ŚwiatNiemieckie Jugendamty raz pomagają, a raz szkodzą

Niemieckie Jugendamty raz pomagają, a raz szkodzą

Duża władza niemieckich Jugendamtów wiąże się z ryzykiem, że oprócz wielu uzasadnionych interwencji zdarzają się też przypadki działań na szkodę, także polskich rodzin. Oskarżenia o arogancję i łamanie prawa przez urzędy znajdują wówczas swój finał w sądach. W ubiegłym roku niemieckie Urzędy do Spraw Młodzieży interweniowały bardzo często i z dużą skutecznością. Prawa rodzicielskie zostały odebrane aż 38,5 tys. razy.

Niemieckie Jugendamty raz pomagają, a raz szkodzą
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

07.11.2012 | aktual.: 08.11.2012 07:41

W wielu przypadkach ingerencja urzędu w życie rodziny przeprowadzona była w profesjonalny sposób, a wszystkie podjęte działania miały na względzie dobro dziecka. Tym, niemniej wśród tak dużej liczby interwencji na światło dzienne wypływają również sprawy z zarzutami kryminalnymi w tle.

"Dzięki Jugendamtowi moja rodzina wyszła na prostą"

Do grupy, która bardzo skorzystała z pomocy Jugendamtu zalicza się Aleksandra, jeszcze do niedawna postrach dzielnicy. Kolorowe włosy, prowokacyjne ubrania, tatuaże, piercing i głośna, wulgarna mowa. Nastolatka włóczyła się po ulicach i razem z koleżankami zaczepiała i "obskubywała" przechodniów, biła się, piła, paliła, brała narkotyki, często "urywał się jej film", kilka razy wylądowała w szpitalu lub na policji. Do matki przychodziły powiadomienia, że za niewypełnianie obowiązku szkolnego (do 16 roku życia) grozi kara pieniężna. Ola nie chciała zmienić swojego nastawienia, żadne prośby i błagania nie pomagały. Z policji, ze szpitala i ze szkoły szły meldunki do Jugendamtu, którego obowiązkiem jest zatroszczyć się o rodzinę w tak fatalnej sytuacji i udzielić jej odpowiedniej pomocy.

Pracownice socjalne początkowo jedynie rozmawiały i pouczały dziewczynę, ale w związku z brakiem poprawy w zachowaniu zaleciły Oli udział w specjalnej grupie - mieszkającej w specjalnym ośrodku, pod opieką wychowawców oraz zajęcia dla "młodzieży zdystansowanej do szkoły".

Pobyt w ośrodku okazał się strzałem w dziesiątkę. Dziewczynę udało się odpowiednio zmotywować, tak, że obecnie kontynuuje naukę i niebawem zostanie fizjoterapeutką. Na warunki pobytu też nie narzeka: otrzymuje kieszonkowe i zwrot pieniędzy za przejazdy do domu, dodatkowo ma też uzyskać pomoc w znalezieniu pracy i mieszkania.

Pomocna dłoń urzędników

Również pani Gabriela nie żałuje, że zgłosiła się do Jugendamtu, mimo że jak twierdzi wcześniej nasłuchała się wielu niepochlebnych opinii o tej instytucji.

Powodem jej problemów był konflikt małżeński spowodowany wpływem teściowej oraz rozbieżnymi oczekiwaniami małżonków. Okazało się jednak , że pracownica Jugendamtu była miłą i cierpliwą osobą, a także nie chciała zbytnio ingerować w rodzinne relacje. Urząd udzielił jej finansowego wsparcia i dał wolną rękę w wyborze osoby mogącej świadczyć profesjonalną pomoc.

W obydwu przypadkach pomoc w języku polskim udzieliła rodzinom pracująca w Berlinie psycholog Danuta Stokowski.

Arogancja urzędu i zarzuty kryminalne

Natomiast jak najgorszą opinię o działalności Jugendamtów ma pani Małgorzata Landsmann. Jej córka Michelle od wczesnego dzieciństwa miała duże problemy zdrowotne, powikłania po przebytej białaczce spowodowały poważne dysfunkcje organizmu. Wiązało się to z opieką kliniki uniwersyteckiej oraz specjalistycznymi terapiami, na które środki pani Małgorzata otrzymywała m.in. z prywatnych fundacji.

