Trwa ładowanie...
10-06-2013 13:05

Nigeryjska armia walczy z sektą Boko Haram, cierpi ludność cywilna

Władze Nigerii, które wydały wojnę miejscowym talibom, zapewniają, że armia rozbiła partyzantów, zajęła ich bazy i składy broni. Jednak dziennikarze i obrońcy praw człowieka alarmują, że islamiści po prostu uciekli z kraju, a ofiarą pacyfikacji padają cywile.

Nigeryjska armia walczy z sektą Boko Haram, cierpi ludność cywilnaŹródło: AFP, fot: Quentin Leboucher
d7opdqn
d7opdqn

W połowie maja prezydent Goodluck Jonathan wprowadził stan wyjątkowy w trzech północno-wschodnich stanach kraju, w których faktyczną władzę przejęli miejscowi talibowie. Obawiając się, że rozochoceni sukcesem islamiści spróbują powtórzyć zeszłoroczny wyczyn talibów z Mali, którzy zajęli i przez prawie rok rządzili północną połową kraju, Jonathan posłał wojsko do kolebki nigeryjskich talibów w stanach: Borno, Yobe i Adamawa, położonych na wysychającym jeziorem Czad oraz granicą z Kamerunem, Nigrem i Czadem.

Propaganda sukcesu

Nigeryjscy wojskowi twierdzą, że trwającą od miesiąca wojnę z talibami zdecydowanie wygrywają. Piechota, pułki pancerne, a także śmigłowce i samoloty rozgromiły partyzantów. Według wojskowych komunikatów, choć talibowie bili się dzielnie i byli uzbrojeni w zrabowane w Libii arsenały Muammara Kadafiego, nie potrafili powstrzymać nigeryjskiej armii. W niespełna miesiąc w zbrojnych potyczkach zginęło kilkuset partyzantów, a setki dostały się do niewoli. Wojsko zniszczyło też wiele rebelianckich baz i magazynów broni. Wojskowe komunikaty zapewniają w dodatku, że sama armia nie poniosła niemal żadnych strat. Obraz pełnego sukcesu dopełnia ogłoszona ostatniego dnia maja amnestia dla blisko setki więzionych kobiet i dzieci, podejrzewanych o powiązania z talibami.

Nigeryjscy islamiści z ruchu Boko Haram ("Wszystko, co z Zachodu, to złe") malują zupełnie inny obraz sytuacji. Ich emir Abubakar Shekau, za którego głowę USA wyznaczyły niedawno 7 mln dolarów nagrody, w nagranym w kryjówce orędziu już pod koniec maja zapewniał, że operacja nigeryjskiego wojska zakończyła się klęską. W godzinnym przemówieniu Shekau przekonywał, że na sam widok talibów nigeryjscy żołnierze rzucają broń i uciekają. Emir wezwał też dżihadystów z Bliskiego Wschodu, Afganistanu i Pakistanu, by przybywali do Nigerii na świętą wojnę przeciwko chrześcijańskiemu skorumpowanemu rządowi z Abudży.

Od początku ofensywy przeciwko talibom wojsko wprowadziło całkowitą blokadę trzech stanów, w których ogłoszono stan wyjątkowy. Odcięte zostały połączenia telefoniczne, a żołnierze nie przepuszczają nikogo z pacyfikowanych stanów ani nikogo stamtąd nie wypuszczają. Dopiero w zeszłym tygodniu wojskowi po raz pierwszy zabrali ze sobą grupę dziennikarzy, ale nawet wtedy towarzyszyli im na każdym kroku.

d7opdqn

Szczątkowe wieści z północno-wschodniej Nigerii przeczą rządowym komunikatom. Z relacji działaczy praw człowieka, uchodźców, a także nielicznych podróżnych wynika, że nigeryjscy talibowie nie zostali zdziesiątkowani ani wzięci do niewoli, ale że uznawszy, iż nie mają szans w otwartej walce z potężniejszym przeciwnikiem, uciekli z kraju do Czadu i Nigru, albo pochowali broń i wmieszali się w ludność cywilną. Część arsenałów wywieźli za granicę, resztę - porzucili lub zniszczyli. Przyznają to w prywatnych rozmowach sami nigeryjscy oficerowie.

Dziennikarze nie widzieli śladów wielkich bitew, a uchodźcy w Nigrze opowiadali reporterowi "New York Timesa" o nocnych strzelaninach i masowych łapankach, urządzanych przez nigeryjskie wojsko.

Zbrodnie na ludności cywilnej

Obrońcy praw człowieka obawiają się, że przy pełnej blokadzie informacyjnej pacyfikowanych stanów, znane z brutalności nigeryjskie wojsko może tam znów dopuszczać się zbrodni na ludności cywilnej. Nigeryjskie władze przestrzegali przed tym zarówno działacze Amnesty International, jak i szef amerykańskiej dyplomacji John Kerry.

Ucieczka talibów oraz wrogość i tak już niechętnej żołnierzom ludności cywilnej utrudni nigeryjskiemu wojsku zaprowadzenie porządków w pacyfikowanych stanach. Tak właśnie sprawy potoczyły się po 2009 roku, gdy poprzednik Goodlucka Jonathana, Umaru Yar'Adua posłał wojsko, by rozbiło dopiero raczkujący ruch Boko Haram.

d7opdqn

Podczas pacyfikacji stanu Borno i jego stolicy Maiduguri zginęło prawie tysiąc osób, w tym założyciel i pierwszy emir nigeryjskich talibów Muhammed Yusuf, zabity w niewoli przez żołnierzy. Zaledwie rok później, pod wodzą nowego emira Abubakara Shekau, talibowie wrócili, jeszcze radykalniejsi i silniejsi. Dziś zarówno ucieczka, jak powrót będą dla nich łatwiejsze, ponieważ w ostatnich latach dżihadyści z Sahelu zawiązali zbrojne przymierze, które pomaga im walczyć i ratować się z opresji.

Talibowie z Mali uzbroili się na wojnie domowej w Libii, a gdy zajęli połowę malijskiego państwa, szkolić i zbroić się przybywali do nich ochotnicy z całego afrykańskiego Sahelu, w tym z Nigerii. Dziś, oblegani w Nigerii, talibowie z Boko Haram z łatwością znajdą azyl i sojuszników w każdym z państw regionu, by poczekać na odpowiednią chwilę i wrócić do kraju.

Wojciech Jagielski, PAP

d7opdqn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d7opdqn
Więcej tematów