Obdzieranie Grassa
Czy Czarna Kucharka, której obawiali się bohaterowie różnych powieści
Güntera Grassa, to prześladujące go poczucie winy? Wiele wątków
pokazuje, jak pisarz zmagał się z nienagłaśnianym epizodem swojego
życiorysu.
Przypomina się dziś wywiad z Günterem Grassem sprzed trzech lat, tuż po wydaniu leksykonu germanistów, w którym wielu szanowanym naukowcom wytknięto ukrywaną wojenną przeszłość. Grassa zapytano, jak zareagowałby, gdyby okazało się, że i on należał do NSDAP. Odparł wówczas tylko: – Na to trzeba było mieć 18 lat – wspomina Piotr Buras, politolog specjalizujący się w problematyce niemieckiej. Czy Grass, udzielając tego wywiadu, myślał o swojej skrywanej przynależności do Waffen SS w wieku lat 17? Czy może jeszcze trzy lata temu tamten epizod wydawał mu się bez znaczenia? Dziś jedno jest pewne – czytelnicy, sięgając po jego książki, będą je czytać przez lupę zaskakującego i spóźnionego o 60 lat przyznania się do służby w Waffen SS, organizacji, którą trybunał norymberski uznał za zbrodniczą.
Najnowsza książka Grassa ma ukazać się we wrześniu. Nosi tytuł „Przy obieraniu cebuli”. – Czy też, jak chce część germanistów, „obdzieraniu cebuli” – mówi Sławomir Błaut, tłumacz niemal wszystkich powieści Grassa na język polski. Uchyla rąbka tajemnicy: – To pierwsza książka, w której Grass bezpośrednio opowiada o własnych wspomnieniach i związkach kolejnych powieści z tym, co wydarzało się w jego życiu. Sam jest głównym bohaterem. – Pokonałem wewnętrzny opór przed pisaniem o sobie w sposób w pełni autobiograficzny i w ten sposób pojawił się także temat moich lat młodzieńczych. Chodzi o okres między 12. a 30. rokiem mojego życia. I właśnie w tym szerszym kontekście mogłem napisać o swojej przynależności do Waffen SS – tłumaczył w ostatnich dniach sam Grass w niemieckiej telewizji ARD. Dzięki temu w najnowszej powieści nie ucieka już do tak ulubionych przez siebie masek zwierzęcych. W dorobku Grassa znalazły się przecież: „Kot i mysz”, „Psie lata”, „Wróżby kumaka” (to jest żaby), „Szczurzyca”, „Turbot” (czyli
ryba), „Z dziennika ślimaka” i „Pełzanie rakiem”. Jednym słowem, cała menażeria. – Zwierzęce motywy pomagały Grassowi precyzyjniej obrazować temat. Przykładowe szczury to zwierzęta, które choć niezabrane na arkę Noego przetrwały – tłumaczy Błaut. Pisarza zna jak niewielu, bo Günter Grass już w latach 70. zapewnił sobie w wydawnictwie, że każda nowa książka oznacza zaproszenie wszystkich stałych tłumaczy na tygodniową sesję, by autor strona po stronie mógł im wyjaśniać niuanse nowo wydanego dzieła.
Nie tylko jednak zrzucenie maski i wystąpienie w roli głównej jest nowe w książce „Przy obieraniu cebuli”. Akcja zaczyna się 1 września 1939 roku, czyli – jak twierdzi autor – „w chwili gdy zakończyło się jego dzieciństwo”. Wcześniej, w „Psich latach”, udowadniał, że dla ludzi jego pokolenia te psie lata skończyły się dopiero po wojnie, gdy młodzież niemiecka, zaczadzona faszyzmem, zrozumiała swój błąd i zaczęła wypowiadać posłuszeństwo dotychczasowemu panu. – Ta przynależność pokoleniowa kształtowała jego świadomość. „Winni” w jego rozumieniu byli tylko starsi, bo wybierali świadomie nazizm. A tacy jak on zostali uwiedzeni i nieświadomie naznaczeni winą. Ale tak jak starsi, także pokolenie „wspomagających oręż” ma ogromny dług do spłacenia – tłumaczy profesor Hubert Orłowski, germanista z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przyznanie się do służby w Waffen SS, wyłożenie na stół najbardziej haniebnej karty własnej historii – jak przyznaje dziś Grass – przesunęło granicę jego niewinności o
sześć lat. Z końca wojny na jej początek. To istotna zmiana, bo dotychczas Grass był postrzegany głównie jako autor rozrachunkowy Niemców próbujących zatrzeć ślady wojny po 1945 roku. Powieść „Psie lata”, wydana w 1963 roku, powstała właśnie jako bunt przeciwko adenauerowskim Niemcom, które próbują zapominać o odpowiedzialności za zbrodnie nazizmu. Jej bohater Walter Matern to hitlerowiec z przymusu odsiadujący wojnę głównie w kampaniach karnych. Po wojnie rusza w podróż po Niemczech w poszukiwaniu winnych. Grass wykreował tę postać, jak określiła to kiedyś Maria Żmigrodzka, na „antyfaszystę ostatniej godziny”, bo sam pewnie w duchu chciał być tak postrzegany. Czy dziś Matern nie przypomina trochę Grassa, który zapewnia, że służbę w Waffen SS przechorował głównie na żółtaczkę?
