(Nie)wszystkie kłamstwa Donalda Trumpa. Jego rozmach zapiera dech w piersiach
2017 był rokiem Donalda Trumpa. A jego prezydentura była niekończącym się ciągiem kłamstw, półprawd i manipulacji. Przypominamy "najlepsze" z nich.
Wszyscy politycy kłamią. Jedni kłamią mniej, drudzy więcej. Ale żaden polityk nie kłamał dotąd tak, jak robił to prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump.
Chodzi tu zarówno o samą liczbę fałszywych wypowiedzi, jak i styl: bezczelny, beztroski, nieprzejednany nawet w obliczu oczywistych lub łatwo sprawdzalnych faktów. Ponieważ definicja kłamstwa jest dość płynna, to różne źródła podają różne liczby kłamstw Trumpa. Najbardziej liberalne z nich, jak "Washington Post" podają, że było ich 1628 (stan na 14 listopada). Inne, jak "Toronto Star" mówią o 907 przypadkach (stan na 9 grudnia). Najbardziej konserwatywny w tym aspekcie "New York Times" podaje liczbę 180 (stan na 11 listopada). Jak by nie liczyć, wniosek jest jeden: kłamstw było bardzo, bardzo dużo. Najwięcej. Trump lubi chwalić się swoimi rekordami: wszystko, co robi, jest największe w historii. Wiele z tych stwierdzeń to przejrzyste kłamstwa. Ale jeśli chodzi o liczbę publicznie wypowiadanych nieprawd, tu jego rekord jest faktycznie nie do pobicia. Na opisanie wszystkich nie ma czasu i miejsca, dlatego poniżej prezentujemy jedynie te najważniejsze.
1. Największa widownia w historii
Wielu komentatorów spodziewało się, że prezydentura zmieni Trumpa. Że kampanijne wybryki, retoryczne ekscesy i - tak - notoryczne kłamstwa pójdą w odstawkę, bo tak poważny urząd zobowiązuje. Czar prysł już drugiego dnia - w typowy dla miliardera-celebryty sposób. Po tym, jak dziennikarze i internauci zwrócili uwagę na to, że tłum podczas inauguracji Trumpa był wyraźnie mniejszy niż podczas inauguracji prezydentury Obamy, prezydent zbeształ "nieuczciwe media", a Biały Dom zwołał specjalną konferencję prasową, podczas której ówczesny rzecznik administracji Sean Spicer przekonywał - wbrew temu, co widzieli wszyscy - że inauguracja Trumpa zgromadziła w Waszyngtonie "największą widownię w historii. Kropka". Rzeczniczka kampanii Trumpa Kellyanne Conway wyjaśniła później, że Spicer przedstawił tylko "alternatywne fakty". Jak się okazało, nowa prezydentura była usłana wieloma podobnymi "alternatywnymi faktami".
2. Trump zwycięzca wyborów
Poza liczbą uczestników jego inauguracji, nowego prezydenta od początku mierziła też inna liczba: głosów oddanych na niego w wyborach. Jak wiadomo, Trump wygrał wybory (dzięki większej liczbie głosów elektorskich), lecz zgromadził o prawie 3 miliony mniej głosów niż jego oponentka Hillary Clinton. Jaka była odpowiedź Trumpa? "Fake news!"
"Poza wielką wygraną w Kolegium Elektorów, wygrałem też w głosowaniu powszechnym, jeśli odejmiemy miliony ludzi, którzy głosowali nielegalnie!" - napisał na Twitterze Trump jeszcze przed objęciem urzędu.
Nie miał na potwierdzenie swojej tezy żadnych dowodów ani danych. Nie przedstawiła ich też powołana przez niego specjalna komisja ds. uczciwości wyborów. W ciągu 11 miesięcy istnienia, komisja spotkała się dwukrotnie. Kiedy jeden z jej członków z ramienia Demokratów poprosił o raport z dotychczasowych wyników badań komisji, spotkał się z odmową.
3. Trump a sprawa rosyjska
Nowy rezydent Białego Domu z równą swadą kłamał w sprawach małych i mało znaczących, jak i tych ważnych. Być może największe potyczki z prawdą dotyczyły jednego z najważniejszych tematów prezydentury Trumpa: rosyjskiej ingerencji w kampanię wyborczą. Co do tego, że Kreml starał sie wpłynąć na proces wyborczy, za pomocą operacji informacyjnych i ataków hakerskich, wątpliwości nie ma prawie nikt. Stwierdziły to wszystkie amerykańskie służby, firmy zajmujące się cyberbezpieczeństwem, portale społecznościowe, komisja Kongresu - zarówno Republikanie, jak i Demokraci. Wątpił tylko Trump. Jego stanowisko zmieniało się jak w kalejdoskopie.
Jeszcze przed objęciem urzędu twierdził, że za atakiem na serwery Demokratów i opublikowaniem ich e-maili mógł stać "ważący 400 funtów haker", 14-latek, albo Chińczycy. W Warszawie stwierdził, że mogli to zrobić Rosjanie, ale zaraz potem dodał, że "nikt tego nie wie na pewno". Innym razem całą sprawę określił mianem "fake news" lub "oszustwem". Po swoim pierwszym spotkaniu z Władimirem Putinem, Trump wspominał, że dwukrotnie i ostro zapytał go wprost, czy ingerował w amerykańskie wybory. Putin dwukrotnie zaprzeczył i Trump wydawał się usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. Natomiast po ich drugim spoktaniu w listopadzie, amerykański przywódca wymyślił w końcu salomonową odpowiedź:
- Za każdym razem, kiedy się widzimy, on mówi mi, że tego nie zrobił i naprawdę myślę, że on w to wierzy. On w to wierzy i czuje się dotknięty, kiedy go o to pytam - powiedział prezydent USA. Ale zaraz potem dodał: - Jeśli chodzi o to, w co ja wierzę, to jestem z naszymi agencjami wywiadowczymi.