W maju tego roku przyszedł list z Jugendamtu, że Michelle została zabrana prosto ze szkoły na diagnostykę lekarska. W rozmowie telefonicznej nikt z urzędu nie chciał udzielić matce szczegółowych informacji. O miejscu pobytu córki dowiedziała się po kilku dniach od swoich znajomych. W szpitalu córka znajdowała się w opłakanym stanie, bez terapeuty i odpowiedniego łóżka pielęgnacyjnego. Trzytygodniowy pobyt spowodował uwstecznienie się dziecka. Po zameldowaniu złych warunków w szpitalu regionalnemu urzędowi ds. kontroli szpitali, przeniesiono Michelle w trybie natychmiastowym do tzw. wspólnego mieszkania, gdzie przebywa do dzisiaj. Sąd rodzinny nie śpieszy się jednak z podjęciem decyzji w sprawie natychmiastowego wydania dziecka. Z kolei ofiarą molestowania seksualnego stała się 7- letnia córka pani Elżbiety Łukaszuk z Berlina. Polka ma dużą pretensje do placówki, za to , że dopuściła do opieki nad dziećmi opiekuna, który okazał się pedofilem. O całym procederze dowiedziała się przypadkowo, podczas pobytu
córki w domu. Sprawa została zgłoszona na policję, a badania w specjalistycznym szpitalu potwierdziły najgorsze obawy. Mężczyzna został zawieszony w funkcji wychowawcy.

W obydwu tych przypadkach nikt z personelu Jugendamtów, w których doszło do tych patologii, nie zechciał odpowiedzieć na przesłane przez nas pytania.

Słabe wsparcie dla Polaków

Dr. Bernd Schneider z działu prasowego miasta Brema zaznaczył w rozmowie z Wirtualną Polską, że Jugendamty interweniują we wszystkich przypadkach, o których wiedzą, ze dobro dziecka jest zagrożone. Urząd nie może ignorować żadnych sygnałów, nawet, jeżeli na końcu stwierdzi brak przesłanek do jakichkolwiek obaw.

Wsparcie polega na pomocy w pokonywaniu kryzysowych sytuacji. Jeżeli dobra dziecka nie można zabezpieczyć za pomocą "miękkich środków", wówczas dzieci są odbierane rodzicom. Tego typu decyzja musi być zatwierdzona przez sąd. - Do skarg na pomoc Jugendamtów dla dzieci i młodzieży dochodzi w sporadycznych przypadkach, tak, że nawet ciężko to zjawisko usystematyzować za pomocą liczb - dodał Schneider

Z kolei Marcin Gall, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech podkreśla, że niesprawiedliwe działania Jugendamtów dotykają nie tylko Polaków, ale też Francuzów, Amerykanów, Rosjan, Włochów, Turków i również obywateli Niemiec. Różnica polega na tym, że w innych krajach wsparcie dla rodziców jest bardziej ofensywne i skuteczne. Według naszego rozmówcy konsulowie mimo chęci niesienia pomocy, są ograniczeni ustawami. Ogromne znaczenie ma też miejsce zamieszkania: rodzice, którzy mieszkają w okolicy Berlina mogą dostać bardziej skuteczną pomoc niż ci z zachodnich landów.

Nadgorliwość urzędników

Na zakończenie ciekawe spostrzeżenie odnośnie nadgorliwości niektórych urzędników Jugendamtu. Burmistrz dzielnicy Berlina Neunkoeln Heinz Buschkowsky na łamach "Der Tagesspiegel" stwierdził, że przypadek Kevina - dwulatka z Bremy pozbawionego życia przez rodziców w październiku 2006 r., spowodował zwiększenie obaw w Jugendamtach, aby czegoś źle nie zrobić. Pracownicy tych ośrodków stawiają sobie, zatem pytania, "jakich paragrafów ustawy o ochronie dzieci i młodzieży nie zastosowaliśmy w tej rodzinie"? lub też, "jeżeli dwie ostatnie terapie nie powiodły się to może spróbujemy po raz trzeci". Tego typu psychoza - zdaniem burmistrza - prowadzi do wielu nieporozumień.

Jak zatem widać z powyższych historii i wypowiedzi, temat Jugendamtów jest wielowątkowy. Na tak dużą liczbę interwencji pojawiają się i zapewne pojawiać się nadal będą nieprawidłowości, pozytywną wiadomością jest, natomiast zauważanie ich przez coraz więcej instytucji np. w komisji europejskiej przyjęty został niedawno raport, dzięki któremu rodzice otrzymali ważny argument w bataliach sądowych z urzędnikami.

Jarosław Kozakowski, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)