Niezdrowe leki
Poseł Roman Giertych zasiadł do partii szachów, w której stawką jest główne miejsce na podium dla "najsprawiedliwszego w narodzie" oraz reputacja światowych koncernów. Zmarnowawszy szansę zabłyśnięcia w komisji śledczej (z czego nie omieszkał skorzystać Jan Rokita), próbuje zdyskredytować badaną przez nią sprawę, ogłaszając się akuszerem nowej, "ponoć o 50% większej swym zasięgiem i stopniem ważności" afery lobbingowej.
Należy mu przyznać, że obiekt ataku został wybrany znakomicie. Nad firmami farmaceutycznych tak zwany "dym" unosił się już od pewnego czasu. Zapach spalenizny czuć było już od tzw. "afery rabatowej", kiedy to szeregowy inspektor skarbowy kontrolujący spółkę "córkę" dużego koncernu farmaceutycznego, wpadł na trop procederu, który po głębszym zbadaniu okazał się nagminnym w pozostałych filiach innych gigantów farmaceutycznych. W skrócie polegał on na zawyżaniu wartości celnej sprowadzanych leków, a co za tym idzie, na zawyżaniu obrotu.
Kolejną "nowinką" ze świata leków okazała się być wiadomość o rzekomym wręczaniu łapówek za umieszczenie produktu danej firmy na liście leków refundowanych. W obu przypadkach w grę wchodziły ogromne sumy, które - o czym nie trzeba specjalnie wspominać po aferach z byłym ministrem zdrowia i byłym przewodniczącym NFZ - są w stanie skorumpować całe środowisko polityczne.
Pierwszego sierpnia tego roku natomiast pojawiło się doniesienie, z którego wynikało, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wszczyna postępowanie antymonopolowe przeciwko koncernom farmaceutycznym Roche i Johnson and Johnson, podejrzewając je oraz hurtowników o zawarcie umowy cenowej i podzielenie się rynkami zbytu.
Wskutek wymienionych działań traci nie tylko konsument, który jest zmuszany do uiszczania wysokich opłat za leki. Traci również Skarb Państwa, refundujący zawyżone ceny z publicznych czyli naszych pieniędzy. Piąta władza, jaką są bez wątpienia wielkie koncerny, nakłada również kaganiec mediom, nieraz uzależnionym od niej w sposób finansowy pośrednio, za pomocą zamieszczanych reklam lub bezpośrednio, bo firma wydawnicza jest na przykład własnością innego koncernu, który łamie prawo.