4. Trump altruista
Ostatnie tygodnie prezydentury Trumpa były zdominowane przez długo zapowiadaną reformę systemu podatkowego. W skrócie polega ona na jego uproszczeniu, ale przede wszystkim na dużej obniżce podatków, z której w zdecydowanie największym stopniu skorzystają korporacje i najbogatsze 5 procent Amerykanów, zaś w najmniejszym ci najmniej zarabiający (ci mogą stracić ze względu na zmiany w systemie ubezpieczeń zdrowotnych). Mimo to, Trump stwierdził, że on sam nie skorzysta na tej obniżce. Mało tego: on na tym straci cały majątek!
- Ta ustawa będzie kosztować mnie fortunę - uwierzcie mi. Uwierzcie mi, to nie jest dla mnie dobre - przekonywał podczas wiecu w Missouri. - Moi księgowi wariują. Ale hej, zobaczcie, jestem prezydentem. Nie obchodzi mnie to. Już mnie to nie obchodzi. Obchodzi moich bogatych przyjaciół, ale nie mnie.
Prawda jest jednak taka, że biznesowe imperium Trumpa, a także on sam skorzystają na reformie tak samo, jak jego przyjaciele. Opierając się na jedynym dotąd ujawnionym zeznaniu podatkowym Trumpa, "New York Times" wyliczył, że obniżka pozwoli mu zaoszczędzić ponad miliard dolarów - większość z tytułu zniesienia podatku od spadków i darowizn.
5. Trump rekordzista
Trump wielokrotnie w ciągu swojej prezydentury chwalił się bitymi przez siebie rekordami. Jego umowa z Arabią Saudyjską dotycząca zakupu zbrojeń miała być największa w historii i przynieść Ameryce 270 miliardów dolarów; w rzeczywistości może przynieść 80, choć i to jest niepewne. Największa w historii również miała być redukcja podatków - i również nie będzie. Ale być może najbardziej jaskrawe kłamstwo w tym zakresie padło w miniony czwartek.
- Wiecie, jedną z rzeczy, której ludzie nie rozumieją jest to, że podpisaliśmy większą liczbę legislacji niż ktokolwiek inny. Pobiliśmy rekord Harry'ego Trumana - powiedział Trump w West Palm Beach na Florydzie.
Jak to się ma do prawdy? Zgadliście: nijak. Trump nie tylko nie pobił tu żadnego rekordu, ale w pierwszym roku prezydentury podpisał najmniejszą liczbę ustaw niż jakikolwiek inny prezydent w powojennej historii USA.
6. Trump wynalazca
Kolejny gatunek Trumpowych kłamstw: przypisywanie sobie sukcesów i wynalazków, które już zostały wynalezione. W wywiadzie dla Fox News, prezydent ogłosił się wynalazcą słowa "fake" (fałszywy) i frazy "fake news". W rozmowie z "The Economist", wynalazł frazę "prime the pump" ("napełniać pompę"), która w słowniku ekonomistów istniała już w XIX wieku. Podobnie, Trump przypisał sobie zasługi w pokonaniu ISIS - mimo że grupa zaczęła tracić swoje terytorium na długo przed objęciem przez niego urzędu - i wyeliminowaniu "tysięcy" regulacji krępujących biznes - mimo że z wielu z nich zrezygnowano przed zwycięstwem Trumpa.
W jednym ze swoich ostatnich tweetów prezydent oznajmił zaś, że "Ludzie znów są dumni z mówienia 'Merry Christmas'. Jestem dumny, że przewodziłem szarży przeciwko atakowi na naszą ukochaną i piękną frazę. MERRY CHRISTMAS!!!!!". Cóż, poziom dumy trudno jest zmierzyć. Łatwo jednak sprawdzić, że poprzednik Trumpa - oskarżany o bycie ukrytym muzułmaninem - nie miał żadnych oporów przed składaniem bożonarodzeniowych życzeń. Jak policzył portal Slate, Barack Obama publicznie użył rzekomo niepoprawnych słów co najmniej 17 razy.
I co z tego?
A cóż to jest prawda? - pytał kiedyś cynicznie Poncjusz Piłat. Podobne podejście wydaje się prezentować amerykański prezydent. To przerażająca myśl. Bo choć wiele z tych przykładów dotyczy spraw błahych, a nieprawdy wypowiadane przez Trumpa nie miały w większości wielkiego znaczenia dla obrotu spraw świata, to w ogólnym rozrachunku efekt jest niszczycielski i demoralizujący. Jeśli przywódca najpotężniejszego mocarstwa na świecie notorycznie, beztrosko i bezkarnie kłamie, to jakie znaczenie może mieć prawda? Jak może funkcjonować demokracja, jeśli polityk u władzy może mówić co chce, zupełnie nie licząc się z tym, czy jego słowa mają jakiekolwiek oparcie w faktach? Sprawdzianem być może będą przyszłoroczne wybory. Ale obawiam się, że dziedzictwo Trumpa i jego przykład może przetrwać długo po tym, jak on i jego prezydentura przejdą do historii.