Powieść „Przy obieraniu cebuli” jest domknięciem cyklu twórczego Grassa. W bezpośredni sposób odwołuje się do „Blaszanego bębenka” i opisanej w nim „Piwnicy pod Cebulą”: „Nasz wiek zostanie kiedyś nazwany wiekiem bez łez, choć tyle wszędzie cierpień – i właśnie z powodu tej niezdolności do płaczu ludzie, którzy mogli sobie na to pozwolić, szli do »Piwnicy pod Cebulą«, brali od knajpiarza deszczułkę – w kształcie świni lub ryby – i kuchenny nóż za osiemdziesiąt fenigów oraz pospolitą polno-ogrodowo-kuchenną cebulę za dwanaście marek, krajali ją coraz drobniej, póki sok nie wywołał, czego nie wywołał? Póki nie wywołał tego, czego nie wywołał świat i jego cierpienia: okrągłych ludzkich łez. Tam się płakało” – pisał Grass w „Blaszanym bębenku”. W najnowszej książce cebulę obiera sam Günter Grass. „Jest w niej wszystko, co mogłem powiedzieć” – zapewnia w jednym z wywiadów udzielonych w ostatnich dniach. Stary znajomy Grassa, nieśmiertelny bohater z „Blaszanego bębenka” Oskar Matzerath, mógłby tylko dodać: „Póki
człowiek ma nadzieję, będzie wciąż zaczynał od nowa pełne nadziei kończenie”. Grass właśnie rozpoczął kończenie swojej historii. Problem polega jednak na tym, że o ile przynależność do Waffen SS większość ekspertów i czytelników jest w stanie Grassowi wybaczyć, o tyle nie rozumieją zwlekania przez ponad pół wieku z ujawnieniem tego faktu. – Ta historia jest dość zastanawiająca. Grass wielokrotnie mówił o swojej młodzieńczej fascynacji nazizmem. Używał tego argumentu, by uwiarygodnić siebie w rozliczeniach z narodowym socjalizmem. Zmuszał Niemców do tłumaczenia się z nazizmu, a w swojej sprawie milczał. Oczywiście nie odbiera to słuszności jego literackich rozliczeń i kunsztu literackiego, ale jego samego to milczenie we własnej sprawie obciąża – uważa Buras.
I może właśnie dlatego z tej niemożności wyduszenia z siebie przez lata wstydliwych łez w najnowszej powieści pisarz sam sobie przepisuje kurację cebulową. A tym samym odbiera przydzielony sobie pół wieku temu przywilej niepamięci i niedojrzałości. Ten sam, którym obdarzył bohatera „Blaszanego bębenka” Oskara Matzeratha. Pozwalając mu przestać rosnąć w wieku trzech lat, czyli wtedy, gdy zrozumiał, że nie chce być taki jak otaczający go świat dorosłych.
Hubert Orłowski jest szczególnie związany z Grassem, bo to z jego inicjatywy poznański uniwersytet przyznał pisarzowi w 1990 roku doktorat honoris causa. Profesor zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt obecnej „spowiedzi” Grassa: – Jestem przekonany, że przyznanie się do służby w Waffen SS to coś więcej niż promocja nowej książki, jak niektórzy próbują sugerować. Grass powiedział to dzień po otwarciu wystawy Eriki Steinbach budzącej polsko-niemieckie demony historii – mówi Orłowski. Cztery lata temu, gdy ukazała się powieść Grassa „Pełzanie rakiem” o tragedii statku „Wilhelm Gustloff”, Orłowski krytykował tę książkę. – Scena zatopienia „Gustloffa” w 1945 roku jest znakomita. Te torpedy uderzające w pokład, na którym stłoczone są bezbronne kobiety z dziećmi. Jeden wielki krzyk. Ale zabrakło pytania, gdzie w tym czasie, gdy tonęły niemieckie kobiety i dzieci, byli ich ojcowie, mężowie i bracia? Czyż nie walczyli na przykład w Ardenach? Swojej recenzji dałem wówczas tytuł „Gdzie są chłopcy z tamtych lat?” –
wspomina Orłowski. Uważa, że odpowiedź na to pytanie dostał dopiero teraz. – Wyznanie Grassa nazajutrz po otwarciu wystawy Steinbach to jakby ustawienie się pisarza w roli żołnierza, obok tych wypędzanych kobiet i dzieci. Nie jako ofiara, tylko jako przedstawiciel bojowej jednostki nazistowskich Niemiec – tłumaczy. Dla Grassa to zupełnie nowa rola. Dotychczas, przyznając się do członkostwa w Hitlerjugend i Wehrmachcie, kreował się na ofiarę faszyzmu. Teraz przyznaniem się do służby w Waffen SS stawia się w jednym szeregu ze sprawcami tragedii. Przestaje być tylko karłem Oskarem Matzerathem z „Blaszanego bębenka”, który nie godząc się na otaczającą rzeczywistość, komunikował się ze światem wyłącznie krzykiem rozbijającym szkło i bębnieniem w werbel. Nie jest już tylko Joachimem Mahlkem z „Kota i myszy”, chłopcem z potężną grdyką, którą nosił i której wstydził się przez całe życie. Życiową pasją Joachima było nurkowanie i wydobywanie z wraków widm przeszłości, podobnie jak czyni to w swej twórczości Grass. Na
końcu Joachim postanowił się utopić wraz ze swoim piętnem – grdyką. Grass w wieku 78 lat zdecydował się jednak wydobyć na światło dzienne swoje piętno: służbę w Waffen SS. Jeśli w ten sposób śledzić losy jego bohaterów napiętnowanych lękami pisarza, wspomnieć trzeba i o Eddim Amselu z „Psich lat”, wynalazcy okularów pozwalających poznać przeszłość człowieka. Dziś Grass nie jest już tym żydowskim chłopcem rozliczającym jedynie życiorysy innych. Nie ma prawa ich rozliczać, bo sam nie rozliczył przez lata siebie.
