Nowa Zelandia. W te święta nie można strzelać do królików
Nowozelandczycy, którzy przez zagrożenie pożarowe nie mogą w tym roku urządzić corocznego, wielkanocnego polowania na króliki, wpadli na pomysł, aby uśmiercić je w inny sposób. Chcą wprowadzić do populacji śmiertelnego wirusa.
10.04.2023 10:33
W Nowej Zelandii Wielkanoc to zwykle czas zabijania królików. I choć brzmi to dość brutalnie, to takie działania mają swoje uzasadnienie. Dzikie zwierzęta uważane są w tym państwie za poważnego szkodnika, szczególnie na obszarach wiejskich.
Gryzonie niszczą pastwiska i uprawy, więc myśliwi każdego roku organizują wielkie polowanie, rywalizując o to, kto zabije ich najwięcej.
W 2022 roku naliczono 12 tysięcy zabitych królików. W tym roku wielkie polowanie zostało odwołane, ze względu na ryzyko pożarowe oraz obawy dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tymczasem jak alarmują władze regionu Otago, w którym populacja wymknęła się spod kontroli. "Podczas nocnego liczenia zarejestrowano 16 zwierząt na kilometr kwadratowy" - poinformowała w oświadczeniu rada regionu Otago.
Próbując kontrolować populację królików, władze chcą uzyskać pozwolenie rządu na rozprzestrzenianie wirusa krwotocznej choroby królików (RHDV). Szczep tego wirusa został po raz pierwszy zaimportowany i sprowadzony nielegalnie do Nowej Zelandii w 1997 roku, niszcząc wówczas populacje gryzoni.
Koreańska odmiana tego wirusa została już legalnie zaimportowana i dopuszczona do użytku na początku 2018 roku. Jednak z biegiem czasu króliki stały się coraz bardziej odporne na tę chorobę.
To nie jedyne środki podjęte przez region. Zatrudniono specjalnie dwóch pracowników do prowadzenia programów zwalczania zwierząt i nazwano króliki oficjalnymi "szkodnikami miesiąca".
Szacuje się, że każdego roku populacja gryzoni wyrządza szkody w wysokości 50 milinów dolarów nowozelandzkich (około 31 milionów dolarów amerykańskich).