Obama: ci ludzie będą rządzić Ameryką
Amerykański prezydent-elekt Barack Obama ogłosił nominacje na kluczowe stanowiska
odpowiedzialne za politykę bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego w jego administracji.
01.12.2008 | aktual.: 01.12.2008 19:36
Wśród nominatów są jego niedawni rywale i politycy Partii Republikańskiej.
Zgodnie z zapowiedziami sekretarzem stanu została mianowana senator Hillary Clinton, była Pierwsza Dama, która była główną konkurentką Obamy do nominacji prezydenckiej w Partii Demokratycznej. Na stanowisku ministra obrony prezydent-elekt pozostawił dotychczasowego szefa Pentagonu Roberta Gatesa.
Nominacje do gabinetu będą musiały być zatwierdzone przez Senat, ale nie przewiduje się tutaj większych problemów. Zatwierdzenia nie wymaga Gates, który był nominowany przez prezydenta Busha.
Na swego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Obama wyznaczył byłego dowódcę wojsk NATO, emerytowanego generała piechoty morskiej Jamesa Jonesa. Jego nominacja także nie wymaga zatwierdzenia przez Senat.
Stanowisko ambasadora USA przy ONZ otrzymała Susan Rice, jedna z najbliższych współpracowniczek Obamy w okresu kampanii wyborczej, dyrektor wydziału afrykańskiego w Departamencie Stanu za rządów prezydenta Billa Clintona. Decyzją prezydenta-elekta zostanie ona członkinią gabinetu, chociaż poprzedni ambasador przy ONZ nie miał tej rangi.
Resortem Bezpieczeństwa Kraju kierować będzie Janet Napolitano, dotychczasowa demokratyczna gubernator stanu Arizona. Prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości został Eric Holder, który był już wiceministrem w tym resorcie za prezydentury Clintona.
Przedstawiając nominatów, Obama wygłosił krótkie przemówienie, w którym podkreślił, że jego administracja będzie wierna tradycyjnym amerykańskim celom i wartościom, ale też pragnie wprowadzić kraj na nową drogę.
- Umocnimy zdolność zwyciężania naszych wrogów i popierania naszych przyjaciół. Odnowimy stare sojusze i stworzymy nowe, trwałe partnerstwa. Raz jeszcze pokażemy światu, że Ameryka jest nieugięta w obronie swego narodu, niezmordowana w obronie swoich interesów i oddana temu, by być nadal drogowskazem dla świata - powiedział.
- Aby odnieść sukces, musimy realizować nową strategię, która, umiejętnie równoważąc, będzie stosować wszystkie elementy amerykańskiej potęgi: siłę wojskową i dyplomację, wywiad i egzekwowanie prawa, naszą gospodarkę i wpływ naszego moralnego przykładu. Zespół, który utworzyliśmy dzisiaj, jest wyjątkowo odpowiedni, aby te właśnie cele osiągnąć - dodał.
Towarzyszący Obamie wiceprezydent-elekt Joe Biden nazwał nominowanych "najbardziej utalentowanym zespołem, jaki kiedykolwiek utworzono".
Na konferencji prasowej po przedstawieniu nominatów dziennikarze pytali Obamę, czy nie obawia się współpracy z "zespołem rywali" - jak nazywa się nowo powołanych do gabinetu polityków, uważanych za silne i niezależne osobowości. Prezydent- elekt odpowiedział, że zależy mu na "ożywionej debacie" w rządzie.
- Oni nie zgodziliby się pracować w mojej administracji, gdyby nie podzielali mojej wizji. Wielu z nich współpracowało ze sobą. Zebrałem taki zespół, bo wierzę w silne osobowości, ludzi ze zdecydowanymi opiniami. Nie chcę, by wszyscy się ze sobą zgadzali. Chcę ożywionej dyskusji w Białym Domu - zaznaczył.
Obama odrzucił też spekulacje, że będzie miał trudności we współpracy z Hillary Clinton, z którą w czasie prawyborów spierał się na tematy polityki międzynarodowej i którą część komentatorów podejrzewa, że z powodu swych ambicji prezydenckich może jako sekretarz stanu realizować własne cele, niezgodne z polityką Białego Domu.
Wyznajemy wspólne główne wartości i zasady. Razem współpracowaliśmy w szerokim zakresie. Uważam, że Hillary będzie wybitnym sekretarzem stanu - powiedział.
Wiele komentarzy wywołuje też pozostawienie na stanowisku Gatesa, który znacznie różnił się z Obamą poglądami na wiele spraw, m.in. oponując wobec wyznaczania terminarza wycofania wojsk z Iraku.
Prezydent-elekt, zapytany o to, dał do zrozumienia, że będzie elastyczny w kwestii wycofania wojsk, uzależniając to ostatecznie od opinii dowódców armii.
Powiedziałem, że wycofam bojowe oddziały z Iraku. Spotkam się niedługo z ministrem Gatesem i szefami sztabów, aby ostatecznie zdecydować, jak powinien przebiegać proces wycofywania wojsk - oświadczył.
Dodał, że termin 16 miesięcy, który podawał, uważa nadal za "realistyczny", i podkreślił, że "suwerenny" rząd iracki musi mieć głos w tej sprawie. Zaznaczył jednak, że "trzeba być czujnym" i nie pozwolić na to, by po wyjściu wojsk amerykańskich Irak stał się "bezpiecznym schronieniem" dla terrorystów.
Wypowiedź Obamy skomentowano natychmiast w telewizji Fox News jako sygnał, że "chce on sobie stworzyć swobodę manewru" w kwestii terminu wycofania wojsk. (jks,bart)
Tomasz Zalewski