Nowe konflikty na linii prezydent-premier
Źle by się stało, gdyby zamiast spokojnej debaty o naszym zaangażowaniu w Iraku i o naszym stanowisku wobec tarczy antyrakietowej decydował wynik kolejnego spięcia między Prezydentem a Premierem. To oczywiste, że konflikty, ścieranie się poglądów są w polityce czymś normalnym. Ale w przypadku tych kwestii mam wrażenie, że przynajmniej do pewnego stopnia konflikt nie wynika z dobrze przemyślanych i uzasadnionych odmiennych wizji ośrodka prezydenckiego i Premiera, lecz raczej z prostego faktu, że jak Premier mówi białe, to Prezydent odpowiada – czarne i odwrotnie.
Taki mechanizm może być niszczący dla polskiej polityki: z założenia najpierw się nie zgadzam na to, co ty proponujesz, bo jesteś z przeciwnego obozu. Potem może wymęczymy jakieś porozumienie (i tak to też wygląda teraz), ale punktem startu jest konflikt. To szczególnie niszczące w przypadku polityki zagranicznej, gdzie ze względów oczywistych trzeba mówić jednym głosem. A obie te kwestie mocno dotykają polityki zagranicznej.
Tymczasem w obu przypadkach aż prosi się o dokonanie jakiegoś bilansu, o racjonalną dyskusję nad argumentami za i przeciw. W przypadku Iraku wycofując się dość szybko (ale przecież październik 2008 to wcale nie tak szybko!) być może tracimy trochę nasz wizerunek przewidywalnego partnera USA, a poza tym być może największe koszty już ponieśliśmy i teraz, z powodu powolnej, ale jednak postępującej normalizacji w Iraku moglibyśmy zbierać więcej owoców swej obecności. Dlatego może nie warto tego robić szybko. To moim zdaniem jedyne argumenty przeciw wycofaniu, ale nawet mnie samego one do końca nie przekonują. Argumenty za wycofaniem to przede wszystkim fakt, że wysłalibyśmy wtedy do naszego partnera jasny sygnał niezgody na nierówne, niestety nie-partnerskie traktowanie. W wyniku zaangażowania w Iraku nie uzyskaliśmy ani specjalnej umowy o partnerstwie obronnym właśnie, ani znaczącej pomocy wojskowej USA, ani podobnego napływu amerykańskich inwestycji do Polski, ani też ułatwień dla naszych inwestycji w Iraku.
Inna sprawa, czy do końca temu są winni tylko Amerykanie, bo może sami nie potrafiliśmy o to skutecznie zabiegać. Nic nie uzyskaliśmy też w sprawie wiz, co jednak wymieniam na końcu, gdyż od początku było to oczekiwanie nierealistyczne. Te argumenty moim zdaniem przeważają. Byliśmy, ponieśliśmy straty (w tym te najwyższe), pewnie trochę dostosowaliśmy część wojska do nowoczesnych wymogów – i tyle, już starczy.
Podobnie w przypadku tarczy przydałaby się jakaś poważna dyskusja i ustalenie, czy jej instalacja zwiększałaby nasze bezpieczeństwo, czy też przeciwnie – nasze ryzyko. Tutaj zaś zamiast dyskusji też jest zarysowująca się odmienność poglądów: Prezydent jest „za” bardziej niż rząd, ale wymiany merytorycznych argumentów brak. I na tle tej odmienności poglądów coraz wyraźniej słychać głos Rosjan, łącznie z kuriozalnym ostrzeżeniem, że ich system może pomyłkowo uznać odpalenie takiej rakiety za polski atak na Rosję i odpowie ogniem. Dziwne, że mają aż tak przestarzały system rozpoznania – chciałoby się powiedzieć, ale to wcale nie jest śmieszne. Tarcza jest dla Polski potencjalnie ważna i jest szansą, gdy jej obecność będzie dobrze wynegocjowana. A do tej pory więcej wie o niej chyba wójt gminy, w której ewentualnie stanie, niż reszta społeczeństwa. Dlatego tak ważne jest publiczne przedstawienie stanowiska rządu w tej kwestii, po to, abyśmy nie byli skazani na domysły. Nie warto, aby był to ewentualny kolejny
przedmiot sporu między Prezydentem a Premierem – to powinien być jednak przedmiot merytorycznej debaty, w której opinia publiczna będzie informowana o silnych i słabych stronach tego projektu.
Prof. Andrzej Rychard specjalnie dla Wirtualnej Polski