Niewielka frekwencja w Belgii
Do południa w Brukseli głos oddało ok. 700
osób - powiedział dziennikarzom konsul Mikołaj Kwiatkowski.
23.10.2005 15:15
Konsul Kwiatkowski ocenił frekwencję na stosunkowo niewielką, jeśli się weźmie pod uwagę, że w Belgii mieszka lub przebywa ok. 70 tys. Polaków.
Polacy mogą też głosować w komisjach wyborczych w Antwerpii oraz w Luksemburgu. Ocenia się, że na listach wyborców jest ok. 5.400 osób, z czego w samej Brukseli - ok. 4 tys.
Stosunkowo dużo rodaków wychodzi z konsulatu rozżalonych, że nie ma już dodatkowych zapisów na listy wyborców.
Nie możemy głosować, odbiera się nam prawo głosu, a przecież mamy dowody osobiste - krzyczał jeden z mężczyzn. Apelują, żeby iść do wyborów, a potem nas wypraszają - narzekali niedoszli wyborcy.
To, że nie chciałam zagłosować w pierwszej turze wyborów to nie oznacza, że nie będę chciała zagłosować w drugiej. Nie było żadnej wzmianki w internecie. Ponoć wprowadzili przepisy po pierwszej turze, a potem mówią o małej frekwencji - mówiła jedna z Polek, wychodząc z konsulatu.
Kwiatkowski wyjaśnił, że powodem są niejasne przepisy dotyczące wyborów prezydenckich, które określają jedynie, że zagranicą można dopisywać wyborców na listy do trzeciego dnia przed głosowaniem.
Można to było różnie interpretować i Państwowa Komisja Wyborcza zadecydowała 10 października, że chodzi o głosowanie w pierwszej turze wyborów i że druga tura stanowi jedną całość z poprzednim głosowanie - powiedział konsul.
Oznacza to, że w drugiej turze mogą brać udział tylko osoby zapisane przed wyborami prezydenckimi, np. w wyborach parlamentarnych lub na głosowanie w pierwszej turze.
Od tej reguły są wyjątki: dopisywać na listy można osoby z zaświadczeniami z gminy lub z innego kraju o prawie do głosowania, a także tych, którzy między turami ukończyli 18 lat oraz tych, którzy nie znaleźli się na liście z powodu błędu.
Według konsula, już teraz można ocenić, że w Belgii i w Luksemburgu zdecydowanie więcej Polaków zagłosowało w wyborach prezydenckich niż parlamentarnych. Łatwiej im utożsamić się z kandydatami na prezydenta. Więcej też o nich wiedzą - przypuszcza Kwiatkowski.
Głosujący podkreślali, że udział w wyborach to ich obowiązek. Wybieramy prezydenta na kolejne pięć, a być może nawet 10 lat, to trzeba wziąć udział w głosowaniu, bo ważne jest, jaka osoba reprezentuje nas na arenie międzynarodowej - mówiła jedna z głosujących kobiet.
Patrycja Rojek