzkie metody walki, jakie zastosowali ci ostatni. Brytyjski dowódca Herbert Kitchener postanowił ujarzmić niepokornych Burów, stosując taktykę spalonej ziemi.

Skutki taktyki spalonej ziemi stosowanej przez Brytyjczyków fot. Wikimedia Commons

Chodziło o to, by "oczyścić terytorium" ze wszystkiego, co mogłoby udzielać pomocy burskiej partyzantce. Z dymem poszły więc całe miasteczka i wsie, zburzono 30 tys. farm i wyrżnięto bydło. Spalono plony i zatruto studnie. W efekcie dziesiątki tysięcy Burów - głównie kobiet i dzieci - znalazły się bez dachu nad głową, w sytuacji dramatycznej.

Właśnie dla tych ludzi stworzono obozy koncentracyjne. Ośrodków tych było w sumie 45, a dodatkowe 64 powstały dla czarnych mieszkańców Transwalu i Oranii. Do obozów dla Burów - według brytyjskich planów - miał trafić cały naród. Był to więc pierwszy przypadek w dziejach, gdy bezwzględne represje zastosowano wobec wszystkich przedstawicieli danej nacji. Co ciekawe, Brytyjczycy przedstawili całą operację jako dowód na swój humanitaryzm. Mieli w ten sposób zatroszczyć się o "biednych uchodźców". Obozy miały być zaś... dobrowolne.

Jak wyglądały brytyjskie obozy? Były to kiepsko przygotowane i zaopatrzone ośrodki, w których ludzie musieli mieszkać w lichych namiotach. Panowały w nich katastrofalne warunki higieniczne i niebywałe wręcz przeludnienie. W namiotach przeznaczonych dla pięciu osób wegetowało często po 20. Przyczyniało się to do wybuchu epidemii chorób zakaźnych, przede wszystkim tyfusu. Opieka medyczna była zdecydowanie niewystarczająca, a stosunek brytyjskiego personelu do więźniów - wrogi. A często nawet brutalny.

Najgorszy był jednak głód. Burowie za drutami konali z wycieńczenia. Brytyjczycy wprowadzili nieludzki system, w którym wielkość racji żywnościowej kobiet i dzieci była uzależniona od postawy głowy rodziny. Jeżeli burski mężczyzna nadal walczył z bronią w ręku przeciwko okupantom w szeregach oddziałów partyzanckich, to jego żona i dzieci otrzymywały tak niewiele pożywienia, że nie były w stanie przeżyć.

Burscy partyzanci fot. Wikimedia Commons

Metoda ta zszokowała brytyjskiego dziennikarza Williama Steada, który nazwał obozy "okrutną machiną tortur". "Każde z tych dzieci zmarło z powodu pomniejszenia ich racji żywnościowej - notował. - W ten sposób chciano wywrzeć presję na nadal walczących członkach rodzin. Było to morderstwo z premedytacją. System zmniejszania racji żywnościowych był haniebnym, zaplanowanym z zimną krwią elementem państwowej polityki. Jej celem było zmuszenie do kapitulacji ludzi, których nie było się w stanie pokonać na polu bitwy".

Internowani nie dostawali owoców i warzyw, co wywołało masowe zachorowania na szkorbut. Gdy zaś dawano im kawałki mięsa, roiło się w nich od larw. W jedzeniu znajdowano trujące chemikalia, kawałki szkła, haczyki rybackie, a nawet żyletki.

"Setki okrągłych namiotów ciągnęły się równymi rzędami aż po horyzont - wspominała ocalała Hester Johanna Maria Uys. - Spaliśmy na gołej ziemi. Strasznie padało. Leżałyśmy przemoknięte do suchej nitki w błocie. Kobiety były skopywane i bite, jeżeli nie słuchały rozkazów Tommies [tak Burowie nazywali Brytyjczyków - przyp. P.Z.].

Toalety były straszliwe - wielkie, odsłonięte dziury w ziemi. Obóz był zawszony, ciocia obcięła mi wszystkie włosy. Namioty szpitalne były zawsze straszliwie przepełnione. Gdy dostaliśmy cukier, znaleźliśmy w nim niebieskie kamyczki siarczanów. Mnóstwo ludzi się potruło. Ludzie w ogóle umierali jak szczury. Wozy przejeżdżały wzdłuż namiotów, aby zbierać ciała. Pogrzeby odbywały się codziennie".

Koniec wojny

Gdy wieści o tym, co się dzieje w południowej Afryce, zaczęły dochodzić do Wielkiej Brytanii, wywołały niedowierzanie, a następnie wzburzenie opinii publicznej. Dużą rolę w nagłośnieniu zbrodniczych praktyk odegrała wspomniana działaczka społeczna Emily Hobhouse, która wizytowała obozy dla Burów, a następnie wsiadła na statek i w 1901 r. przybyła do Wielkiej Brytanii. Sprawa trafiła do parlamentu, gdzie wykorzystał ją politycznie jeden z przywódców liberałów - Lloyd George. "Mur martwych ciał dziecinnych wyrasta między narodem brytyjskim i Burami" - powiedział i oskarżył rząd o "akcję eksterminacyjną".

Konserwatywny gabinet próbował się bronić, twierdząc, że obozy były "komfortowe", a powołanie ich było konieczne "ze względów militarnych". Ostatecznie jednak władze musiały powołać specjalną komisję śledczą, na czele której stanęła pani Millicent Fawcett. Jej członkowie wizytowali obozy i to, co zobaczyli, wywołało w nich przerażenie. Potwierdzili oni wszystkie oskarżenia pani Hobhouse.

W efekcie brytyjskie władze podjęły działania zmierzające do poprawy warunków panujących w obozach, a następnie ich zamknięcia. Nastąpiło to w roku 1902. Część badaczy podkreśla jednak, że obozy skasowano nie z pobudek humanitarnych. Wprost przeciwnie, po prostu spełniły one swoje zadanie i nie były już potrzebne. Burscy partyzanci kapitulowali przed Brytyjczykami. Orania i Transwal straciły swoją niepodległość. Diamenty i złoto stały się własnością agresora.

W sumie w obozach na terenie obu państw burskich Brytyjczykom udało się skoncentrować około 117 tys. cywili. A więc jedną trzecią narodu. Byli to niemal wyłącznie starcy, kobiety i dzieci, gdyż schwytanych burskich mężczyzn natychmiast wywożono z terenu Afryki do innych części brytyjskiego imperium. W sumie w obozach zginęło blisko 28 tys. Burów. W tym 22 tys. dzieci. Naród ten został więc zdziesiątkowany.

Jak napisał jeden z historyków, jedyną zbrodnią tych ludzi było to, że znaleźli się pomiędzy Brytyjczykami a złotem Transwalu i Oranii. Warto pamiętać o tych zapomnianych ofiarach. I o tym, że pierwsze obozy koncentracyjne nie zostały założone wcale przez zbirów Hitlera lub nawet bolszewików, ale przez naród uznawany za ostoję cywilizacji zachodniej i demokracji - Brytyjczyków.

Piotr Zychowicz, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)