PublicystykaNina Harbuz: Segregacja dzieci. Nowy pomysł na tegoroczne półkolonie.

Nina Harbuz: Segregacja dzieci. Nowy pomysł na tegoroczne półkolonie.

W tegorocznej wakacyjnej ofercie bydgoskiego Edu Center pojawiły się półkolonie segregujące dziewczynki i chłopców ze względu na płeć. Podobno rodzice sami domagali się takich wyjazdów. Cena nie jest wygórowana, więc wyjazd tym bardziej kusi. A konsekwencje udziału w nich mogą ciągnąć się za dziećmi latami.

Nina Harbuz: Segregacja dzieci. Nowy pomysł na tegoroczne półkolonie.
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Nina Harbuz

Czytam plakat reklamujący półkolonie tylko dla dziewczynek. Nauka o kosmetykach, aqua aerobic, fitness i dieta, projektowanie ubrań, spa w Trójmieście, piknik i plażing (pisownia oryginalna), tworzenie biżuterii, profesjonalna sesja foto. To tylko niektóre zajęcia z przygotowanego dla nich programu. Dla chłopców przewidziano całkowicie inny plan. Chłopcy w czasie wakacji będą uczyć się programowania, wybiorą się na wycieczkę do firmy komputerowej, będą rozwiązywać gry matematyczne, uczyć się druku 3D, fotografii, technik szybkiego zapamiętywania, będzie też gaming room (znów pisownia oryginalna), konsole, piłka nożna, pływanie i gry zespołowe. Jedyny wspólny punkt programu półkolonii dla chłopców i dziewczynek to konwersacje z języka angielskiego.

Dzwonię do organizatorów zapytać skąd pomysł, żeby układając program zabaw, dzielić dzieci ze względu na płeć i uczyć chłopców i dziewczynki, że nie mają takich samych możliwości, ani dostępu do tej samej wiedzy. – Jesteśmy firmą prywatną i działamy pod klienta, więc ułożyliśmy program kolonii opierając się na potrzebach zgłaszanych przez rodziców, którzy w nieco ponad 2 tygodnie wykupili prawie wszystkie miejsca na 4 kolejne turnusy – słyszę w odpowiedzi od Anny Misiak-Kilanowskiej właścicielki Edu Center z Bydgoszczy, które organizuje półkolonie kosztujące 350 zł za 4 dni.

Edu Center - popyt na segregację ze wzgędu na płeć

Z jednej strony nie dziwię się organizatorce, bo trudno oczekiwać, żeby prywatny biznes prowadzić wbrew oczekiwaniom klientów, z góry nastawiając się na straty i rychłe bankructwo. Jest popyt, to jest i podaż. Z drugiej strony, myślę (choć pewnie naiwnie i życzeniowo) o odpowiedzialności i etyce biznesu, który swoją działalnością powiela stereotypy, jak to ma miejsce w tym przypadku. A co z odpowiedzialnością samych rodziców? To przecież oni, jak się okazuje, generują potrzebę wypuszczania na rynek kolonii, które już 6-latkom (od tego wieku przyjmowane są dzieci na półkolonie organizowane przez Edu Center) wpoją, że matematyka, technika, programowanie, myślenie to sprawy dla chłopaków, a diety, ciuchy, biżuteria i wygląd to sprawy dziewczyńskie.

Obraz
© www.facebook.com/pg/marrafri | Marta Frej

Jestem pewna, że rodzice wysyłający swoje dzieci na takie kolonie kierują się wyłącznie pragnieniem, żeby ich pociechy miło spędziły czas, dobrze się bawiły i wróciły szczęśliwe. Przecież nie ma rodzica, który na pytanie, czy chciałby źle dla swojego dziecka, odpowiedziałby twierdząco. To oczywiste, że każdy ojciec i matka chcą, żeby jego syn lub córka wyrośli na szczęśliwego człowieka. Tylko że mało który rodzic zastanawia się, co by to miało oznaczać i rzadko kiedy pyta swoje dziecko czy to, co dla niego zaplanował, prawdziwie je uszczęśliwia. Utarło się, że my, dorośli wiemy najlepiej, co jest dobre dla naszych dzieci, jakby te nie wiedziały co im smakuje, czy jest im zimno, czy gorąco, czy są senne, głodne, chętne się przytulić albo właśnie pobyć same.

Decydując za dzieci zdejmujemy z nich odpowiedzialność. Ktoś zapyta, ale jak to, to mam pozwolić synowi czy córce robić co mu lub jej żywnie się podoba? Odpowiadając na to pytanie podeprę się autorytetem, osobą Jespera Juula, duńskiego pedagoga, który twierdził, że takie pytania będą pojawiać się w głowie tych, którzy relację rodzic-dziecko traktują jako walkę o władzę. A jak ktoś chce sprawować władzę nad drugim człowiekiem, to odbierze mu wolność. W tym, prawo do decydowania o sobie, a w tej szczególnej sytuacji nie przyzna dzieciom równej godności z dorosłymi.

