Miliardy wydane na Bundeswehrę. Polska armia może zazdrościć
W połowie poprzedniej dekady niemieckie media zaczęły donosić o zaniedbaniach w Bundeswehrze – niesprawnych okrętach, wadliwych karabinach i uziemionych samolotach. Opinia publiczna zaczęła naciskać na polityków, a ci zabrali się do pracy. Jak po siedmiu latach od skandalu wygląda Bundeswehra?
16.01.2022 08:30
Niemcy bardzo dbają o przejrzystość działań władz. Każdego roku Bundestag przedstawia raport na temat stanu armii. Opinia publiczna dowiaduje się nie tylko, ile pieniędzy i na co zostało wydanych, ale także może poznać stan gotowości poszczególnych rodzajów sił zbrojnych i stany skompletowania jednostek.
Takiego komfortu obywatele Polski nie mają. O awariach, remontach czy wyposażeniu dziennikarze dowiadują się najczęściej z przecieków. W Niemczech wszystko jest podawane czarno na białym. Stąd wiadomo, że w 2017 roku Marine nie posiadała żadnego sprawnego okrętu podwodnego.
Wówczas wybuchł skandal, choć stan armii nie był wielką tajemnicą. Od lat Berlin zmniejszał stany osobowe i sprzętowe Bundeswehry. Zwłaszcza wojsk lądowych. Po zjednoczeniu Niemiec władze stwierdziły, że zagrożenie dla kraju zostało oddalone i utrzymanie wielkiej oraz kosztownej armii mija się z celem.
Miliardy wydane na modernizację Bundeswehry
Obcięto budżet ministerstwa. W kolejnych raportach powtarzały się informacje o brakach części zamiennych, na które nie przeznaczono funduszy. Najmocniej ucierpiały Luftwaffe i Marine – najbardziej kosztowne rodzaje sił zbrojnych. Co nie znaczy, że Niemcom brakuje sprzętu. Tak nie jest. Mimo oszczędności Niemcy posiadają jedną z najnowocześniejszych armii na świecie.
Nie przeszkodziło to jednak, aby w Polsce media powiązane z partią rządzącą podkreślały, że niemiecka armia upada, jednocześnie chwaląc się, że Siły Zbrojne RP będą kupowały "okręty podwodne wyposażone w samoloty", programy Miecznik i Czapla dostarczą nowe okręty, BWP Borsuk znajdzie się na wyposażeniu wojsk zmechanizowanych, a śmigłowców "będzie więcej, lepszych i taniej".
Minęło niespełna sześć lat. Okręty podwodne, obiecane polskim marynarzom, zostały przesunięte na lata po roku 2030. Czapla została skasowana, a Miecznik cały czas jest konsultowany. Borsuk wciąż jest testowany, a śmigłowców nadal nie ma. Jak sprawa ma się u Niemców?
Zobacz także
Luftwaffe. Miliardy wydane na doposażenie niemieckiej armii
Siły powietrzne miały ogromny problem z gotowością maszyn. Powodem był nie tylko brak części, ale zasady kwalifikowania stanu gotowości statków powietrznych. Za maszynę niegotową do lotu, określa się tę, która wróciła z misji i przechodzi przegląd.
W ten sposób z 128 Eurofighterów w jednostkach znajdowało się 81 samolotów, z czego gotowych do lotu było 39. Luftwaffe posiada także 93 wielozadaniowe Panavia Tornado. Spośród nich 63 znajdowały się w jednostkach, a w pełnej gotowości było 26 maszyn.
Niemcy posiadają 58 śmigłowców NH-90. W ich przypadku największą przeszkodą stały się wysokie koszty utrzymania, co przy cięciach budżetowych spowodowało, że zaledwie 13 znajdowało się w pełnej gotowości bojowej.
Choć, jak sami niemieccy żołnierze podkreślają, stany, które jednostki utrzymują, wystarczają do prowadzenia szkolenia w czasie pokoju i wysyłania sił ekspedycyjnych w ramach kontyngentów NATO, rząd zdecydował, że jeśli największym problemem był niewystarczający budżet, to po prostu go zwiększono. Obecnie gotowość operacyjna wzrosła do 60 procent.
