Nikt nie spodziewał się takich tłumów
Kampania promocyjna, którą Kuba Kęsy, finalista programu „Idol”, prowadził wczoraj w swoim mieście, zamieniła się w prawdziwą manifestację poparcia. Cała ta kampania to pomysł producentów programu „Idol”. Pozostała dwójka finalistów prowadzi podobne swoich miastach.
Kluczbork, ok. 13.00. Pod liceum ogólnokształcącym, dawną szkołą Kuby - tłum. Ktoś krzyczy.
- Jedzie! Wszystkie oczy zwracają się w jednym kierunku. Na ulicy zatrzymuje się bus. Rozsuwają się drzwi i... rozlega się ogłuszający, nieprzerwany pisk. Kuba jest wyraźnie zaskoczony takim powitaniem. Uśmiecha się nieco zażenowany. Zaskoczona jest także ekipa TV Polsat, z którą przyjechał. Kuba bierze głośnik.
- Dziękuję, że przyszliście. Pewnie dlatego, że można się było urwać z lekcji - żartuje.
18.12.2003 08:36
Według planu Kuba miał przejść z młodzieżą przez miasto, do urzędu, na spotkanie z burmistrzem. Tłum rusza. W górze transparenty: „Kuba na Idola”, „Kuba the best”. „3maj się Kuba, to twoja próba”. I rozdawane przez producentów chorągiewki z podobizną Kuby i logo programu. Ciągnący się przez całą długość głównej ulicy w mieście tłum skanduje na przemian „Kuba, Kuba” albo „taka jest kibiców wola, Kuba Kęsy na Idola”. Przechodnie zatrzymują się na ulicy. - Super, że Kuba do nas przyjechał - uśmiecha Nina Miarka. - Razem z córkami na niego głosuję. Trzymaj się Kuba i wygraj - krzyczy w kierunku tłumu. - Super, że jest z nami - mówi Mariola Vesely, uczennica z ogólniaka. Cała szkoła jest z nim. Całe miasto. Wszyscy. Czekaliśmy na niego!
- Fajnie... - mówi nieco oszołomiony tą manifestacją Kuba. - Jestem naprawdę mile zaskoczony. Wszystko filmuje ekipa Polsatu. - Super przyjęcie. Widać, że jest tu nie tylko znany, ale i bardzo lubiany - powie potem Malwina, członek ekipy. Po cichu kibicuje Kubie, bo też jest związana z Opolszczyzną.
Przed urzędem miasta Kubę witał burmistrz Jarosław Kielar. To bardziej oficjalna część scenariusza kampanii, ale i promocja miasta. W towarzystwie kamer burmistrz może pogadać ze swoim dawnym uczniem, a teraz dumą miasta. Wspomina, jak Kuba w drugiej edycji „Idola” przyjechał specjalnie taksówką z Warszawy, żeby zdążyć na pożegnanie swojego „dyra” po wygranych wyborach na burmistrza.
- Nie chcę niczego przewidywać. Wszyscy nastawiają się już na finał, że mam wygrać. Może jeszcze za wcześnie... - opowiada Kuba. - W każdy poniedziałek rano, w mieście, komentuje się twoje niedzielne występy, jak kiedyś ligowe mecze - dodaje burmistrz. - W następną niedzielę komórki pracują... - dodaje.
- Miłe jest to, że ludzie tu na mnie czekali - mówi Kuba. - Ale nie chcę nikogo przekonywać do głosowania na mnie. Komuś przecież mogę się nie podobać. Ludzie głosują tak, jak czują. Jeśli na mnie OK.
Spotkanie w LO, w którym Kuba niedawno zdał maturę. Aula - pełna. Na scenie tablice ze zdjęciami kandydata na „Idola”. Wchodzi Kuba. Pisk ogłusza nawet dźwiękowca z TV. Ekipa Polsatu jest pod wrażeniem - to powitanie godne „Idola”.
Kuba ma odpowiadać na pytania z sali. - Jak znosisz krytykę niektórych jurorów? - Kiedy płyta?
- Chciałbym najpierw skompletować zespół, nawiązać współpracę z fajnymi muzykami, a będę pracować nad płytą.
- Nie, nie czuję się gwiazdą. Staram się być zawsze sobą. Bronię się, żeby mi woda sodowa do głowy nie uderzyła. I chyba mi się udaje. - Stosunek do rywali? Po prostu staram się zaśpiewać jak najlepiej. Brawa i okrzyki.
- Hej, jak wam się nie chce, nie musicie bić brawo - śmieje się Kuba. Przed Kubą ustawia się długa kolejka fanów i fanek po autograf.
Wszyscy czekają na koncert Kuby Kęsego w Jazz Pubie. Już od południa co bardziej zdeterminowani próbują zająć miejsce w lokalu. W klubowej atmosferze Kuba raczy widzów tym, co lubi: ciężkie brzmienia, solówki na granicy wytrzymałości skali głosu. Po każdym takim popisie piski i brawa. Ze względu na ograniczoną ilość miejsc, recital naszego „Idola” jest wyświetlany na telebimie. Tłum przed ekranem wypełnił niemal całą ulicę Piłsudskiego.
Producenci ostrzegają Kubę, że musi szanować głos. Lekarz dwa dni wcześniej mówił mu, że jeśli nie chce stracić głosu, nie powinien przez najbliższe dni nawet mówić. Ale Kuba nie może wyjechać z Kluczborka, nie śpiewając dla ludzi ze swojego miasta, ulubionego przez nich... „Pretty woman”. Niestety, a capella. Bo gitarzysta i bębniarz, którzy akompaniowali mu w recitalu, to za mało, żeby zagrać ten kawałek. - Hej! Pomóżcie mi! - Kuba zaczyna klaskać. To zastąpi akompaniament.
Publika prosi o „99 Luftbaloons” z ostatniego koncertu „Idola”. Kuba zaczyna, ale w polowie przerywa parskając śmiechem.
- Nie, nie mogę tego śpiewać. Proszę was... Ale po „Idolu” dam tu taki koncert, że szczęki opadną, obiecuję. Dziękuję wam jeszcze raz, że przyszliście. Trzymajcie się, cześć. Do zobaczenia w niedzielę.
Monika Kluf