"Obama Show" u Demokratów. Tak chcą pokonać Trumpa
W Chicago trwa konwencja Demokratów. Wraz z Kamalą Harris partia zyskała wiatr w żagle, co potwierdza wszechobecny entuzjazm wśród delegatów. Z dotychczasowych wystąpień wyłania się także zarys strategii na pokonanie Donalda Trumpa - To nowa percepcja - mówi Wirtualnej Polsce Andrzej Kohut, amerykanista z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Obamowie byli gwoździem programu drugiego dnia konwencji Demokratów w Chicago. Była para prezydencka nie zawiodła oczekiwań zgromadzonych i wykorzystała swój czas na scenie. Amerykańskie i światowe media piszą wręcz o "Obama Show", które ma być kołem zamachowym na nadchodzące, najtrudniejsze miesiące kampanii wyborczej.
Barack Obama - tak jak jego żona, po której występował - skupili się m.in. na poparciu Kamali Harris, ale także na punktowaniu Donalda Trumpa.
- Trump to 78-letni miliarder, który nie przestaje narzekać na swoje problemy, odkąd dziewięć lat temu zjechał złotymi ruchomymi schodami. Nie potrzebujemy kolejnych czterech lat krzykactwa i chaosu. Widzieliśmy ten film i wszyscy wiemy, że sequele są zwykle gorsze - mówił były prezydent. Obama stwierdził, że Trump kieruje się jedynie własnym interesem i wykorzystuje "najstarsze zagrywki w polityce", żerując na lękach i najniższych instynktach wyborców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Łowcy burz w akcji. Tak polują na groźne nawałnice. "Wiatr nawet do 100 km/h"
Wybory w USA. Zwrot w kampanii?
- Ta konwencja pokazuje coś, co zresztą dało się zaobserwować w tym ostatnim miesiącu kampanii Demokratów, czyli ogromną energię i taki powrót wiary w to, że kandydatka Partii Demokratycznej może w tych wyborach zwyciężyć. To było coś, czego brakowało w kampanii demokratów przez kilka miesięcy. Widać było taki marazm, pewne zniechęcenie, brak wiary w potencjalny sukces Joe Bidena - podsumowuje pierwsze dwa dni konwencji Andrzej Kohut, amerykanista z Ośrodka Studiów Wschodnich.
- Zwłaszcza te kluczowe przemówienia, przemówienie Hilary Clinton, przemówienie Joe Bidena, przemówienie Obamów, one się spotkały z ogromnym, ogromnym entuzjazmem - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
Ekspert skupia jednak uwagę na dwóch rzeczach, które najmocniej wybijają z tego, co do tej pory widzieliśmy w Chicago. Pierwsza z nich dotyczy wizerunku samej Partii. - Demokraci chcą pokazać, że są partią zwykłych ludzi, że ich kandydaci, których wybierają właśnie w ramach tej konwencji, czyli Kamala Harris i Tim Walz, to właśnie są tacy zwykli Amerykanie - wskazuje Kohut.
- Druga rzecz - było to bardzo wyraźne w przemówieniu Baracka Obamy to taka trochę zmiana narracji, jeżeli chodzi o samego Donalda Trumpa - dodaje. Wcześniej Trump rysowany był "w bardzo apokaliptycznych barwach", jak ten, który stanowi poważne zagrożenie dla demokracji. Obamowie jednak wskazali nową drogę. Były prezydent ma się teraz jawić jako "trochę niedorzeczny, trochę oderwany od rzeczywistości zwykłych Amerykanów, proponujący absurdalne pomysły, wspierającego jakieś teorie spiskowe, który ponadto jest skazany i zasypia podczas rozpraw". - To nowa percepcja - podsumowuje amerykanista.
- Zmiana wynika z tego, jakby powstało poczucie, że trudno mu (Trumpowi - przyp. red.) zaszkodzić, po raz kolejny podnosząc te same ostrzeżenia dotyczące przyszłości amerykańskiej demokracji. Więc może można mu zaszkodzić śmiechem. To jest potężna broń w polityce, ośmieszenie rywala - podkreśla rozmówca WP.