Ponadto rozpoczęły się dostawy sześciu wielozadaniowych samolotów transportowo-tankujących Lockheed Martin C-130J/KC-130J Super Hercules. Niemcy planują także zakup wielozadaniowych samolotów F/A-18F Super Hornet oraz przełamania obrony powietrznej E/A-18G Growler, które mają być następcami dla części Tornado.
Przeciwko temu zakupowi tradycyjnie protestują partie lewicowe, które uważają, że Bundeswehrze nie są potrzebne zdolności do przenoszenia ładunków atomowych. Dyskusje nad tym zakupem zapewne będą jeszcze trwały w nowym rządzie koalicji SPD, FDP i Zielonych, ponieważ utrzymanie tych zdolności zostało zapisane w umowie koalicyjnej. Socjaldemokratyczna minister obrony, Christine Lambrecht, zapowiedziała, że zbadana zostanie jeszcze możliwość pozyskania "rozwiązania europejskiego".
Prawdopodobnie oznacza to, że Niemcy myślą nad kolejną wersją lub modyfikacją Eurofightera. Stawiają tym samym na własny przemysł, a nie zakupy za oceanem.
Marine. Miliardy na restrukturyzację Bundeswehry. Zakupy militarnej floty
Polscy marynarze zapewne chcieliby mieć takie problemy, jak ich niemieccy koledzy. Niemiecka komisja parlamentarna uznała, że gotowość do służby trzech z pięciu korwet typu 130 za niewystarczającą. Czwarta znajdowała się w przeglądzie po rejsie. Za skandaliczne zostało uznane trzyletnie opóźnienie w budowie trzech pierwszych fregat rakietowych typu 125. Problem stanowiły błędy konstrukcyjne – zła stateczność i przeciążenie poza zakładany limit. Po wprowadzeniu poprawek okręty zostały przyjęte na stan floty.
Rok temu Niemcy rozstrzygnęli przetarg na budowę czterech niszczycieli rakietowych typu Mehrzweckkampfschiff 180. Nowy typ ze względów politycznych nazywany jest dużą fregatą, albo wielozadaniowym okrętem bojowym. Choć program złapał opóźnienie, Niemcy liczą, że pierwszy z nich zostanie zwodowany do końca 2023 roku. Będą to potężne jednostki wypierające ponad 9000 ton. Mają osiągać prędkość 26 węzłów i mieć zasięg 4000 mil morskich. Nie są to jedyne zakupy Marine.
Ze względu na problemy z napędem w portach stoją oba zbiornikowce. Niemcy postanowili nie modernizować starych jednostek i zamówili dwa nowe okręty tego typu. Ponadto pojawią się trzy okręty rozpoznawcze, a wszystkie fregaty otrzymają nowe pociski typu NSM Block 1A. Jest to pokłosie współpracy militarnej z Norwegami w ramach rozwoju programów morskich. Największy z nich dotyczy okrętów podwodnych.
Podwodna potęga. Bundeswehra zasilona
Obecnie niemiecka Marynarka Wojenna posiada sześć okrętów podwodnych. Dwa kolejne zostały zamówione w 2021 roku w ramach wspólnego niemiecko-norweskiego programu. Była do niego zaproszona również Polska, ale zawirowania w Warszawie, spowodowały, że MON zrezygnował z udziału we wspólnej budowie.
Jesienią 2017 roku cała niemiecka flotylla znajdowała się w stoczniach na przeglądach i przeciągających się remontach. Wina leżała po stronie polityków, którzy nie przeznaczyli odpowiednich środków. Kolejną przyczyną były niewystarczające moce przerobowe niemieckich stoczni, które nie nadążały z licznymi zamówieniami. Pół roku później gotowe były dwie jednostki. Jesienią 2018 roku trzy.
- Normą jest, że jeśli ma się sześć okrętów, to zwykle trzy są w morzu, a pozostałe pozostają w rezerwie – mówił wówczas kmdr Manfred Grabienski, komendant Centrum Szkolenia Okrętów Podwodnych w Eckernförde.
