PolskaNieobecni nie mają racji

Nieobecni nie mają racji

W Sejmie trwają prace nad ordynacją wyborczą do parlamentu europejskiego. Na razie wiadomo tyle, że wybory będą powszechne, a na 1,5 mln mieszkańców przypadać ma jeden poseł.

17.11.2003 16:10

Spór o ordynację wejdzie w ostrą fazę, gdy dojdzie do ustalania granic i liczebności okręgów. Wśród posłów zdania na ten temat są podzielone. Na razie przeważa pomysł podziału na sześć dużych okręgów, co przypomina punkt wyjścia do dyskusji, jaki kiedyś zaproponował profesor Kulesza, planując nowy podział administracyjny kraju. O jedenastu okręgach mówią sejmowi liberałowie z PO.

Bez szans?

Gdyby utrzymana została zasada podziału państwa na sześć okręgów, Opolszczyzna nie ma wielkich szans na zdobycie choćby jednego mandatu. Uratować by nas mogła jedynie ponadprzeciętna frekwencja, która zrekompensowałaby małą liczbę mieszkańców naszego regionu w stosunku do ludniejszych sąsiadów.

Jednak doświadczenie z dotychczasowych wyborów i referendów każe sceptycznie oceniać nasze zdolności mobilizacyjne. Jedyną zatem szansą uzyskania przez nas wpływu na kształt decyzji podejmowanych w Brukselskim parlamencie pozostaje walka o to, by Opolszczyzna stała się okręgiem wyborczym.

Czy to realne?

Nie, jeśli pozostaniemy bierni, jeśli przyjmiemy tłumaczenia naszych parlamentarzystów, że klamka zapadła i w zasadach wybierania posłów do europejskiego parlamentu na wszelkie zmiany już za późno.

Tak, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że debata nad kształtem ordynacji toczona będzie w cieniu zbliżających się wyborów parlamentarnych. Czy można wyobrazić sobie partię polityczną, która odmówi poparcia inicjatywie stworzenia na Opolszczyźnie okręgu?

Wedle najpopularniejszego obecnie projektu podziału kraju na okręgi wyborcze, Opolszczyzna włączona zostanie do okręgu dolnośląskiego a nawet i lubuskiego. A jakaś resztówka może do śląskiego.

Co to w praktyce oznacza?

Przede wszystkim naszą nieobecność we wszelkich instytucjach europejskich, w których podejmowane są istotne decyzje: rozdziału pieniędzy, czy tworzenia praw. To brak przedstawiciela naszego regionu tam, gdzie z godnie z zasadami UE osiąga się kompromisy drogą negocjacji. A nieobecni nie mają racji.

Region dolnośląski liczy ponad trzy miliony mieszkańców, my - ponad milion. Patrząc od strony czysto rachunkowej, przy urnach dolnoślązacy "nakryją nas czapkami".

Zatem na przykład poseł Dobrosz, wcześniej polityk PSL, dziś LPR o zabarwieniu twardo narodowym, ma realną szansę zostać w Brukseli reprezentantem naszego regionu.

Czy po to broniliśmy kiedyś "Swego, Opolskiego"? Po to tłumaczyliśmy do upadłego warszawskim politykom, na czym polega specyfika naszego regionu, by po wygranej wojnie o Opolszczyznę przegrać dziś pokój?

Mówiąc otwarcie - nie ma dziś w parlamencie klimatu ani ochoty na tworzenie innych niż wielomilionowe okręgi wyborcze. Ale kilka lat temu koncepcja podziału kraju na dwanaście okręgów też przecież wydawała się nie do ruszenia. A jednak.

Po co ich wybraliśmy?

Opolscy parlamentarzyści publicznie oznajmiają, że ani im w głowie tworzenie wspólnej listy, tym bardziej walka o korzystniejszy dla nas kształt okręgów wyborczych.

Czy jednak po to ich wybieraliśmy, by tłumaczyli się nam z własnych niemożności? By objaśniali nam, dlaczego "się nie da"? Czy po to, by dbali o nasz interes i, suto opłacani z naszych podatków, wyręczali nas w znajdowaniu wyjść z sytuacji pozornie beznadziejnych?

Jeśli jednak nie zechcą się podjąć obowiązków, jakie na nich ciążą, możemy wziąć sprawę we własne ręce. Nie musimy czekać, aż partyjne centrale zechcą ułożyć listy naszych kandydatów. Możemy wybrać i wspierać ich sami.

Spróbujemy?

W demokracji, póki większość w głosowaniu nie podejmie decyzji, wszystko jest możliwe. Dlatego redakcja "Nowej Trybuny Opolskiej" zamierza podjąć próbę doprowadzenia do zmiany ordynacji wyborczej tak, aby opolanie mogli sami wybrać swojego przedstawiciela w parlamencie europejskim.

Mirosław Olszewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)