"Nikt nie szykanował wycieczki Holendrów na granicy"
Nie potwierdzają się informacje o szykanach Straży Granicznej wobec holenderskiej wycieczki - wynika z pierwszych ustaleń Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu, która prowadzi postępowanie sprawdzające w tej sprawie.
Do incydentów miało dojść podczas wjazdu i wyjazdu holenderskiej wycieczki z Polski 24 i 26 maja. Uczestnicy wycieczki utrzymują, że w czasie przekraczania granicy na przejściu Ludwigsdorf-Jędrzychowice doszło ze strony Straży Granicznej do "zachowań rasistowskich, seksistowskich i dyskryminujących". Pogranicznicy mieli m.in. pogardliwie wyrażać się o uczestnikach wycieczki pochodzenia m.in. tureckiego i marokańskiego. Sprawa wzbudziła duże zainteresowanie holenderskich mediów. Skargę na zachowanie pograniczników przekazano ambasadzie RP w Hadze.
Prokuratura zainteresowała się sprawą po doniesieniach prasowych - powiedziała Jolanta Lipińska-Grzeszczuk z Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu.
Dodała, że na razie dysponuje m.in. relacjami niemieckiej i polskiej straży granicznej. Na tym etapie postępowania mogę powiedzieć, że zarzuty holenderskiej wycieczki nie potwierdzają się. Jest to jednak etap początkowy - powiedziała Lipińska-Grzeszczuk. Zapowiedziała, że postępowanie sprawdzające może zakończyć się w ciągu dwóch tygodni.
Polska Straż Graniczna zaprzecza zarzutom stawianym im przez opiekunów i uczniów z holenderskiej wycieczki. W Łużyckim Oddziale Straży Granicznej tuż po incydencie wszczęto postępowanie wyjaśniające. Jak poinformował rzecznik Łużyckiego Oddziału SG Leszek Duczyński, postępowanie to nie potwierdziło zarzutów.
Według Straży Granicznej, podczas wjazdu autokaru, zgodnie z procedurą, weszło do niego dwóch pograniczników: Niemiec i Polak. Stwierdzono, że wśród pasażerów znajdowały się osoby z innych krajów niż unijne, a wobec nicháwymagana jest kontrola paszportowa. Mieli być jej poddani obywatele Maroka, Turcji i Filipin. Niemiecka kontrola wykazała, że jeden Marokańczyk nie ma wizy i jego pobyt w Niemczech jest nielegalny. Został ukarany mandatem.
Według pograniczników, kolejne dwie osoby pochodzenia marokańskiego miały ważne wizy, ale nie posiadały ważnych paszportów. Jedna Marokanka legitymowała się paszportem matki, druga nie miała paszportu, ale była wpisana na listę uczestników wycieczki. Niemcy potwierdzili ich tożsamość w Amsterdamie i wystawili zastępcze dokumenty podróży. Po tych czynnościach do holenderskiego autokaru wszedł ponownie polski funkcjonariusz. Odebrał od opiekunki grupy paszporty i poinformował, że ich sprawdzenie zajmie ok. 30 minut. Po zakończeniu polskiej odprawy autokar opuścił przejście.
Zdaniem pograniczników, uczestnicy wycieczki nie byli poddawani żadnym szykanom również przy wyjeździe z Polski.