Nowa UE będzie probrytyjska?
Rozszerzenie UE jest ostatecznym zakończeniem
"sowieckiej zimy" w krajach Europy centralnej i republikach
bałtyckich - ocenia publicysta "Sunday Times'a" Peter Millar. W
komentarzu redakcyjnym gazeta wyraża przekonanie, że nowi
członkowie UE okażą się lekiem na "eurosklerozę".
"Nowe kraje wniosą nowy dynamizm do ledwie zipiącej unijnej gospodarki. Jeżeli uda im się przekonać rządy Piętnastki, aby zreformowały swoje sztywne gospodarki, to ich wkład będzie trudny do przecenienia. Zresztą nawet bez tego przemożne względy przemawiają za tym, by cieszyć się z rozszerzenia. Popierając wojnę z Irakiem, nowi członkowie wykazali, że nie zawsze będą tańczyć pod dyktando Niemiec i Francji" - zaznacza publicysta.
"Sunday Times" nie ma wątpliwości, że nowe kraje UE przyjmą "agendę brytyjską" w UE nie tylko w wymiarze transatlantyckim, ale także jeśli chodzi o stosunek do jednolitego rynku.
"(Nowi członkowie) będą silnymi sojusznikami W. Brytanii opierającymi się presji, by zharmonizować podatki, wywieranej przez rządy, które chcą utrzymać wysoki poziom wydatków. Nowe kraje UE nie po to wyrwały się z żelaznego uścisku Moskwy, by godzić się na kontrolę Brukseli, lecz po to, by zachować swój niesforny indywidualizm"- ocenia komentator.
Sobotnio-niedzielny "Financial Times" nazywa rozszerzenie "pożądaną kulminacją historycznego procesu" i korzysta z okazji, by liderom wielkiej trójki - Francji, RFN i W. Brytanii - wypomnieć małostkowość i szukanie schronienia za parawanem kruczków i uników.
"W ubiegłym roku prezydent Jacques Chirac złajał kraje przystępujące za to, że odważyły się nie zgodzić z polityką Francji wobec Iraku. Obecnie kanclerz Gerhard Schroeder grozi nowym członkom UE finansowymi krokami odwetowymi za to, że wprowadzili niskie stawki podatkowe, podcinające niemiecki przemysł. W Wielkiej Brytanii rzekomy obrońca rozszerzenia Tony Blair usuwa siatkę zabezpieczeń socjalnych dla obywateli z nowoprzyjętych krajów" - wylicza "FT".
"Jakże małostkowe wydają się te posunięcia w zestawieniu z oszałamiającym rozmachem, jakim jest rozszerzenie" - napisał "Financial Times" w komentarzu redakcyjnym, wskazując na wspólnotę kultury i historycznych doświadczeń krajów europejskich.
"Zwalczające się (w przeszłości) europejskie plemiona wreszcie się jednoczą" - napisał sobotni "The Times", zastanawiając się zarazem, czy europejska integracja osiągnęła 1 maja swój szczytowy punkt.
"Im bardziej Europa się jednoczy, tym większe jest niebezpieczeństwo, że będzie dochodzić w niej do pęknięć lub że się zagubi. Im bardziej UE stara się harmonizować, tym więcej dysharmonii" - zauważa.
"Największa ekspansja w historii uczyni UE bardziej kosmopolityczną i wielowymiarową. Nie uczyni jej przy tym organizmem niesterowalnym. Alarmistyczne przepowiednie sugerujące, że każdy z 25 rządów będzie ciągnął w swoją stronę, są oczywistą przesadą. Jest mało prawdopodobne, by w każdej poszczególnej kwestii wystąpiły dwa lub trzy odmienne punkty widzenia, a realną perspektywą są zmienne koalicje" - pisze gazeta w komentarzu redakcyjnym.
Podobnie jak "Sunday Times", także "The Times" nie może sobie odmówić prztyczka wobec Niemiec i Francji.
"Taka perspektywa (zmiennych koalicji) jest z pewnością zdrowsza niż obstawanie przy fikcji, że postęp w Europie jest możliwy tylko wtedy, gdy steruje nim francusko-niemiecki motor, który obecnie z trudem przeszedłby kontrolę drogową. Nowa Europa nie będzie starą Europą w nowym wydaniu (lecz inną)" - prognozuje.
Sobotni "The Guardian" zauważa, że nie brak sceptyków, którzy sądzą, iż w poszerzonej UE nie obejdzie się bez trudności.
"Poważne trudności mogą dać o sobie znać jeśli chodzi o pogodzenie nowych członków, w większości biednych, z bogatymi, skwaszonymi weteranami. Przy finalizowaniu konstytucji i uzgadnianiu budżetu na lata 2007-13 może nie obejść się bez łamania kości. (...) Po 1 maja Europa będzie wciąż taka, jaką ją znamy, ale nowa" - ocenia.