- Więc Obama rzeczywiście po tę broń sięgnął i zrobił to bardzo skutecznie. Publiczność bardzo entuzjastycznie reagowała na te jego kolejne żarty - wskazuje.
Demokraci ruszają po głosy Afroamerykanów, Latynosów i Azjatów
Nie jest to jednak jedyna broń, która została wytoczona przez Demokratów w stronę Trumpa. Demokraci chcą pokazać swoje podobieństwo do zwykłych Amerykanów, z którymi łatwo się utożsamiać prowadzą, przez co łatwo pokazać różnicę z miliarderem Trumpem, który wywodzi się z niezwykle zamożnej nowojorskiej rodziny.
Demokraci szukają także sposobu, by "zahamować odpływ wyborców latynoskich, czarnoskórych, który się zaczął w kierunku Donalda Trumpa". Jednocześnie ma się odbyć to jednocześnie z mobilizacją elektoratu - w tym kobiet. Tutaj w rolę "mobilizatora" wcieliła się właśnie Michelle Obama, która - jeszcze przed nominacją Harris, cieszyła się sporym poparciem wśród wyborców i sama potencjalnie mogłaby ubiegać się o prezydenturę.
- Tutaj to też jest bardzo istotny element przemówienia właściwie obydwojga Obamów, gdzie oni odwołując się do zmarłej matki Michelle Obamy, mówili właśnie o tej roli kobiet w USA. To jest takie sięgnięcie właśnie po kobiety, które mają w Kamali Harris zobaczyć swoją reprezentantkę i właśnie dlatego na nią zagłosować - tłumaczy Kohut.
Obama nie szczędziła Trumpowi także słów krytyki. Określiła go jako produkt "akcji afirmatywnej pokoleniowego bogactwa", który mimo to cieszył się "łaską upadku na cztery łapy", jęcząc, że jest w jakiś sposób ofiarą. Opisała go jako rasistę i mizogina, który wykorzystywał lęki i kłamstwa, hochsztaplera i nienawistnika wciąż grającego w "tę samą starą grę".
Zabieg ten ma wzmocnić pozycję Harris, która w ostatnich sondażach zyskuje niewielką przewagę nad Trumpem. Konwencja ma ją zwiększyć i umocnić. Demokraci wydają się być jednak świadomi, że wrzesień i październik przyniosą jeszcze trudności w kampanii.
Kluczowe miesiące kampanii. Egzamin dla Harris
- Amerykańska kampania wyborcza intensywnie toczy się właśnie we wrześniu i październiku - przypomina Kohut i wskazuje, że Demokraci mają świadomość czekających Harris wzywań. - Mam wrażenie, że też w ramach tej konwencji to wybrzmiewało wielokrotnie, że nie należy popadać w przesadne triumfalizmy i pracować, jeżeli się chce to zwycięstwo osiągnąć - podkreśla rozmówca WP.
Obecna jeszcze wiceprezydent czeka teraz prawdziwy egzamin wyborczy, a sam "początkowy entuzjazm" nie wystarczy. - Harris będzie musiała przedstawić swoje propozycje programowe, co również będzie ją narażało na rozmaite ataki. Będzie musiała wreszcie odbyć jakiś wywiad. Będzie musiała także stanąć przed dziennikarzami na konferencji prasowej.
- Tego wszystkiego do tej pory unikała i starała się ograniczać ryzyko przed konwencją, a te rzeczy są nieuniknione. Kampania może być jeszcze dla demokratów skomplikowana - mówi ekspert.
- To, że dziś to Demokraci mają konwencję pełną entuzjazmu i pełną nadziei, że to zwycięstwo jest gdzieś w zasięgu, to samo w sobie jest ogromnym sukcesem. Jeszcze nie tak dawno temu nikt się nie spodziewał. Miesiąc temu mieliśmy w Milwaukee konwencję Republikańską, która odbywała się w momencie, kiedy można było odnosić wrażenie, że to Trump zmierza po dosyć pewne zwycięstwo - przypomina Kohut.
Jakie zatem prognozy na nadchodzące miesiące? - W tej kampanii jeszcze oczywiście wiele może się wydarzyć - mówi krótko.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski