Trwa ładowanie...
17-06-2010 10:43

Nieświeże kotlety i "piekielne" straszaki w kampanii

Na koniec kampanii wyborczej podano nam wyjątkowe nieświeże kotlety w postaci hasła o prywatyzacji służby zdrowia. Czekały one na odgrzanie trzy lata, od czasu kampanii parlamentarnej. Ciekawe, czy Prawo i Sprawiedliwość zagra straszeniem prywatyzacją szpitali za kilkanaście miesięcy, podczas kolejnych wyborów? Bardzo możliwe, bo wszelka prywatyzacja to nadal dobry straszak, a o przegranych procesach mało kto pamięta.

Nieświeże kotlety i "piekielne" straszaki w kampaniiŹródło: Polityka
d1midi3
d1midi3

Jakby nie było na razie był to jedyny właściwie spór, który, gdyby był prawdziwy, można byłoby określić jako merytoryczny. Reszta mieściła się w nastrojach, klimatach, unikach, wzywaniu do spokoju, który dla kampanii, gdy trzeba się jednak różnić, co nie oznacza popisywania się agresją, jest zabójczo krępujący. Kampanię zdominowały więc scholastyczne w gruncie rzeczy rozważania, czy Jarosław Kaczyński naprawdę się zmienił i czy jego partia rzeczywiście chce podążać w stronę centrum, czy też to wszystko jest maskaradą. Z drugiej strony debatowano o wpadkach, prawdziwych lub wyszukiwanych na siłę, Bronisława Komorowskiego, no i może jeszcze o tym, czy powinien polować, czy też poddać się żądaniu ekologów i tego hobby zaprzestać.

Czy po katastrofie smoleńskiej mogło być inaczej? Zapewne przynajmniej częściowo tak, choć odwrócenie owego niebezpiecznego trendu, kiedy wszyscy deklamują w gruncie rzeczy to samo ( porozumienie, współpraca, zgoda) było bardzo trudne. Sztuczne przedłużanie żałoby, co PiS z premedytacją robiło, było być może trwalszą społeczną potrzebą niżby się wydawało. W każdym razie Platforma ze swoim kandydatem nie znaleźli sposobu na uczynienie tej kampanii bardziej polityczną taką, w której rozmawia się o prezydenturze, typie politycznego przywództwa, koniecznej modernizacji (ze wskazaniem, co to określenie tak naprawdę znaczy), o innych ważnych politycznych i gospodarczych kwestiach. Dopiero w ostatnim tygodniu za sprawą premiera Tuska nabrano odwagi, by powiedzieć, że wygrana Jarosława Kaczyńskiego oznacza kolejne konflikty, a może nawet - jak to ujął premier - "piekło". Być może to właśnie oznaczałaby. To zależy, czy PO jest rzeczywiście przygotowana do jakiejś ofensywy zmian, czy ma pomysły i projekty. Jeżeli
wygra Komorowski będzie można to sprawdzić.

Klimat tej kampanii wyznaczyły nie tylko smoleńska katastrofa, ale także powódź, która dodatkowo zachęcała do charytatywnych koncertów, a nie do wiecowania. Jednak na przykład Grzegorz Napieralski, który, mając niewątpliwie łatwiejszą sytuację psychologiczną niż Komorowski, na którego barki spadły obowiązki wynikające z pełnienia obowiązków prezydenta, postawił na kampanię w miarę normalną, wśród ludzi, na licznych spotkaniach, pod bramami fabryk. Być może przyniesie mu to niezły wynik, a w każdym razie stał się politykiem rozpoznawalnym, czyli zapewne osiągnął założony cel.

Stawka tych wyborów jest bowiem dla różnych kandydatów różna. Dwaj liczą na zwycięstwo, choć Kaczyński bez względu na ostateczny wynik już wygrał, bowiem zyskał społeczne zaufanie, skonsolidował przynajmniej chwilowo partię, poprawił jej notowania, wyprowadził ją z zaułka, w jakim utknęła przed katastrofą. Komorowski i PO też nie są bez sukcesów, choć nie są one tak spektakularne jak Kaczyńskiego. W trakcie tak dramatycznych wydarzeń, które mogłyby obalić nie jeden rząd Donald Tusk jako lider zyskał, rząd poprawił swe notowania, a PO, nadal zdecydowanie prowadzi w sondażach. W trakcie powodzi dał przykład sprawności, Komorowski jako wykonujący obowiązki głowy państwa doprowadził do wyboru Marka Belki, czyli bardzo dobrego prezesa banku centralnego, zmieniono ostatecznie ustawę o IPN, powołano Radę Bezpieczeństwa Narodowego, nowego Rzecznika Praw Obywatelskich, rozstano się ze skompromitowaną KKRiT, czyli sporo zrobiono dla stabilizacji ładu instytucjonalnego. Pozycja Waldemara Pawlaka w partii nie chwieje
się, ale jednak po raz pierwszy PSL nie jest pewne swego w następnych wyborach, czyli przekroczenia 5% progu. To może być zapowiedź zmiany. Kończą się marzenia Andrzeja Olechowskiego o powrocie do polityki. Co będzie z SLD? To być może jedno z ciekawszych pytań z tego "drugiego rzędu".

d1midi3

Wydaje się, że kończy się czas dawnych autorytetów lewicy. Kwaśniewskiego, Cimoszewicza, kończy się polityczna kariera Marka Borowskiego. Odchodzi pokolenie Okrągłego Stołu. Młodzież Napieralskiego wygra to starcie, tylko czy będzie widziała po co? Najważniejsze jest jednak pytanie, czy po takiej kampanii Polacy wiedzą, po co wybierają prezydenta, do jakich zadań? Można sądzić, że w większości nie wiedzą.

Janina Paradowska, publicystka "Polityki", specjalnie dla Wirtualnej Polski

d1midi3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1midi3
Więcej tematów