PolitykaNowa ofensywa w Donbasie. Co z Polakami z Mariupola?

Nowa ofensywa w Donbasie. Co z Polakami z Mariupola?

Po okresie względnego spokoju, na Ukrainie znów toczą się krwawe walki. Ostrzeliwane są też przedmieścia Mariupola. Tamtejsi Polacy wciąż nerwowo czekają na ewakuację. Wciąż bezskutecznie.

Nowa ofensywa w Donbasie. Co z Polakami z Mariupola?
Źródło zdjęć: © AFP | Andriej Borodulin
Oskar Górzyński

17.08.2015 | aktual.: 17.08.2015 16:26

W ciągu ostatnich dni, mieszkańcy Mariupola nad Morzem Azowskim znów mogli usłyszeć znajome odgłosy. Znów - i to ze zdwojoną intensywnością - zawyły rakiety "Gradów", dało się słyszeć huki moździerzy oraz strzały z karabinów. Tak blisko nie trafiały od stycznia, kiedy atak rakietowy zabił 30 osób w centrum miasta. Tym razem celem była Sartana, miejscowość należąca do wschodnich przedmieść Mariupola. W ostrzale zginęło tam dwóch żołnierzy i dwóch cywilów, zaś kilka innych osób - w tym dziewczynka, która straciła stopę - zostało rannych. A to tylko część całej kampanii wznowionych ataków separatystów, przeprowadzonych niemal na całej linii frontu - od okolic Ługańska na północy po Morze Azowskie na południu. Tylko w nocy z niedzieli na poniedziałek zginęło przez nie 13 osób.

- Przez większość lata było tu spokojniej, chociaż walki trwały cały czas. Ale teraz znów są "Grady" i ciężka artyleria - mówi WP Andrzej Iwaszko, prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupolu. - Cały czas widzimy próby dywersji nad morzem, w Szyrokino, które jest już właściwie całe zniszczone. Ale coraz częściej ostrzały się skupiają dalej na północ, wzdłuż drogi prowadzącej na Wołnowachę i Donieck - dodaje.

Do ataków doszło tuż po tym, kiedy przed ukraińską ofensywą przestrzegał lider donieckich separatystów Oleksandr Zacharczenko.

- Nie oczekujemy, że to wszystko zakończy się pokojem. Mińskie rozmowy pokojowe zostały praktycznie zerwane - powiedział samozwańczy premier. Wtórował mu szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow, który o wznowienie ciężkich walk również oskarżył Ukraińców, przepowiadając, że może to być początek zmasowanego ataku wojsk Kijowa.

Zdaniem Anatolija Baronina, szefa ośrodka analitycznego AG Da Vinci w Kijowie, zaostrzenie walk rzeczywiście może być początkiem większej ofensywy, lecz ze strony prorosyjskiej.

- Do takiej ofensywy prędzej czy później dojdzie, chociaż najprawdopodobniej będziemy mieć do czynienia z kampanią "lokalną", a nie szeroko zakrojoną próbą zagarnięcia nowych obszarów "Noworosji". Rosji na taki krok nie stać. Kremlowi zależy na trwałej destabilizacji Ukrainy, dlatego co jakiś czas musi zaostrzać konflikt - mówi WP Baronin.

Co z ewakuacją

Zaognienie walk wokół Mariupola znów stawia pytanie o ewakuację mieszkających tam Polaków, którzy liczą na pomoc polskiego rządu w wyjeździe do Polski. Tym bardziej, że żyją oni także w podmiejskich miejscowościach, które najczęściej znajdują się pod ostrzałem rosyjskiej artylerii. - Jedna rodzina naszych rodaków mieszka w Sartanie, a dwie inne tuż obok, w Tałakowce. Mówią, że przy każdym ostrzale siedzą w piwnicy - relacjonuje Andrzej Iwaszko.

Jak mówi, choć dzięki pomocy organizacji i polskiego konsulatu w Charkowie sytuacja materialna nie jest najgorsza, to wszyscy boją się o własne życie.

- Żadna pomoc materialna nie zastąpi nam bezpieczeństwa. Tym bardziej, że my tu żyjemy na walizkach od ponad roku, ciągle słysząc huki artylerii i spodziewając się najgorszego. Niektórzy nie wytrzymują tego nerwowo - mówi lider organizacji polonijnej. Mimo to, polski MSZ nie zdecydował się przeprowadzić ewakuacji mariupolskich Polaków, tak jak uczynił to w przypadku tych z Doniecka i jego okolic. Zdaniem MSZ, który powołuje się na stanowisko władz ukraińskich, sytuacja w nadmorskim porcie nie jest na tyle zła, by wymagała ewakuacji. Ministerstwo zapewnia jednak, że jeśli do ataku na miasto dojdzie, to jest w stanie zabrać miejscowych rodaków w ciągu 72 godzin.

- Wygląda na to, że rząd czeka tylko na tragedię. Brak im rozeznania w tutejszej sytuacji. Prezydent Duda niejednokrotnie w kampanii mówił o wsparciu dla Polaków ze wschodu. Chcielibyśmy w końcu zobaczyć to wsparcie - mówi Iwaszko. Dodaje, że brak działań polskich jest tym dziwniejsza w kontekście decyzji rządu o przyjęciu dwóch tysięcy uchodźców z Erytrei i Syrii. - Ja ich rozumiem i nie mówię, że nie powinno się im pomagać. Ale nam też grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo. To wygląda jakby rząd pomagał innym, a nie mógł pomóc rodakom - dziwi się działacz.

Zobacz: Separatyści ostrzelali przedmieścia Mariupola
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (477)