PublicystykaNina Chruszczowa: wszystkie kłamstwa Trumpa

Nina Chruszczowa: wszystkie kłamstwa Trumpa

Kiedy Jelcyn oddał władzę w Rosji, zostawił ją na pastwę wybranego przez siebie następcy, Putina. Dla dobra swojej partii, swojego honoru i reputacji, te stare lwy powinny teraz otwarcie odciąć się od Trumpa, aby podobny los nie spotkał ich - i mojego - kraju - pisze Nina Chruszczowa. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach w ramach współpracy z Project Syndicate.

Nina Chruszczowa: wszystkie kłamstwa Trumpa
Źródło zdjęć: © East News | AP Photo/John Locher

30.09.2016 | aktual.: 30.09.2016 14:30

Jestem Amerykanką, rodem z Moskwy. Z tego powodu, moja amerykańskość, w przeciwieństwie do Augiego Marcha z powieści Saula Bellowa, wznieciła raz swoistą narodową debatę w Rosji. W niektórych miejscach podręczniki szkolne pytały uczniów, czy Nina Chruszczowa powinna była zostać obywatelką Ameryki czy nie. Sami możecie zgadnąć, jaką pozycję zajęła w tej debacie większość ludzi, szczególnie tych z sowieckiego pokolenia.

Rosjanin może wyjść z Rosji, ale Rosja z Rosjanina nigdy. Dlatego w czasie, kiedy amerykańska polityka zaliczyła tak dziwaczny zwrot, być może jestem w stanie to jakoś wytłumaczyć moim amerykańskim rodakom dzięki mojemu spojrzeniu przez rosyjskie okulary.

W rzeczy samej, patrząc z mojej perspektywy, widzę, że wiele najgorszych i najbardziej perwersyjnych cech rosyjskiej polityki wydaje się teraz być obecne w Stanach Zjednoczonych. Tak zwane Wielkie Kłamstwo - wymyślone w nazistowskich Niemczech, udoskonalone w Związku Sowieckim i mistrzowsko wykorzystywane przez prezydenta Rosji Władimira Putina - jest dziś głównym elementem kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa.

Jak dotąd Trumpowi pozwalano na bezkarne posługiwanie się kłamstwami. Media informacyjne odgrywały w dużej mierze rolę, którą Lenin zwał "pożytecznymi idiotami". Były tak chętne, by wykorzystać Trumpa do podniesienia swoich notowań, że nie zauważyły - albo ich to nie obchodziło - że jednocześnie podnosiły też jego notowania. Nic zatem dziwnego, że ośmielony w ten sposób Trump wygłasza kłamstwa z coraz bardziej zapierającą dech w piersi bezczelnością.

Przykład? Po kilku latach przewodzenia tzw. ruchowi "birtherów" - który zarzucał prezydentowi Barackowi Obamie, że nie urodził się w USA, przez co zgodnie z konstytucją nie powinien był zostać prezydentem - Trump oświadczył, że tak naprawdę to jego oponentka, Hillary Clinton, jako pierwsza stworzyła tę kontrowersję w 2008 roku. Do Trumpa najwyraźniej należało "dokończyć" ją. - Prezydent Barack Obama - oznajmił tryumfalnie (tak jakby naprawdę kiedykolwiek były co do tego wątpliwości - urodził się w USA. Kropka.

Niektórzy twierdzą że z powodu tak brawurowej kłamliwości media zaczęły teraz obracać się przeciwko Trumpowi. Rzeczywiście, jego zrzucenie winy na Clinton wydaje się być zbyt groteskowe, by mogło przejść płazem. Ale jego notowania w ogólnokrajowych sondażach pozostają mocne, co sugeruje, że wielu z jego zwolenników jest skłonnych uwierzyć - lub przynajmniej tolerować - w jego jaskrawe kłamstwa.

To być może odzwierciedla kolejną "rosyjską" cechę obecnej kampanii wyborczej w USA: władzę oligarchów. Pierwszy prezydent postsowieckiej Rosji, Borys Jelcyn, dogadywał się z najbogatszymi obywatelami kraju: w zamian za finansowanie jego kampanii reelekcyjnej oferował im uprzywilejowany dostęp do koronnych klejnotów rosyjskiego przemysłu podczas prywatyzacji.

Podobnie szemrane umowy dobija się dziś w Stanach Zjednoczonych dzięki kolejnej grupie użytecznych idiotów - konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego, którzy wydali niesławny wyrok w sprawie Citizens United w 2010 roku. Poprzez rozciągnięcie definicji konstytucyjnej wolności słowa tak, by obejmowała też darowizny na rzecz kampanii politycznych, wyrok ten usunął wszelkie ograniczenia dotyczące władzy pieniądza w amerykańskiej polityce. W Rosji oligarchowie odpowiadają przed Putinem. W USA, odwrotnie. Wydaje się, że politycy odpowiadają przed oligarchami, którzy wykorzystują swoje pieniądze, by manipulować zwykłymi obywatelami.

