Niemiecki dziennik wraca do wojny. "Polacy stali się w ciągu jednej nocy łatwym łupem"
"Wymiar przemocy w czasie niemieckiej okupacji Polski w latach 1939-1944 przekracza wszelką wyobraźnię, a następstwa terroru są w Polsce odczuwalne do dziś" - napisał niemiecki historyk dr Jochen Boehler, pracownik Kollegium im. Imre Kertésza w Jenie i wykładowca Sorbony. Jego obszerną analizę opublikował "Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
02.10.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:11
Na wstępie Boehler opisuje źródła, do jakich może sięgnąć historyk, który chce zbadać skutki II wojny światowej w Polsce. To m.in. archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, zawierające dokumenty sporządzone po wojnie przez Główną Komisję Badań Zbrodni Niemieckich w Polsce.
"Setki tysięcy stron liczą akta Głównej Komisji, na których w standardowych protokołach niewyobrażalne rzeczy zostały zapisane z biurokratyczną skrupulatnością". Ta ostatnia sprawia - jak zaznacza autor artykułu - że trudno z tych formalnych dokumentów wyczytać prawdziwe cierpienie ludzi. "Podobnie ma się rzecz z raportami przechowywanymi w Żydowskim Instytucie Historycznym, spisanymi według jednego wzoru" - zauważa Boehler. "Dlatego niektóre z wcześniejszych publikacji polskich i żydowskich historyków, którzy przeżyli wojnę, czyta się raczej jak napisane w formie książki tabele śmierci niż jak opowiadania".
Są też wyjątki - wczesne publikacje polskich i żydowskich historyków, którzy przeżyli II wojnę światową. Jedną z nich jest historyczno-prawnicza analiza Mariana Pospieszalskiego - członka Komisji Głównej.
Ofiary i sprawcy
"Wymagało czasu, by w Polsce uświadomono sobie nie tylko wymiar, ale i implikacje niemieckich zbrodni wojennych" - zauważa historyk z Jeny. Dodając, że obecnie temat ten jest jednym z dobrze zbadanych. Jako przykład wymienia po stronie polskiej m.in. popularno-naukowe opracowania Władysława Bartoszewskiego, a po stronie niemieckiej Martina Broszata, dyrektora Instytutu Historii Współczesnej w Monachium.
Broszat był do początku lat 90. prawie jedynym ekspertem w tej dziedzinie w Niemczech. Od tego czasu jednak niemieckie uniwersytety odkryły temat dla siebie i prowadzą badania w tym zakresie. Powstałe opracowania mają wspólną cechę - pisze Jochen Boehler - a mianowicie to, że uwzględniają i porównują dostępne po obu stronach źródła, a zatem źródła sprawców i ofiar. "To, że w Niemczech tak mało wiadomo o linii i następstwach niemieckiej okupacji w Polsce - powodowane jest nie tylko brakiem informacji" - zauważa badacz.
Nieznane zbrodnie
"Z nastaniem wojny Polacy stali się w ciągu jednej nocy łatwym łupem" - pisze historyk z Jeny i porównuje I i II wojnę światową. Z dokumentów Komisji Głównej, ale i niemieckiej armii wynika, że w ciągu niecałych trzech tygodni oddziały Wehrmachtu spaliły ponad 500 miejscowości i miast. W płomieniach ginęły dzieci, ojcowie byli rozstrzeliwani. "Szok był dlatego tak duży, bo takich zbrodni ze strony niemieckich czy austriackich wojsk nie znano z I wojny światowej" - stwierdza autor analizy, zauważając, że zniszczenie Kalisza w 1914 roku pozostało wyjątkiem.
W czasie II wojny światowej było inaczej. Spustoszenie siały Wehrmacht i Gestapo, wspierane przy mordowaniu miejscowej inteligencji przez paramilitarne formacje złożone z mniejszości niemieckiej Volksdeutscher Selbstschutz.
Rasistowska ideologia
"Bezlitosna niemiecka polityka okupacyjna w Polsce po 1939 roku była zatem zupełnie inna niż polityka po roku 1914" - stwierdza Boehler i wyjaśnia, dlaczego. "Jej podstawa nie była już imperialistyczna, tylko rasistowska, a Niemcy działali w Polsce w nieuregulowanej prawnie przestrzeni i nie musieli obawiać się kar za zbrodnie popełnione na Polakach i Żydach" - zauważa.
"Polak mógł w każdej chwili stracić dom, dobytek i majątek, trafić do obozu koncentracyjnego, pracować jako robotnik przymusowy, być deportowanym do Trzeciej Rzeszy albo w akcie zemsty zostać rozstrzelanym, a owa nieuchronna rzeczywistość okupacyjna dotyczyła (mimo lokalnych różnic) całego kraju" - czytamy w "FAZ".
Zbrodnicze raporty
Historyk przytacza także niemieckie źródła informujące o okupacyjnej rzeczywistości, spisane "z dumą" przez niemieckich przywódców. Takim dokumentem jest Raport Stroopa, opisujący powstanie w getcie warszawskim czy raport przywódcy SS Friedricha Katzmanna, dokumentujący eksterminację ludności żydowskiej z dystryktu Galicja.
Historyk wyjaśnia jeszcze niemieckiemu czytelnikowi, że Polacy od początku wojny reagowali na okupacyjny terror. Pod niemiecką okupacją w Generalnej Gubernii, tworząc państwo podziemne z własnym systemem prawnym, edukacyjnym, Armią Krajową i rządem w Londynie, który już w 1942 roku ostrzegał, że "celem niemieckiego okupanta w Polsce jest zniewolenie, a ostatecznie zagłada narodu polskiego". "Tragedią narodu polskiego jest to, że takie ostrzeżenia pozostały niezauważone przez opinię publiczną - o czym świadczy raport Jana Karskiego, którego tłumaczenie ukazało sią w Niemczech dopiero w 2011 roku" - stwierdza historyk.
Rozliczenie po latach
"Różnorodne doświadczenia po wschodniej i zachodniej stronie granicy można odczytać z biografii historyków" - zauważa autor artykułu w "FAZ". "Niemiec Broszat był w hitlerowskiej młodzieżówce, Polak Bartoszewski był więźniem Auschwitz. Fakt, że mimo wszystko Bartoszewskiego łączyła głęboka przyjaźń z prezydentem Niemiec von Weizsaeckerem, który w 1939 roku brał czynny udział w inwazji na Polskę, świadczy o jego osobistym formacie" - pisze historyk.
Podobnym aktem był dla niego list polskich biskupów do niemieckich z prośbą o przebaczenie. Antyniemiecka nagonka, jaka po nim nastała, oznaczała dla historyka prawa Mariana Pospieszalskiego koniec kariery naukowej. Pospieszalski nie chciał uczestniczyć w antyniemieckiej kampanii, mimo świadomości, że Republika Federalna Niemiec "nie rozliczyła na dobrą sprawę niemieckiej okupacji w Polsce".
"Jednym z setek przykładów" było uwolnienie od wszelkich zarzutów Heinza Reinefartha, znanego jako "rzeźnika Warszawy" i awansowanie go na burmistrza Westerlandu. Dopiero 70 lat po stłumieniu Powstania Warszawskiego w Westerlandzie pojawiła się tablica pamiątkowa informująca, że burmistrz tego miasta był jednym z odpowiedzialnych za masakrę ludności. Napis na niej głosi "Z pokorą oddajemy pokłon ofiarom Powstania Warszawskiego w nadziei na pojednanie".
opr. Katarzyna Domagała