Nuklearna redukcja Obamy? Prezydent USA naciska na rozbrojenie, mimo zagrożeń ze strony Rosji
• Na koniec kadencji Obama chce denuklearyzacji - pisze serwis Defence24.pl
• Chodzi o redukcję broni jądrowej, choć Rosja nie podejmuje podobnych kroków
• Dyskutowana jest doktryna używania broni jądrowej wyłącznie do odstraszania
• Doktryna zabraniałaby użycia tej broni do pierwszego ataku
• Obawiają się jej kraje, polegające na gwarancjach bezpieczeństwa USA
• Administracja rozważa także anulowanie projektu pocisku manewrującego nowej generacji, zdolnego do przenoszenia głowic atomowych
29.07.2016 | aktual.: 29.07.2016 12:49
Pomimo zagrożenia ze strony Rosji, administracja Baracka Obamy nadal dąży do jednostronnych redukcji broni jądrowej. Pojawiają się głosy o rezygnacji z możliwości pierwszego użycia, a także o dążeniu do anulowania programu pocisku manewrującego nowej generacji. Te ostatnie plany w znaczący sposób ograniczyłoby zdolności odpowiedzi USA na ograniczone uderzenie jądrowe, także wobec krajów NATO.
Dążenie do ograniczenia roli broni nuklearnej jest jednym z priorytetów polityki Baracka Obamy od początku pierwszej kadencji. Jak pisze "Washington Post", powołując się na źródła w Białym Domu, amerykański prezydent chce wykorzystać ostatnie pół roku swojego urzędowania do podjęcia radykalnych kroków w dziedzinie rozbrojenia nuklearnego. Rozważane decyzje, które miały być w ostatnim czasie omawiane podczas dwóch posiedzeń komitetu dyrektorów (Principals Committee) w ramach Rady Bezpieczeństwa Narodowego, nie wymagałyby zgody Kongresu i miałyby stanowić ważny element dziedzictwa prezydentury Obamy.
Jedną z dyskutowanych opcji jest przyjęcie deklaracji "no first use", czyli zobowiązania, że Stany Zjednoczone nigdy nie sięgną po broń nuklearną jako pierwsze (w praktyce przeciwko atakowi z wykorzystaniem broni konwencjonalnej). Na ograniczenie zastosowania broni jako środka odstraszania wyłącznie przed takim samym atakiem zdecydowały się Chiny (od 1964 r.) oraz Indie (od 2003 r.). Z kolei Amerykanie, zgodnie z doktryną nuklearną z 2010 r., uznają odstraszanie za "główne zadanie" (fundamental role) swojego arsenału atomowego. W tym samym dokumencie zobowiązują się do tego, by funkcję tę uczynić jedyną (sole purpose) - miałoby to skutki zbliżone do deklaracji "no first use".
Wraz ze zbliżającym się końcem prezydentury Obamy nasiliły się głosy wzywające go do podjęcia kroków zmierzających w kierunku ograniczania znaczenia broni jądrowej. Pochodzą one z Partii Demokratycznej, której senatorzy - w tym Bernie Sanders i Elizabeth Warren - wystosowali do Obamy specjalny list wzywający administrację prezydenta do przyjęcia "deklaracji no-first use" oraz zamknięcia programu rozwoju pocisku manewrującego zdolnego do przenoszenia głowic atomowych. Obecnie Amerykanie dysponują pociskami manewrującymi AGM-86 z głowicami nuklearnymi, odpalanymi z bombowców B-52H.
Warto przypomnieć, że prezydent Obama już wcześniej wycofał pociski manewrujące bazowania morskiego z głowicami nuklearnymi (Tomahawk), choć nie był do tego zobowiązany traktatem. W tym samym czasie Rosja wprowadziła rakiety Kalibr, które - jak powiedział prezydent Putin - mogą być uzbrojone w głowice nuklearne.