Przykładem numer jeden jest Rupert Murdoch, prezes i były dyrektor zarządzający News Corporation i 21st Century Fox. Przez lata gazety Murdocha odgrywały wiodącą rolę w oczernianiu Unii Europejskiej, przyczyniając się do czerwcowego głosowania za Brexitem. Teraz, kiedy Murdoch objął rządy nad kanałem Fox News - po tym jak poprzedni szef Roger Ailes zrezygnował w wyniku zarzutów o molestowanie seksualne - najwyraźniej postanowił podjąć misję przekonania amerykańskich wyborców do podjęcia równie katastrofalnego wyboru. W rzeczy samej, od przejęcia kontroli przez Murdocha w lipcu, Fox News stał się kanałem poświęconym w całości Trumpowi, nie informacjom. Dziennikarze, którzy wcześniej sygnalizowali obawy dotyczące Trumpa, teraz wygłaszają banały. Tymczasem Ailes otwarcie doradza kampanii Trumpa.

Być może najbardziej rozczarowującą paralelą między przeszłością Rosji i chwilą obecną w Ameryce jest to, co nazywam "milczeniem baranów". Chodzi o bierność wpływowych osób i niechęć do przeciwstawienia się i powstrzymania tego szaleństwa. Rewolucja Październikowa odniosła sukces w dużej mierze dlatego, że przeciwnicy bolszewików, często zbyt zajęci chronieniem swoich pozycji i prestiżu, nie zjednoczyli się przeciwko nim.

Dziś w USA wpływowi Republikanie podążają w większości tą samą drogą. Oczywiście, niektórzy partyjni liderzy otwarcie sprzeciwiają się Trumpowi. Były gubernator Massachusetts, Mitt Romney, ciężko pracował w ostatnich miesiącach, aby obnażyć Trumpa jako niebezpiecznego oszusta, którym jest.

Co więcej, piećdziesięciu najbardziej doświadczonych republikańskich oficjeli i specjalistów od bezpieczeństwa narodowego podpisało list ostrzegający, że Trump "naraziłby na szwank bezpieczeństwo i dobrobyt naszego kraju". Senatorowie Ben Sasse i Lindsey Graham także potępili Trumpa jako zagrożenie dla amerykańskiej wolności i światowego pokoju. A były prezydent George Bush senior ma ponoć oddać swój głos na Clinton. Ci Republikanie pokazują prawdziwy patriotyzm, przedkładając interes kraju nad partię.

Ale co z Paulem Ryanem, obecnym Spikerem Izby Reprezentantów, który zachowuje się tak, jakby Trump był godny amerykańskiej prezydentury? W ten sposób ryzykuje utratę zarówno partii jak i kraju - i robi to tylko dlatego, że Trump być może przeprowadzi niektóre reformy, które on popiera. Jeśli Ryan faktycznie jest dorosłym katolickim ministrantem, za jakiego lubi się podawać, powinien potępić ksenofobiczne wypowiedzi Trumpa, jego pogłębiający się flirt z rasistowską "alternatywną prawicą", nieuczciwe praktyki biznesowe i nieobliczalną politykę zagraniczną. Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać wszystkie reformy, a swoją duszę utracić?

Gdzie, w końcu są te stare republikańskie lwy? Jeśli nie chcą dopuścić do tego, by Trump zniweczył reputację ich partii - i przyszłość ich kraju - muszą wkrótce zaryczeć. A mimo to były prezydent George W. Bush pozostaje na uboczu, najwyraźniej bardziej rozgoryczony faktem, że Trump pokonał jego brata Jeba w prawyborach niż zmotywowany zagrożeniem, które stanowi. James Baker, który służył w administracjach Ronalda Reagana i Busha seniora, nie powiedział publicznie ani słowa. Podobnie jak George Shultz, Henry Kissinger, Condoleezza Rice czy Dick Cheney. Wiemy, że Trumpa nie znosi Colin Powell. Ale wiemy to tylko dlatego, że wyciekły jego emaile.

Kiedy Jelcyn oddał władzę w Rosji, zostawił ją na pastwę wybranego przez siebie następcy, Putina. Dla dobra swojej partii, swojego honoru i reputacji, te stare lwy powinny teraz otwarcie odciąć się od Trumpa, aby podobny los nie spotkał ich - i mojego - kraju.

Nina Chruszczowa

Nina Chruszczowa - profesor stosunków międzynarodowych na uniwersytecie The New School w Nowym Jorku. Autorka książek Imagining Nabokov: Russia Between Art and Politics oraz The Lost Khrushchev: A Journey into the Gulag of the Russian Mind. Jest wnuczką Nikity Chruszczowa, przywódcy ZSRR.

Copyright: Project Syndicate, 2016

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)