Dziewczynki lubią różowy, chłopcy niebieski

Dwa lata temu mój znajomy poszedł ze swoim 3-letnim synkiem do sklepu z zabawkami. Mały zagiął parol na pluszowego słonia, który był dostępny w dwóch kolorach – niebieskim i różowym. Chłopiec natychmiast zdecydował, że chce różowego, bo najzwyczajniej w świecie uważał, że słoń w tym kolorze jest ładniejszy. Ojciec delikatnie zaprotestował i zaczął nakłaniać syna, żeby wybrał niebieskiego, tłumacząc dziecku, że różowy to kolor dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców. Dziecko jednak uparło się i wyszli ze sklepu z „dziewczyńskim” słoniem, w kolorze różowym. Słoń przez dwa kolejne lata był ulubionym pluszakiem, wygrywając tym samym z wszystkimi innymi zabawkami, które nudziły się znacznie szybciej. Co zyskał chłopiec (poza zabawką) na tym, że ojciec odpuścił stereotypowe myślenie i przekonanie, że wie lepiej niż syn? Dowiedział się, że jest akceptowany i że może mieć własne zdanie, które będzie szanowane przez ojca, nawet wtedy, gdy ich poglądy są rozbieżne. Ojciec też w tej sytuacji zyskał. I to coś, co dla każdego rodzica jest bezcenne - zaufanie syna. W przyszłości, kiedy chłopak wejdzie w okres dojrzewania i czas eksperymentowania, być może nie będzie szukać odpowiedzi w internecie albo wśród rówieśników, tylko przyjdzie zwierzyć się tacie.

Obejrzyj wzruszającą reakcję taty. To jak się zachował, wyciska łzy.

Inna znajoma powiedziała mi kiedyś, że choć nie sugerowała córce na jaki kolor urządzić pokój, mała sama wybrała różowe firanki, różową kapę na łóżko, żyrandol w tym kolorze i jeszcze pudrowy róż na ściany. Wierzę, że moja koleżanka niczego jej nie podpowiadała. Jestem skłonna także uwierzyć, że są dziewczynki, które róż uważają za najładniejszy kolor na świecie. Niemniej, kiedy małe dziecko wchodzi do sklepu z zabawkami albo ubraniami i od małego widzi świat podzielony na ten dla chłopców i dziewczynek (także według kolorów), ogląda reklamy, również pełne stereotypów, a potem trafia do szkoły, w której z gazetki ściennej uczy się nazw zawodów i dowiaduje się (autentyczny przykład), że jest lekarz, kierownik, prawnik, a jedynym zawodem wskazującym na to, że wykonuje go kobieta jest kasjerka, to jestem pewna, że nie potrzebne są sugestie matek, żeby potem chłopcy i dziewczynki, widząc różowy i niebieski plakat zapraszający ich na kolonie, wiedzieli, który program jest do nich skierowany.

Na pewno znajdą się rodzice, którzy powiedzą, że ich córki nie chcą uczyć się programowania, a synowie nie są zainteresowani wiedzą o zdrowym odżywianiu. Pytanie tylko, czy naprawdę nie interesuje ich to na tej samej zasadzie, jak niektóre dzieci wolą czytać książki science fiction, a inne powieści przygodowe i jest to kwestia ich wyboru, co im się podoba a co nie, czy jednak ten wybór jest podświadomy, bo od najmłodszych lat mają wdrukowane informacje czym zajmują się chłopcy, a czym dziewczynki? Organizatorka półkolonii powiedziała mi, że każde dziecko może skorzystać z oferty skierowanej do przeciwnej płci. Kiedy zapytałam, czy jakiś chłopiec zgłosił się na półkolonie dla dziewczynek, a dziewczynka na te skierowane do chłopców, usłyszałam, że nie było ani jednego takiego przypadku. W sumie nie dziwię się, bo kto chciałby wejść w buty odmieńca, który łamie reguły i utarty porządek świata? Ci, którzy odważyli się na życie pod prąd, wiedzą jaką cenę trzeba zapłacić za wierność sobie.

Obraz
© www.facebook.com/pg/marrafri | Marta Frej

Kto powiedział dziewczynkom, że programowanie jest za trudne?

Zastanawiam się, po co fundować dziewczynkom przekonanie, całkowicie zresztą nieprawdziwe, że nie nadają się do nauk ścisłych, nie potrafią myśleć analitycznie a programowanie nie jest dla nich? - Karolina Cikowska, współzałożycielka szkoły programowania Kids Code Fun i fundacji Girls Code Fun, w której dziewczynki uczą się programowania, opowiadała mi, że kilkakrotnie na targach widziała dziewczynki obserwujące z zaciekawieniem jej stoisko. Kiedy pytała je, dlaczego nie podejdą, odpowiadały, że to nie dla nich, że to za trudne. – Przecież ktoś im musiał to powiedzieć, same tego nie wymyśliły – mówi Cikowska. – Od chłopców takich wątpliwości nigdy nie słyszałam. Przeraziły mnie też pytania rodziców, którzy zbierając informacje o Girls Code Fun pytali mnie, czy skoro to zajęcia tylko dla dziewczynek to czy poziom będzie niższy niż na Kids Code Fun, gdzie dzieci uczą się razem. Nie jest niższy, jest taki sam i dziewczyny radzą sobie tak samo dobrze jak chłopcy – dodaje organizatorka Girls Code Fun i Kids Code Fun.