- Możemy je przywrócić do gotowości bojowej w każdej chwili. Nie stanowi to żadnego problemu. Problemem są wyszkolone załogi, stąd staramy się być konkurencyjni na rynku pracy. Jednak służba na okręcie podwodnym, bez żadnego kontaktu z bliskimi, bez telefonu komórkowego, bez mediów społecznościowych, nie jest dla wszystkich - dodawał.
Braki kadrowe. Żołnierze zawodowi i kontraktowi
O ile pieniądze nie stanowią problemu, tak braki kadrowe owszem. Jeszcze niedawno w armii brakowało około 20 tysięcy żołnierzy. Wspominał o tym w swoim raporcie pełnomocnik Bundestagu do spraw sił zbrojnych Hans-Peter Bartels:
"Choć w roku sprawozdawczym Bundeswehra odnotowała wzrost liczby żołnierzy służby okresowej i żołnierzy zawodowych o łącznie cztery tysiące, to liczba żołnierzy rozpoczynających służbę zmniejszyła się w porównaniu z rokiem 2017 o trzy tysiące do 20 tysięcy, czyli do poziomu najniższego w jej historii".
Obecnie w Bundeswehrze służy niespełna 184 tys. żołnierzy zawodowych i kontraktowych. Projekt modernizacji przewiduje, że zostanie zmniejszony stan żołnierzy zawodowych, ale znacznie zwiększony ochotników. W sumie ma służyć prawie 190 tys. osób.
Zarówno media, jak i armia uznały ten program za słuszny. Zwłaszcza w przypadku wojsk lądowych, które mają największe braki.
Heer. Bundeswehra się zbroi za miliardy
Informacje o przestarzałych pociskach przeciwpancernych niemieckich czołgów obiegły całą Europę. Jak donosiły media, używane pociski nie są w stanie sprostać najnowszym niemieckim pancerzom. Nikt nie dodawał jednak, że Leopardy są zaledwie jednym z kilku stopni obrony przeciwpancernej.
W jej skład wchodzą śmigłowce uderzeniowe Tiger z pociskami PARS i HOT-3. Samobieżne haubice 155 mm Panzerhaubitze 2000, które mogą strzelać precyzyjnymi pociskami SMArt155. Kolejną warstwą są BWP Marder, uzbrojone w niemiecką wersję pocisków Spike-LR/LR2.
Jeszcze cztery lata temu Heer posiadało 244 czołgi Leopard 2. Z czego do dyspozycji jednostek było 176. Obecnie jest ich około 260. Docelowo w 2026 roku ma ich być około 320, a starsze wersje mają zostać zmodernizowane do standardu 2A7V. Stopniowo także wprowadza się nowe pociski.
Niemiecka armia. Plany
Działania, jakie podjął poprzedni, chadecki rząd, a kontynuuje obecny, spodobały się opinii publicznej i żołnierzom. W 2022 roku Bundeswehra otrzymała budżet w wysokości 50,3 mld euro. Aż o 7 procent wyższy niż rok wcześniej. Niemal 20 mld ma zostać przeznaczonych na modernizację techniczną.
Z tego najwięcej poświęcone zostanie na rozbudowę marynarki wojennej. Okręty podwodne będą kosztowały 2,79 mld euro. Okręty rozpoznawcze - 2,1 mld, samoloty patrolowe P-8A Poseidon - 1,43 mld. Rząd w Berlinie od lat zna znaczenie Morza Północnego i Bałtyku, stąd nie mogą dziwić takie inwestycje.
Dla wojsk lądowych zatwierdzono modernizację bojowych wozów piechoty Puma, zakup nowych karabinków szturmowych, pojawią się także nowe pojazdy ewakuacji medycznej i wozy rozpoznania. Śmigłowce NH-90 zostaną wyposażone w nowe systemy elektroniczne.
Mimo to, pozostanie jeszcze kilka luk, które w najbliższych latach trzeba będzie zapełnić. Jak np. obrona przeciwlotnicza krótkiego zasięgu. Jedynym problemem Niemców jest czas. Finanse, zdolności własnego przemysłu i wiedza, są. Jeśli będzie wola polityczna, możemy być świadkami jednej z najszybszych modernizacji sił zbrojnych na świecie.