Nobel w zgodzie z duchem czasu
Nie ma powodu, by powątpiewać w zasługi
pani Szirin Ebadi, która została w piątek uhonorowana Pokojową
Nagrodą Nobla, nawet jeśli wielu, zwłaszcza w Polsce, rozczarowało
pominięcie papieża - pisze w "Rz" Teresa Stylińska.
Według niej, można też wierzyć, że nagrodzenie mieszkanki kraju, któremu daleko do demokracji, trochę tę demokrację przybliży - choć, jak świadczy przykład Birmy, co do tego akurat nie ma stuprocentowej pewności.
To nagroda trochę za dokonania, a trochę na wyrost, przyznana po to, by walczącym o wolność dodać otuchy, ciemiężcom zaś przypomnieć, że świat im się przygląda. Niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że tegoroczny werdykt mieści się w logice tego, co jest współcześnie dobrze widziane, by nie powiedzieć, iż polityczne poprawne - podkreśla publicystka.
Komitet Noblowski wybrał bowiem osobę, która reprezentuje dwie pożądane cechy - jest kobietą i jest muzułmanką. Można odnieść wrażenie, że komitet - w którym, zgodnie z duchem czasu, zasiadają trzy kobiety i dwóch mężczyzn - chciał choć trochę naprawić swoje zaniedbania. W ponadstuletniej historii Pokojowej Nagrody Nobla do tej pory nagrodzono przecież tylko dziesięć kobiet i dwóch muzułmanów. Ale jakie ma to znaczenie? - pyta Stylińska.
Czy papież potrzebuje Nagrody Nobla? Z całą pewnością nie. Jego dzieła nie da się zmierzyć miarą nagród, nawet najbardziej prestiżowych. Jeżeli mimo to trudno nie wyrazić żalu, że nagrody nie dostał, to nie z uwagi na niego samego, lecz ze względu na pożytek dla świata. Nagroda przypominałaby światu sens wartości, które nie są obecnie w modzie - konkluduje publicystka "Rz".