ŚwiatNowe rozdanie w Rep. Środkowoafrykańskiej - wymuszona dymisja władz

Nowe rozdanie w Rep. Środkowoafrykańskiej - wymuszona dymisja władz

Nowe rozdanie polityczne w Republice Środkowoafrykańskiej ma ułatwić przerwanie wojny. Dymisję prezydenta Michela Djotodii wymusiły Francja i Czad, gdy przestał panować nad krajem i trwającymi w nim religijnymi pogromami.

Nowe rozdanie w Rep. Środkowoafrykańskiej - wymuszona dymisja władz
Źródło zdjęć: © AFP | Sia Kambou

10.01.2014 | aktual.: 10.01.2014 18:56

Djotodia, pierwszy muzułmański przywódca Republiki Środkowoafrykańskiej (muzułmanie stanowią ok. 15 proc. ludności, chrześcijanie - większość), nie cieszył się władzą nawet przez rok. Zdobył ją w marcu, gdy dowodzeni przez niego muzułmańscy partyzanci z koalicji Seleka ("Przymierze") obalili panującego od 2003 r. prezydenta Francois Bozizego.

Rządy muzułmanów przerodziły się natychmiast w anarchię i bezprawie. Partyzanci z północy kraju oraz wspierający ich ochotnicy i współwyznawcy z Sudanu i Czadu potraktowali stolicę kraju, Bangi, i jej mieszkańców, w większości chrześcijan, jak podbity kraj.

Wrogość nowych władców do stołecznych chrześcijan wzmagały pogróżki Bozizego, który z zagranicy podjudzał rodaków do rebelii.

W odwecie muzułmańscy partyzanci uznali wszystkich chrześcijan za wrogów. Pierwsze pogromy chrześcijan wybuchły już latem. Pod koniec zeszłego roku przerodziły się zaś w religijną wojnę, bo chrześcijanie skrzyknęli swe własne milicje Anti-Balaka (Anty-maczeta) i przystąpili do ataków przeciwko muzułmanom.

Chaos i bezprawie

Uzurpator Djotodia został uznany przez Afrykę za tymczasowego prezydenta dopiero gdy obiecał, że najpóźniej w ciągu dwóch lat przeprowadzi wolne wybory, w których sam nie wystartuje. Pokoju i porządku miało pilnować 3,5 tys. żołnierzy z sąsiednich państw - Czadu, Gabonu, Kamerunu, Konga (Brazzaville) i Demokratycznej Republiki Konga (Kinszasa). Ale i oni nie byli w stanie zaradzić bezprawiu, chaosowi i pogromom.

Nie podołali temu też Francuzi, którzy w grudniu wysłali do tej byłej kolonii liczący ponad półtora tysiąca żołnierzy kontyngent ekspedycyjny. Pogromy trwały mimo obecności cudzoziemskich wojsk, a na lotnisku w Bangi, gdzie założyli swą kwaterę główną Francuzi, wyrosło namiotowe obozowisko uchodźców, w którym schroniło się ponad 100 tys. ludzi.

Już w grudniu prezydent Francois Hollande uznał, że Djotodia stracił kontrolę nad krajem i nie nadaje się na przywódcę. Gwoździem do trumny Djotodii stały się jednak pogromy Czadyjczyków, którzy przed laty przybyli do Bangi za chlebem.

Chrześcijanie ze stolicy właśnie ich, a także prezydenta Czadu i tamtejszych żołnierzy obarczali winą za wojnę domową, obalenie prezydenta Bozizego i anarchię, jaka zapanowała w kraju. Na przełomie grudnia i stycznia rząd z Ndżameny ewakuował z Bangi prawie 20 tys. swoich obywateli. Żandarm i ojciec chrzestny

Prezydent Czadu Idriss Deby od lat pełni w sąsiedniej Republice Środkowoafrykańskiej rolę żandarma i ojca chrzestnego tamtejszych władców.

To on ustanawia w Bangi prezydentów, aby nie pozwalali czadyjskim rebeliantom chować się za miedzą i tam przygotowywać zbrojne zajazdy na terytorium Czadu. W 2003 r. właśnie w tym celu Deby poparł zbrojne powstanie Bozizego i ułatwił mu marsz na Bangi. Potem czadyjscy żołnierze pełnili rolę najwierniejszej gwardii przybocznej Bozizego.

Jednak Bozize nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań i kiedy pod koniec zeszłego roku został oblężony w stolicy przez partyzantów, czadyjscy żołnierze nie ruszyli palcem, by go bronić. Ale Djotodia okazał się dla Czadu jeszcze gorszym nieszczęściem. Nie tylko nie zaprowadził porządku i spokoju, ale doprowadził do wojny i pogromów Czadyjczyków. W końcu Francuzi i Czadyjczycy, sprawdzeni sojusznicy w Afryce, uznali, że jedynym wyjściem będzie się go pozbyć.

Dlatego Djotodia, a także cały jego rząd i tymczasowy parlament zostali wezwani na regionalną naradę do czadyjskiej stolicy Ndżameny, gdzie złożono im ofertę nie do odrzucenia. Aby osłodzić środkowoafrykańskim muzułmanom i byłym partyzantom z Seleki gorycz porażki, wraz z Djotodią odsunięty od władzy został premier Nicolas Tiangaye, chrześcijanin i szanowany w kraju działacz praw człowieka. Wyborem nowych władz republiki ma się zająć już w sobotę tymczasowy parlament Bangi, pod okiem wysłanników z Gabonu i Konga-Brazzaville.

Zagraniczna interwencja

Sąsiedzi Republiki Środkowoafrykańskiej i Francja, a także stojąca za nią Unia Europejska liczą, że odsunięcie od władzy kontrowersyjnego Djotodii pozwoli uspokoić sytuację, przerwać religijne pogromy i ułatwi interwencję cudzoziemskich wojsk.

Unia Afrykańska ma do końca stycznia wysłać do Bangi co najmniej 6 tys. żołnierzy. Francja chciałaby, by kontyngent ten został wzmocniony przez kilka tysięcy żołnierzy ONZ.

Unia Europejska odmawiała dotąd Francji wojskowego wsparcia operacji zbrojnej w Republice Środkowoafrykańskiej. Samoloty transportowe z 50-osobowymi załogami obiecały jedynie Polska i Belgia. W tym tygodniu UE zaczęła jednak wspominać o jak najszybszym wysłaniu do Afryki ok. tysiąca żołnierzy, którzy przejęliby od Francuzów Bangi i tamtejsze lotnisko albo pomogli im patrolować dystrykty na zachodzie kraju, przy granicy z Kamerunem. Żołnierze z Unii Europejskiej mieliby pozostać w Republice Środkowoafrykańskiej co najmniej do końca 2014 roku.

Wojciech Jagielski, PAP

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)