Dodatkowo, pocisk manewrujący może służyć do wykonania pojedynczego (ograniczonego) uderzenia jądrowego. Potencjalnie jest bardziej przydatny (niż np. rakieta balistyczna) do przeprowadzenia ataku odwetowego, jeżeli przeciwnik wykorzysta taktyczną broń jądrową. Pamiętajmy, że użycie broni klasy ICBM/SLBM (pocisków międzykontynentalnych bądź odpalanych z okrętów) wiąże się z ryzykiem eskalacji konfliktu na poziom strategiczny.
Stanowisko w sprawie rozbrojenia nuklearnego zajęło także Zgromadzenie Parlamentarne OBWE, które w deklaracji z Tbilisi zaapelowało do wszystkich państw posiadających broń jądrową o zrzeczenie się prawa pierwszego użycia oraz obniżenie gotowości bojowej.
Sojusznicy mówią "nie"
Pojawiające się w prasie doniesienia wywołują sprzeciw Partii Republikańskiej, w tym m.in. senatora Johna McCaina, przedstawicieli armii (w tym np. szefa Dowództwa Strategicznego), ale także środowisk eksperckich oraz rządów państw polegających na amerykańskich gwarancjach bezpieczeństwa. Choć przeciwnicy nie dysponują możliwością formalnego zablokowania ewentualnej decyzji o przyjęciu deklaracji "no first use", to presja wywierana na administrację prezydencką może skłonić Baracka Obamę do podjęcia mniej radykalnego kroku.
Główny zarzut w dyskusji o rezygnacji z prawa do pierwszego użycia dotyczy osłabienia potencjału odstraszenia nuklearnego, w tym w szczególności amerykańskich gwarancji dla państw zagrożonych atakiem (w tym nuklearnym) i nieposiadających własnego potencjału atomowego.
W tym kontekście najczęściej wymieniane są państwa Azji Północno-Wschodniej (Korea Południowa i Japonia), zagrożone agresją ze strony Korei Północnej. Nic dziwnego, że w ostatnich dniach japońskie władze wyrażają zaniepokojenie rozwojem sytuacji i zapowiadają chęć przedyskutowania tej kwestii z Amerykanami. Potwierdza to diagnozę ekspertów think-tanku Brookings Institution. "Jakakolwiek sugestia, że Stany Zjednoczone mogą mieć wątpliwości co do własnych gwarancji nuklearnych, wywoła obawy zakładające czarne scenariusze, czego najbardziej nie życzą sobie Stany Zjednoczone" - pisali Jonathan D. Pollack, Richard C. Bush III.
Jednak decyzja prezydenta Obamy będzie też miała konsekwencje dla Sojuszu Północnoatlantyckiego, w tym państw wschodniej flanki NATO sąsiadujących z dysponującą arsenałem nuklearnym Rosją. O negatywnych skutkach oficjalnej deklaracji dotyczącej rezygnacji z prawa do pierwszego użycia dla potencjału odstraszania NATO mówił w rozmowie z Defence24.pl Jacek Durkalec z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Zrezygnowanie z pewnej dozy niepewności, co do odpowiedzi NATO na hipotetyczny atak konwencjonalny na wielką skalę, może być odczytany przez Rosję jako osłabienie amerykańskich gwarancji nuklearnych wobec sojuszników - ocenił.
Oprócz ogólnego osłabienia potencjału odstraszania NATO, kolejną kwestią jest tzw. korytarz suwalski i rosyjskie zdolności do odcięcia państw bałtyckich od reszty terytorium sojuszniczego na zasadzie faktów dokonanych i przy użyciu broni konwencjonalnej. Nuklearna odpowiedź na ew. agresję z wykorzystaniem broni konwencjonalnej - wydaje się niemal niemożliwa w obecnych warunkach, jednak jednostronna rezygnacja z opcji atomowej nie sprzyja obniżeniu ryzyka realizacji scenariusza agresji na państwa wschodniej flanki. Znacznie bardziej niekorzystna dla bezpieczeństwa sojuszników USA jest natomiast potencjalna rezygnacja z pocisków manewrujących, które mogą być wykorzystane do uderzenia odwetowego po ograniczonym ataku jądrowym.