O śmierci męża dowiedziała się z telewizji. Co zrobiła?
Lidia Puchalska o śmierci męża dowiedziała się z telewizji. Zginął w katastrofie lotniczej. Zginął jak bohater. Nie pozwolił, by pilotowany przez niego samolot spadł na zabudowania. Aby nie zostać samemu z bólem i cierpieniem, wdowy po żołnierzach założyły stowarzyszenie, gdzie się wzajemnie wspierają. Jak pisze "Polska Zbrojna", dziś mogą już liczyć na pomoc wojska.
15.11.2011 | aktual.: 22.05.2018 14:08
Integracji rodzin żołnierzy, którzy ponieśli śmierć w wypadkach lotniczych, sprzyjali generał broni pilot Andrzej Błasik z małżonką Ewą. Organizowali dla nich spotkania i w miarę możliwości pomagali w codziennym funkcjonowaniu. W 2007 roku na spotkaniu opłatkowym w Dowództwie Sił Powietrznych padł pomysł, by powołać stowarzyszenie skupiające wdowy i dzieci pilotów, którzy zginęli na służbie. - Pierwotnie chcieliśmy dołączyć do "Rodziny Wojskowej". Po namyśle doszłyśmy jednak do wniosku, że stanowimy dość specyficzną grupę - tłumaczy odrębność organizacyjną Lidia Puchalska, prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy, którzy Zginęli w Katastrofach Lotniczych "W Cieniu Orła".
Rok po tym spotkaniu, 16 grudnia 2008 roku, odbyło się zebranie założycielskie. Powstał statut stowarzyszenia, sąd je zarejestrował, członkowie wybrali władze. 2 kwietnia 2009 roku stało się ono organizacją mającą charakter wyłącznie charytatywny. Na początku liczyło około 40 rodzin, dziś to prawie pół setki bliskich nieżyjących pilotów.
- Drzwi są otwarte i członkowie każdej rodziny, która w wypadku lotniczym straciła syna, męża, ojca czy brata, są u nas mile widziani - wyjaśnia prezes. Nazwa została wybrana nieprzypadkowo. - Orzeł jest symbolem lotnictwa. Dotychczas byłyśmy zawsze krok za naszymi mężami, gotowe rzucić wszystko, by iść za nimi w kolejne miejsce służby. Pozostaniemy okryte żałobą do końca życia. Dziś w pewnym sensie wychodzimy jednak z jej cienia, bo zaczynamy się jednoczyć - zauważa Marzena Tobolska, wdowa po pilocie, który zginął w katastrofie lotniczej w 1998 roku.
"W Cieniu Orła" skupia wdowy po żołnierzach, którzy zginęli w katastrofach samolotów: C-295M, Bryza, ale także innych, do jakich doszło w latach siedemdziesiątych i później. Na razie nie dołączyły do nich wdowy "smoleńskie", choć niektóre z nich integrują się poprzez udział w spotkaniach z paniami ze stowarzyszenia. - Mamy też osoby wspierające: wdowy, których mężowie, choć nie zginęli w katastrofach, to ich śmierć miała związek ze służbą wojskową w lotnictwie - mówi wiceprezes Iwona Piłat.
W 2009 roku w poczet członków honorowych przyjęci zostali państwo Błasikowie oraz psycholog Anna Piskorz. Po tragicznej śmierci dowódcy Sił Powietrznych rolę pomocnika stowarzyszenia przejął jego następca, generał broni pilot Lech Majewski, a żona Elżbieta objęła patronat nad tą organizacją.
Dziś jest lepiej
Jak zaznacza Lidia Puchalska, dziś pomoc oferowana przez wojsko wdowom jest nieporównanie lepsza od tej z czasów, kiedy w 1996 roku zginął jej mąż, pilot klasy mistrzowskiej, oblatywacz. W trakcie jednego z lotów nad Pomiechówkiem miał awarię samolotu. Choć pułkownik mógł się katapultować, nie zrobił tego, bo wiedział, że wtedy samolot spadnie na zabudowania. - Wybrał mniejsze zło, według mnie zginął jak bohater - wspomina Puchalska. - Katastrofa nie była jego winą, co potwierdziło późniejsze śledztwo. O jego śmierci dowiedziałam się z telewizji. Nie dostałam wtedy żadnej pomocy psychologicznej, byłam sama - z bólem, cierpieniem i dorastającymi dziećmi - mówi.
Wiele wdów znalazło się w podobnej sytuacji. Osamotnione musiały szybko brać się w garść, by na nowo poukładać życie. Nie miały łatwo. - Pomoc psychologiczna dla rodzin, a zwłaszcza dla dzieci, jest niezbędna - mówi Marzena Tobolska. - I dobrze, że dziś można na taką liczyć. Po śmierci męża zostałam sama z siedmioletnią córką. Całe szczęście, że byli ze mną moi bliscy, przyjaciele. Nie wiem, jak sama dałabym sobie radę - wspomina. Rodziny ofiar katastrof lotniczych mogą korzystać z pomocy psychologa, szczególnie Anny Piskorz, oraz ze stypendiów dla dzieci, a także z dofinansowania kursów kwalifikacyjnych dla wdów. Panie uczestniczą w warsztatach antystresowych, na których uczą się, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. - Nie czujemy się zaniedbane przez MON - mówi prezes Puchalska. - W każdej chwili możemy zwrócić się o pomoc i w miarę możliwości jest nam ona udzielana. Jesteśmy zapraszane na spotkania opłatkowe oraz na inne święta. Odwiedzamy jednostki wojskowe, a w tym roku zostałyśmy zaproszone na
pokazy Air Show - dodaje.