Przyznanie się Güntera Grassa będzie mieć inne reperkusje w Polsce, inne w Niemczech – uważa Piotr Buras. Po tej stronie Odry pozostanie osobą o niezwykłych zasługach dla polsko-niemieckiego pojednania. U Grassa bowiem zawsze, jak we „Wróżbach kumaka”, wypędzeni ze wschodu Niemcy idą w parze z wypędzonymi ze wschodu Polakami i wspólnie zakładają Polsko-Niemieckie Towarzystwo Cmentarne (choć świat współczesny ich nie rozumie i robi z tej intencji karykaturę, bo szlachetna idea przywrócenia wypędzonym prawa pochówku w miejscu ich urodzenia szybko zostaje zaprzepaszczona w gąszczu interesów i kłótni). W Polsce Grass pozostanie tym, który jako pierwszy powiedział Niemcom w „Blaszanym bębenku” prawdę o wymordowaniu obrońców Poczty Gdańskiej przy jednoczesnym ich odbrązowieniu. Bo nie herosi u Grassa bronili poczty, lecz zwykli gdańszczanie, grający w karty i nie do końca rozumiejący sens swojej śmierci. Grass wielokrotnie stawał po stronie Polaków. – Uznania, jakim się wśród nas cieszy, nie zagłuszą nawet krzyki
posła Jacka Kurskiego z PiS, który postuluje odebranie Grassowi honorowego obywatelstwa Gdańska – mówi Buras.
W Niemczech opinia społeczna jest bardziej podzielona. Grass zraził sobie wielu rodaków sprzeciwem wobec zjednoczenia Niemiec i twierdzeniem, że podział kraju to kara za Auschwitz. Naraził się także po zamachach 11 września w USA, bo winą obarczył cywilizację zachodnią i postulował gest pokojowy wobec muzułmanów przez oddanie kościoła w Lubece na meczet. Wypomina mu się też napaść na kanclerza Kurta Kiesingera, którego wybór uznawał za ponowne przyzwolenie Niemców na narodowe socjalizmy, bo Kiesinger w 1933 był w NSDAP. – Dla przeciwników Grassa to spóźnione ujawnienie prawdy o Waffen SS jest teraz koronnym argumentem za wykluczeniem go z grona autorytetów – dodaje Buras. Jedni mówią, że Grass napisał „Przy obieraniu cebuli”, bo zaczęto grzebać w jego dokumentach i pisarz chciał to uprzedzić. Inni, jak austriacki pisarz Robert Schindel, że w artystycznym świecie przynależność Grassa do elitarnej frakcji SS nie była tajemnicą. On sam miał o tym słyszeć z ust Grassa już na przełomie lat 80. i 90. podczas
spotkań pisarzy Grupy 47, czyli walczących z niemieckim narodowym socjalizmem. Jeszcze inni całe zamieszanie próbują obrócić w marketingowy żart. W Niemczech krąży dowcip: „Co powie Grass przy promocji kolejnej książki? Przyzna się, że był agentem Stasi”. Czarna Kucharka to ucieleśnienie lęku w powieściach Grassa („Turbot”, „Blaszany bębenek”). „Czarna szła zawsze za mną Kucharka. Teraz przede mną wyrasta, czarna” – pisał. Albo: „Czy jest tu Czarna Kucharka? jest-jest-jest! Tyś jest winien, tyś winien, a najwięcej ty”. Po latach Kucharka wskazała samego Grassa. – W najnowszej powieści Kucharki już nie ma – zapewnia Sławomir Błaut przygotowujący polskie tłumaczenie.
Aleksandra Pawlicka