Obchody ostatnich dni Wielkiego Tygodnia
Wielka Sobota to tradycyjnie dzień wyciszenia. W tym dniu nie sprawuje się mszy świętych. Główny ołtarz pozostaje obnażony. Przez cały dzień trwa adoracja Chrystusa złożonego do grobu.
Zgodnie ze starym polskim obyczajem przy symbolicznej mogile Zbawiciela czuwa warta - ministranci, harcerze, na wsiach niekiedy także strażacy w galowym umundurowaniu. Wierni przychodzą do świątyń, w których kapłani błogosławią pokarmy przeznaczone na świąteczny stół, czyli tzw. święcone (święconkę) - kończy się przecież czas postu. Modlitewna zaduma panuje do późnych godzin popołudniowych.
Wieczorem rozpoczynają się obchody Wigilii Paschalnej - w myśl przepisów liturgicznych jej ceremonie należą już jednak do Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego. Kończy się adoracja przy Grobie Pańskim. Najświętszy Sakrament zostaje przeniesiony do tabernakulum, umieszczaną w niektórych grobach figurę Chrystusa zdjętego z krzyża należy przykryć białym płótnem; tuż obok pojawia się posąg Zmartwychwstałego. Gasną światła - wigilia jest przecież oczekiwaniem. Łacińskiemu słowu vigilare odpowiada polskie czuwać.
Ostatni dzień Triduum Paschalnego - Niedziela Wielkanocna - pełen jest wielkanocnej radości, u której podstaw odnajdujemy cud zmartwychwstania. Poranną mszę rezurekcyjną (łacińskie słowo resurrectio oznacza "zmartwychwstanie") poprzedza uroczysta procesja z Najświętszym Sakramentem. Kapłan, ubrany w złotą kapę, podnosi ustawiony przy Grobie Pańskim krzyż ozdobiony czerwoną stułą - znak Jezusa-Kapłana, który złożył siebie na ofiarę (krzyż ten w okresie wielkanocnym będzie eksponowany w widocznym miejscu). Następnie ksiądz trzykrotnym śpiewem oznajmia zmartwychwstanie Chrystusa. Idący w procesji ministranci niosą krzyż i figurę Zmartwychwstałego, kapłan zaś trzyma przed sobą monstrancję z Hostią. Tradycyjna procesja okrążała od zewnątrz kościół, przy którym zwykle znajdował się cmentarz grzebalny - także i zmarłym głoszono wieść o zmartwychwstaniu. Procesja kończy się odśpiewaniem dziękczynnego hymnu Ciebie, Boga, wysławiamy.
Z drugim dniem Wielkiej Nocy związany jest obyczaj zwany śmingusem-dyngusem lub lanym poniedziałkiem. Dzień św. Lejka, jak żartobliwie nazywa się lany poniedziałek, nikomu nie może ujść na sucho. Wśród pisków, krzyków, szamotaniny i śmiechu najchętniej urządzano dyngus najładniejszym pannom. Ta z dziewcząt, której nie oblano wiadrem wody albo nie wrzucono do rzeki, stawu czy chociażby koryta bydła, czuła się obrażona.
Pierwotnie (potwierdzają to dokumenty synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku) dyngus i dyngusowanie były wymuszaniem datków, przede wszystkim jajek, pod groźbą przymusowej kąpieli. Śmingus oznaczał uderzenie, smaganie rózgą, gałązką albo palmą, choć np. na Śląsku Cieszyńskim najpierw oblewano dziewczęta wodą, a potem "suszono" je żartobliwymi uderzeniami bata z wierzbowych witek. Z czasem te dwa odrębne zwyczaje zostały połączone w jeden, śmingus-dyngus. (aka)