Do tej pory z inicjatywy generała Błasika raz w roku odbywały się turnusy terapeutyczne, w których organizacji pomagał resort obrony. Rodzinom udostępniano miejsca noclegowe, same zaś opłacały koszty dojazdu i wyżywienia. Z Dowództwem Sił Powietrznych stowarzyszenie współorganizowało obchody rocznicy mirosławieckiej katastrofy C-295M. Koncerty z tej okazji odbyły się w Poznaniu i Krakowie. Były one poświęcone lotnikom, którzy zginęli w tej konkretnej katastrofie. W tym roku w listopadzie w Katedrze Polowej Wojska Polskiego zorganizowany zostanie koncert upamiętniający wszystkich tragicznie zmarłych lotników.
Dać nadzieję
Wdowy wzajemnie się wspierają. - Kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy, wszystkie płakałyśmy. Połączyły nas tragedia, ból i cierpienie, ale także wspólne problemy i tematy, na które nie zawsze możemy porozmawiać z sąsiadką. Dziś potrafimy się uśmiechać i same dla siebie jesteśmy najlepszymi psychologami - tłumaczy prezes.
Przyjacielski, pełen wyrozumiałości uśmiech jest potrzebny, gdy do stowarzyszenia dołączają kolejni członkowie. - Jeżeli ktoś mówi wdowie, że czas leczy rany, to dla niej jest to slogan. Ale gdy ta wdowa popatrzy na nas, to uwierzy, że może znaleźć w sobie tyle siły, by sobie poradzić. Przecież my też miałyśmy małe dzieci, którym musiałyśmy zapewnić bezpieczeństwo i godne życie. Przeszłyśmy przez to samo. I choć bywało bardzo ciężko, dałyśmy radę. Teraz dajemy wiarę w lepsze jutro - opowiada.
Stowarzyszenie pomaga w codziennym życiu. Nie wszystkie kobiety potrafiły po śmierci mężów odnaleźć się w biurokracji. Często nie wiedziały, co im się należy, do czego mają prawo, borykały się też z problemami w interpretacji przepisów. Pomogły im zwłaszcza te panie, które już przeszły długą, papierkową drogę, aby na przykład uzyskać rentę rodzinną.
Dziś dla członkiń jednym z priorytetów jest zmiana krzywdzących, ich zdaniem, przepisów. Nie wszystkie bowiem wdowy mają prawo do renty rodzinnej, której przyznanie zależy od wieku kobiety lub dzieci, miejsca i czasu katastrofy.
- Dzieciom, jeśli się uczą, do 25. roku przysługuje renta rodzinna. Później odchodzą z domu, usamodzielniają się, a matka zostaje często bez środków do życia - wyjaśnia Iwona Piłat. -Chcemy, aby renta należała się wszystkim wdowom bezterminowo, bez względu na wiek i stan zdrowia - wyjaśnia.
Panie dążą też do tego, by mieć prawo do dodatkowej pracy w dowolnym wymiarze, który nie spowoduje zmniejszenia albo zawieszenia renty rodzinnej przed ukończeniem 60. roku życia. - Gdyby nie nowe przepisy, obejmujące całkowitą opieką wdowy, których mężowie zginęli na misji poza granicami kraju, to może nasza praca nie nabrałaby takiego tempa - wskazuje Lidia Puchalska. - Ale dla nas jest bardzo krzywdzące, że śmierć żołnierza, która miała miejsce na obczyźnie, jest ważniejsza od śmierci w związku ze służbą wojskową w ojczyźnie. Przecież rodziny cierpią i ubożeją tak samo - mówi.
Sprzymierzeńcem stowarzyszenia oprócz państwa Majewskich jest posłanka Jadwiga Zakrzewska. - Zna nasze problemy. Dzięki jej zaangażowaniu otrzymaliśmy analizę prawną i wiemy, co zrobić i jak przekonać innych posłów o zasadności naszych postulatów - przyznaje Marzena Tobolska - Oczekujemy zmian legislacyjnych, a to, jak wiadomo, zawsze trwa.
Stowarzyszenie jest dopiero na dorobku. - Musimy nabrać sił, wzmocnić psychikę, porozwiązywać swoje problemy. Wtedy rozejrzymy się za współpracą z innymi, podobnymi organizacjami - deklarują założycielki. Kooperacja może być cenna, bo dostarczy nowych doświadczeń i pokaże innym, jak rozwiązywać najtrudniejsze sprawy.
Paulina Glińska, "Polska Zbrojna"