Ta kampania ujawniła, jak zmienia się myślenie dziewczynek o sobie. Wyniki zaskakują.

Na filmiku opowiadającym czym jest Girls Code Fun jedna z uczestniczek przyznała, że jest jedyną dziewczynką z klasy, albo nawet z całej szkoły, która uczyła się programowania, a dzięki tej umiejętności czuje się wyjątkowa, bo potrafi pomóc innym, a do tego, sama programuje gry dla młodszego brata. Nie dziwię jej się, że czuje się wyjątkowa. „Plażing”, choć przyjemny, podobnie jak pobyt w spa i wąchanie kosmetyków, nie są w stanie dać poczucia satysfakcji, że coś się stworzyło, wymyśliło, zaprojektowało. Takie doświadczenia budują pewność siebie, która w przyszłości zaprocentuje, czego dowodziła Sheryl Sandberg w swojej książce „Włącz się do gry. Kobiety, praca i chęć przywództwa”, pisząc, że przeciętny mężczyzna bez większego stresu ubiega się o posadę, na którą ma szansę w zaledwie 60 proc. W przypadku kobiet, większość z nich rekrutuje się wyłącznie na takie stanowiska, których zdobycia mogą być w zasadzie pewne.

Myślę także o tym, z jaką wiedzą o świecie i relacjach zakończą bydgoskie półkolonie chłopcy. Na pewno nauczą się stereotypowego myślenia o dziewczynach, a potem kobietach, a to dobra trampolina dla wszelkich –izmów, jak mizoginizm, szowinizm, seksizm. Poza tym, program półkolonii, podobnie jak dziewczyny, zamknie w ograniczonym, sztucznie skonstruowanym świecie, odbierając im możliwość poznawania nowych rzeczy, dostępnych w programie dla koleżanek. Przypomina mi się filmowa postać Billy’ego Elliota, chłopca pochodzącego z robotniczej dzielnicy, którego ojciec zapisał na boks, uważając, że to dobry sport dla chłopców, którzy w przyszłości chcą stać się prawdziwymi mężczyznami. Tymczasem, Billy zakochał się w balecie i nie chciał trenować niczego innego, co jednak nie mieściło się w wyobrażeniach konserwatywnego ojca. Równie dobrze, Billy Elliot mógłby trafić na półkolonie dla chłopców, a programowanie mogłoby być dla niego tym, czym boks dla filmowego bohatera, stając się powodem nieszczęścia.

Obraz
© www.facebook.com/pg/marrafri | Marta Frej

Dlaczego nie wyślę dziecka na półkolonie, które segregują dzieczynki i chłopców?

Nie, nie wysłałabym mojego dziecka na półkolonie, które segregują dziewczynki i chłopców. Nie chciałabym, żeby moja córka albo syn dorastali w przekonaniu, że do czegoś się nie nadają, tylko dlatego, że urodzili się chłopcem lub dziewczynką, albo że panuje takie społeczne przekonanie, że coś jest dla kobiet albo mężczyzn. Wolę zachęcać moje dziecko, żeby próbowało, doświadczało i samo dowiedziało się, do czego ma dryg, co sprawia mu przyjemność, a na co będzie musiało poświecić więcej pracy i ćwiczeń.

Na koniec słówko do tych, którzy w komentarzach napiszą, że to wszystko co tu opisałam, to nic innego jak gender. Samo słowo, bez głębszego zrozumienia czym jest i co się pod nim kryje, jest równie dobrym straszakiem co potwór z Loch Ness, którego przypomnę, nikt nie widział, ale wszyscy się go boją. Napiszę więc o faktach. W Stanach Zjednoczonych na każdego dolara zarobionego przez mężczyznę, przypada 77 centów wynagrodzenia dla kobiety zajmującej dokładnie to samo stanowisko i mającej podobne kompetencje. W Europie różnica w zarobkach jest niewiele mniejsza (84 centy do dolara). Te różnice zaczynają się kształtować, między innymi, na półkoloniach dla różowych dziewczynek i niebieskich chłopców. Może więc warto odkleić się od tego okropnego, upolitycznionego już słowa „gender” i zastanowić się, czym ma być to szczęście, którego tak bardzo pragniemy dla własnych dzieci i co jesteśmy gotowi zrobić, żeby zapewnić im równe szanse w przyszłości? Czy wysyłanie ich na kolonie segregujące dzieci wg. płci to dobra inwestycja w ich przyszłość?

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)